Czy historia zatoczy koło?

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Gdy 23 sierpnia 1992 roku w malowniczej niemieckiej miejscowości Pfaffenhofen Australijczyk Leigh Adams sięgał po tytuł najlepszego żużlowego juniora globu, bohater sobotniego finału IMŚJ w Gorican, a zarazem rodak Adamsa, Darcy Ward liczył sobie niewiele ponad trzy miesiące. Pewnie nikt z członków jego rodziny nie przypuszczał, że za 17 lat ten mały brzdąc powtórzy osiągnięcie wielkiego jeźdźca z Antypodów.

W tym artykule dowiesz się o:

Adams w walce o złoty medal, w wyścigu dodatkowym, zmierzył się z reprezentantem Wielkiej Brytanii Markiem Loramem. Anglik ten pojedynek przegrał, jednak odrobił to sobie z nawiązką w dorosłym ściganiu. Adams, mimo że przez wielu fanów czarnego sportu jest być może bardziej cenionym jeźdźcem, najcenniejszego żużlowego trofeum nigdy nie zdobył.

Bo czymże jest triumf w rozgrywce o Indywidualne Mistrzostwo Świata w kategorii juniorów? Patrząc na to jak w cyklu Grand Prix poczyna sobie "rosyjski car" Emil Sajfutdinov można by rzec, że jest to wstęp do wielkiej żużlowej kariery. Niestety nie zawsze sukcesy osiągane w młodzieżowym ściganiu po żużlowym owalu mają przełożenie na dalszy rozwój karier. Najlepszymi juniorami świata byli m.in. Steve Baker, Shawn Moran, Ron Preston, Igor Marko, a także Alf Busk - pierwszy w historii triumfator tych zmagań (Vojens 1977 r.). Trzeba przyznać, że są to nazwiska, które przeciętnemu kibicowi żużla niewiele mówią. Nie ma się jednak czemu dziwić, skoro oprócz sukcesu w juniorskich mistrzostwach nic więcej w swych żużlowych biografiach nie osiągnęli.

Polacy w klasyfikacji medalowej potyczek o tytuł najlepszego zawodnika do lat 21 na świecie wyraźnie przewodzą stawce. Dość powiedzieć, że na przestrzeni lat 1996-2007 tylko raz na podium tych najważniejszych młodzieżowych zawodów zabrakło reprezentanta kraju nad Wisłą. Pierwszy z polskich czempionów do lat 21 Piotr Protasiewicz, mimo iż przez kila lat rywalizował wśród najlepszych, nie zrobił jednak tak wielkiej kariery jaką mu wróżono.

Jarosław Hampel, Krzysztof Kasprzak, czy choćby Rafał Dobrucki, mimo tego że walczą o najwyższe cele na krajowym podwórku oraz mają już uznaną markę w ligach zagranicznych, żużlowego świata jednak (jak na razie) nie podbili. Karol Ząbik, Rafał Okoniewski, Robert Miśkowiak, Paweł Hlib, Rafał Szombierski, czy Dawid Kujawa to kolejni z medalistów IMŚJ, którzy z różnych przyczyn nie do końca poradzili sobie w dorosłym speedwayu. Wielki talenty popadły w przeciętność. Niektórzy z nich nawet w skrajną. Także losy pierwszego z polskich medalistów Piotra Śwista nie potoczyły się tak jak wielu się spodziewało.

Krzysztof Cegielski to osobny temat. Zawodnik, który w 2000 roku na domowym torze w Gorzowie wywalczył srebrny medal, przegrywając ze Szwedem Andreasem Jonssonem, to przykład żużlowca, który mógł osiągać (i pewnie zrobiłby to) wielkie wyniki w rywalizacji z najlepszymi. Niezwykle pracowity, utalentowany, choć w jego roczniku pewnie wielu bardziej obdarzonych talentem by się znalazło. Niestety w jego przypadku zastosowanie miała stara prawda mówiąca o tym, że w życiu trzeba mieć jednak trochę szczęścia. Cegielskiemu trochę tego łutu pomyślności zabrakło. Zamiast walczyć o zaszczytne pozycje w cyklu Grand Prix i innego rodzaju zawodach "Cegła" zmaga się z inwalidztwem, przy okazji komentując i obserwując poczynania najlepszych w żużlowym fachu.

Robert Dados był (w naszej pamięci ciągle jest) niestety jednym z wielu, dla którego wielki sukces i wciąż rosnące z tym faktem oczekiwania okazały się katastrofalne w skutkach. Im szybciej przychodzi sukces, wielki wynik, tym poprzeczka jest zazwyczaj coraz wyżej stawiana. Niestety, nie każdy jest w stanie udźwignąć ciężar i presję z tym związaną. "Dadi" był niestety jednym z tych, którzy sobie z tym nie poradzili. Co gorsza nie on jeden…

Z drugiej strony brak znaczących osiągnięć w wieku juniorskim również dla wielu młodych ludzi jest niezwykle dołujący. Wydaje się, że jedyną receptą na sukces (mniejszy lub większy) jest ciężka i wytrwała praca, a także upór w dążeniu do wytyczonego sobie celu. Wciąż jeszcze nam panujący mistrz świata Nicki Pedersen będąc juniorem niezbyt się wyróżniał z tłumu młodych gniewnych chcących trafić kiedyś na żużlowy Olimp. Dziesiątki młodych jeźdźców, nawet z naszego kraju, było zdolniejszych w tamtych czasach od krnąbrnego Duńczyka. Jednak to właśnie Pedersen dzięki pracowitości, zaciętości i wierze we własne umiejętności trzykrotnie trafił na żużlowy szczyt.

Jeden z najlepszych zawodników w dziejach czarnego sportu, Szwed Tony Rickardsson na swoim koncie posiada "zaledwie" brązowy medal IMŚJ wywalczony w 1990 roku we Lwowie po barażowym wyścigu z Jarosławem Olszewskim. Na dokładkę jednak Rickardsson może poszczycić się sześcioma tytułami indywidualnego mistrza świata, a w ogóle jedenastoma krążkami wywalczonymi w seniorskim czempionacie. Retorycznie można zapytać co osiągnął nasz Olszewski?

Wracając jednak do sobotniego finału trzeba także zauważyć, że zawody w Gorican były historycznymi, bo ostatnimi, które najlepszego juniora świata wyłoniły w jednodniowej rywalizacji. W przyszłym roku 34. finał tych rozgrywek rozegrany zostanie w formule Grand Prix, a o zwycięstwie zadecydują rezultaty osiągnięte w trzech turniejach. I mimo, że jednodniowe zawody mistrzowskie posiadają niepowtarzalną magię i co jakiś czas związane są ze zjawiskiem tzw. "dnia konia", to i mini cykl GP powinien dostarczyć kibicom niezapomnianych wrażeń.

W 1992 roku triumfował Adams, przed Loramem i kolejnym Brytyjczykiem Joe Screenem, który tytuł IMŚJ wywalczył rok później. W Chorwacji natomiast na podium obok Warda stanęli także Jurica Pavlic oraz Patrick Hougarad. Miejsca na nim zabrakło dla Taia Woffindena. Czy bohaterowie sobotniego finału pójdą w ślady medalistów sprzed 17 lat i przez wiele sezonów będą utrzymywać się w gronie najlepszych zawodników świata? A może to raczej do któregoś z zawodników, który w Gorican zajął odległą pozycję, bądź w ogóle tam nie wystąpił (np. Łotysz Maksim Bogdanow) za kilka lub kilkanaście lat będzie należała przyszłość światowego speedwaya?

Najlepszym z polskich juniorów w ostatnim jednodniowym juniorskim finale był Maciej Janowski. Młody wrocławianin zapewne bardzo żałuje straconej szansy na medal (złoto), gdyż po upadku i wykluczeniu w trzeciej serii startów punktów wystarczyło tylko na piątą lokatę. Na pocieszenie niech pozostanie fakt, że w finale w 1992 roku, w którym triumfował Adams, również piątą pozycję zajął niejaki Tomasz Gollob. Oby ten fakt był dobrą wróżbą dla Janowskiego i oby młody żużlowiec wrocławskiego Atlasa osiągnął choć część tego co podczas swojej bogatej kariery zdołał wywalczyć najbardziej utytułowany polski żużlowiec.

Źródło artykułu:
Komentarze (0)