Myszka: wiele lat na to czekałem i w końcu się udało

Pływający w windsurfingowej klasie RS:X Piotr Myszka wywalczył w tym roku po raz pierwszy w karierze kwalifikację olimpijską. - Wiele lat na to czekałem, pracowałem i w końcu się udało - powiedział Myszka.

Maciej Frąckiewicz
Maciej Frąckiewicz
Materiały prasowe / Szymon Sikora / PZŻ

Piotr Myszka od wielu lat jest obok Przemysława Miarczyńskiego najlepszym polskim deskarzem i obaj godnie reprezentują Polskę na arenie międzynarodowej. Pomimo tego, że zawodnik AZS AWFiS Gdańsk ma na swoim koncie między innymi złote medale mistrzostw świata oraz Europy, na igrzyskach olimpijskich nigdy wcześniej nie był. Na poprzednich czterech był natomiast Miarczyński, który także ma w swoim dorobku medale MŚ i ME. Obaj panowie mieliby duże szanse na zdobycie medalu na igrzyskach, ale przepisy są takie, że każdą klasę żeglarską może reprezentować tylko jedna załoga lub zawodnik z danego kraju.

- Z tego, że jadę na igrzyska cieszę się najbardziej. Wiadomo, tę kwalifikację wywalczyłem w Omanie na mistrzostwach świata więc wtedy była ta euforia. Teraz jest już formalność i statuetka z nominacją wyjazdu na igrzyska więc cieszę się, bo wiele lat na to czekałem, pracowałem i w końcu się udało - powiedział Piotr Myszka.

Droga do Rio de Janeiro nie była wcale dla Piotrka taka prosta, ponieważ po mistrzostwach Europy musiał odrobić siedmiopunktową stratę do Pawła Tarnowskiego i właśnie tę imprezę uważa za najtrudniejszy moment mijającego sezonu.

- Myślę, że mistrzostwa Europy na Sycylii były najtrudniejszym momentem w sezonie, bo tam wydawało się, że wszystko jest dobrze poukładane i że jest forma. Miałem dobry początek po którym prowadziłem w tych zawodach, ale potem gdzieś te miejsca mi uciekały i skończyłem na ósmym miejscu i było lekkie rozczarowanie. Ale zrobiłem rachunek sumienia, odrobiłem pracę domową i postanowiłem dobrze przygotować się do mistrzostw świata - oznajmił Myszka.

Reprezentant Energa Sailing Team Poland powiedział, że pomimo tej wpadki na mistrzostwach Europy nie przestał wierzyć w zdobycie olimpijskiej kwalifikacji.

- Absolutnie nie wyobrażałem sobie innego scenariusza. Do Omanu jechałem z myślą, że jadę tam i wracam z kwalifikacją. Nie było w ogóle cienia wątpliwości w mojej głowie, że może być inaczej. Może wielu ludzi już stwierdziło, że faktycznie ta różnica punktowa jest zbyt wielka, aby odrobić stratę, ale dla mnie nie była ona taka duża. Wiedziałem, że jak dobrze się przygotuję i dam z siebie wszystko na zawodach to wszystko jest możliwe i dokładnie tak było - pewnie stwierdził 34-letni żeglarz.

Maciej Frąckiewicz

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×