Starsi panowie, estońscy panowie dwaj

Starsi panowie, starsi panowie, starsi panowie dwaj, już szron na głowie, już nie to zdrowie, a w sercu ciągle maj – śpiewał kiedyś Kabaret Starszych Panów. W wypadku naszej dwójki, choć są sportowymi weteranami, przesadą byłoby mówienie o szronie na głowie, ale w ich sercach maj gości na pewno. A na szyi jednego ponownie zawisł złoty medal mistrzostw świata w narciarstwie klasycznym, w czym spora zasługa tego drugiego, który zajął w biegu na 15 kilometrów piąte miejsce. Andrus Veerpalu i Jaak Mae.

Daniel Ludwiński
Daniel Ludwiński

Spośród wszystkich konkurencji narciarstwa klasycznego biegi narciarskie są właściwie jedyną, w której sukcesy odnoszą co jakiś czas zawodnicy zbliżający się do czterdziestki. Na skoczniach widzimy popisy nastolatków, którzy zdobywają medale nawet na igrzyskach olimpijskich i mistrzostwach świata, w kombinacji norweskiej średnia wieku czołówki jest wyższa, jednak reżim treningowy niezbędny do prezentowania dobrej formy na skoczni jest nieco inny niż w przypadku biegacza, u którego najważniejsza jest wytrzymałość. Obecnie na trasach ponownie mamy całą grupę weteranów, którzy od wielu lat rywalizują na najwyższym poziomie – są to m.in. Odd Bjoern Hjelmeset, Mathias Fredriksson, a także Andrus Veerpalu i Jaak Mae. I właśnie ostatnia dwójka w bieżącym sezonie spośród "starej gwardii" spisuje się najlepiej, a najlepszą formę przygotowała na mistrzostwa świata.

Obydwaj narciarze swoje kariery rozpoczęli w czasach, gdy tylko okazjonalnie rozgrywano tak powszechne dziś sprinty i biegi masowe (Veerpalu debiutował na igrzyskach w Albertville, a Mae w Lillehammer) i do dziś zdecydowanie najlepiej czują się w startach, gdy rywalizują z konkurentami jedynie korespondencyjnie, a głównym przeciwnikiem jest upływający czas. Przed mistrzostwami świata w Libercu obydwaj weterani spisywali się przeciętnie i nie walczyli o zwycięstwa, toteż prawie nikt nie stawiał ich w gronie głównych faworytów. Prawie, bo inne zdanie miał wspaniały przed laty biegacz Vegard Ulvang, który miał zresztą pod koniec swojej kariery okazję rywalizować z obydwoma Estończykami. Norweg stwierdził, że zarówno Veerpalu jak i Mae będą niezwykle groźni szczególnie na dystansie 15 kilometrów stylem klasycznym i miał rację.

Na trasie tego biegu Veerpalu stoczył pasjonujący bój z Lukasem Bauerem i spory wpływ na losy biegu miała postawa Mae. Co prawda czeski biegacz stwierdził na mecie, że w końcówce nie był w stanie pobiec szybciej, gdyż zabrakło mu sił i dlatego przegrał, jednak wyniki mogłyby wyglądać inaczej, gdyby nie współpraca Estończyków. Wylosowali oni sąsiednie numery startowe i ruszający trzydzieści sekund po swoim koledze Veerpalu szybko dogonił go i odtąd aż do mety biegli razem zmieniając się często na czele i przejmując wzajemnie trudy prowadzenia. W efekcie Andrus wywalczył złoty medal, a Jaak na mecie miał piąty czas. Dla zwycięzcy to niepierwszy triumf w karierze – wygrał już wcześniej na 30 km na mistrzostwach świata w Lahti w 2001 roku, a także dwukrotnie na igrzyskach w Salt Lake City i Turynie, zdobywając ponadto również srebrne i brązowe medale. Z kolei Mae będący przez całą karierę nieco w cieniu swojego kolegi nie powiększył wprawdzie swojego dorobku (brąz olimpijski z Salt Lake City i srebro z mistrzostw świata w Val di Fiemme), jednak kolejny raz uplasował się na wysokim miejscu w czołowej dziesiątce.

Triumf Andrusa Veerpalu w Libercu oznacza, że został on najstarszym złotym medalistą wśród mężczyzn w historii mistrzostw świata, gdyż niedawno skończył 38 lat!. A jak weterani spisywali się na tej największej narciarskiej imprezie w poprzednich latach? W ciągu ostatnich dwudziestu pięciu lat nietrudno znaleźć również w gronie medalistów zawodników zbliżających się do czterdziestki. Najbardziej znaną postacią jest wśród nich z pewnością Maurilio De Zolt, który największe sukcesy odniósł właśnie pod koniec kariery. W 1987 roku w Oberstdorfie mając 37 lat wygrał bieg na 50 kilometrów i został tym samym najstarszym mistrzem świata – jego osiągnięcie poprawił dopiero Veerpalu. W kolejnych latach Włoch długo nie miał zamiaru kończyć kariery i uczynił to dopiero mając niespełna 44 lata (!), gdy w Lillehammer wywalczył mistrzostwo olimpijskie w sztafecie. Tylko rok młodszy kończąc karierę był Harri Kirvesniemi, jednak akurat w jego przypadku trudno mówić o chwalebnym rozstaniu się ze sportem. Fiński biegacz na mistrzostwach świata w Lahti (na jego cześć nawet maskotka mistrzostw miała na imię Harri) wraz z kolegami z drużyny wygrał bieg sztafetowy, jednak ledwie kilka dni później cała czwórka uczestników tej zespołowej rywalizacji przyłapana została na stosowaniu dopingu i medale utraciła.

Kilkanaście lat wcześniej karierę późno kończył Oddvar Braa. Wybitny norweski narciarz nie osiągał już pod koniec lat 80-tych wielkich wyników, ale na igrzyskach w Calgary zdołał zająć czwarte miejsce. Z nartami ostatecznie pożegnał się w 1991 roku mając 40 lat podczas biegu na 50 kilometrów w Oslo, gdzie symbolicznie przekazał pokoleniową pałeczkę wspomnianemu wyżej Ulvangowi. Wśród Norwegów również w ostatnich latach nietrudno znaleźć zawodników długowiecznych. W marcu ubiegłego roku, także startując w maratonie w stolicy swojego kraju, karierę zakończył Kristen Skjeldal, mistrz olimpijski w sztafecie z Albertville, jednak w jego przypadku wiek zbliżony do 40 lat uniemożliwiał już od kilku sezonów walkę na najwyższym poziomie. Natomiast urodzony w 1971 roku Odd Bjoern Hjelmeset ani myśli żegnać się ze sportem i dwa lata temu w Sapporo mając 36 lat dołączył do grona najstarszych mistrzów świata, gdyż po wspaniałej walce ze swym kolegą z drużyny, rok młodszym Frode Estilem, wywalczył złoto na dystansie 50 kilometrów. Jak pokazuje historia, właśnie najdłuższe biegi najbardziej sprzyjają doświadczonym zawodnikom, którzy umiejętnie rozkładają siły i nie dają się znacznie młodszym rywalom.

Weteranki nietrudno znaleźć również wśród pań. W 1982 roku w Oslo na mistrzostwach świata srebro w sztafecie wywalczyła niezwykle utytułowana Galina Kułakowa, która miała wówczas 40 lat. W identycznym wieku na igrzyskach w Albertville była Raisa Smietanina, która zdołała nawet przelicytować osiągnięcie swojej poprzedniczki, gdyż zdobyła złoto. Jej główną rywalką przez znaczną część kariery była Maria Lisa Hamalainen-Kirvesniemi, żona wspomnianego wyżej Harriego, która narty odłożyła w wieku 39 lat po igrzyskach w Lillehammer, gdzie podobnie jak rok wcześniej na mistrzostwach świata w Falun zdobywała medale.

W ostatnich latach kibice mieli okazje oglądać wspaniałą rywalizację Hilde Pedersen ze znacznie młodszymi biegaczkami. Na mistrzostwach świata w Oberstdorfie miała ponad 40 lat i zdobyła złoto w sztafecie. O ile więc Andrus Veerpalu został w Libercu najstarszym triumfatorem wśród mężczyzn, o tyle wśród pań wciąż nikt w tej kategorii nie pobił Norweżki. A przecież rok później na igrzyskach w Turynie sięgnęła ona dodatkowo po brąz na 10 kilometrów. Hilde Pedersen obecnie nie startuje już w Pucharze Świata, jednak regularnie pokazuje się się w maratonach Worldloppet, gdzie na dystansach liczących kilkadziesiąt kilometrów osiąga kolejne duże sukcesy, gdyż nieraz wśród pań jest zdecydowanie najlepsza.

Jaka sportowa przyszłość czeka więc Andrusa Veerpalu i Jaaka Mae? Przykłady De Zolta i Pedersen pokazują dobitnie, że obydwaj Estończycy spokojnie mogliby jeszcze pobiegać nawet przez kilka sezonów. Obydwaj jednoznacznie mówią jednak, że w ich przypadku o startach po czterdziestce nie ma mowy i ich kariery zakończą się wraz z igrzyskami w Vancouver. Dwaj weterani mają więc przed sobą jeszcze jeden sezon. Czy ponownie medalowy? - tego dowiemy się za rok.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×