Tragedie połączyły rodziny Marco Simoncellego i Luisa Saloma

W 2011 w trakcie wyścigu MotoGP o Grand Prix Malezji doszło do śmiertelnego wypadku Marco Simoncellego. Po pięciu latach, na torze Catalunya podczas treningu Moto2 zginął Luis Salom.

Łukasz Kuczera
Łukasz Kuczera

Marco Simoncelli był wschodzącą gwiazdą MotoGP. Włoch typowany był na następcę Valentino Rossiego. Znany był też z bezkompromisowej jazdy - w sezonach 2010 i 2011 doprowadził do kilka upadków kolegów z toru, za co był karany przez sędziów.

Aż nadszedł wyścig o Grand Prix Malezji w 2011 roku. "Super Sic" popełnił błąd na pierwszym okrążeniu i upadł, a jadący tuż za nim Colin Edwards oraz Valentino Rossi nie mieli czasu, aby ominąć upadającego Simoncellego. Siła uderzenia w głowę Włocha była tak duża, że pękł mu kask. Pomimo natychmiastowej akcji personelu medycznego, jego życia nie udało się uratować.

Minęło pięć lat. W tym czasie w MotoGP i niższych klasach dochodziło do wielu niebezpiecznych wypadków, jednak poziom bezpieczeństwa na imprezach wzrósł. Tory posiadają pułapki żwirowe w zakrętach, które wyhamowują upadającego zawodnika zanim trafi on w bandę. Ponadto pojawiły się kurtyny powietrzne, które montowane są w miejscach, gdzie odległość od zakrętu do bandy jest stosunkowo mała.

ZOBACZ WIDEO Mistrzostwa Polski Rallycross 2016 w Toruniu

Pomimo takich zabezpieczeń, w piątek rodzina MotoGP musiała opłakiwać kolejną stratę. W zakręcie numer dwanaście toru Catalunya Luis Salom stracił panowanie nad motocyklem. Hiszpan wypuścił maszynę przed siebie, a następnie trafił w nią. Obrażenia wewnętrzne były tak rozległe, że pomimo natychmiastowego transportu do szpitala i rozpoczęcia operacji, lekarze stwierdzili zgon.

Gdy doszło do tej tragedii, Paolo Simoncelli, ojciec tragicznie zmarłego Marco, nawet nie oglądał sesji treningowych przed wyścigiem o Grand Prix Katalonii. Jechał samochodem, gdy zadzwonił do niego dziennikarz z włoskiej "La Gazetta dello Sport". Włoch musiał zatrzymać się na poboczu i chwilę mu zajęło zanim informacja o śmiertelnym wypadku Saloma dotarła do niego.

- Co mogę powiedzieć? Gdy w grę wchodzi duża prędkość, to zawsze niesie z sobą niebezpieczeństwo. To jest fakt. Nieważne czy jedziesz na skuterze, lecisz samolotem czy ścigasz się na motocyklu. To pierwsza rzecz, którą mówię teraz dzieciom i ich rodzicom, których trenuję. Pytam ich czy wiedzą, że to jest niebezpieczna pasja i praca. Czasem wyglądają na oszołomionych, ale tak po prostu jest. Czasem przez wiele lat nie zdarza się nic, a potem... Technologia się zmienia, tory stają się bezpieczniejsze, mamy zaawansowaną odzież dla motocyklistów, ale ryzyko ciągle jest - mówi Paolo Simoncelli.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×