Zginął od ciosu nożem. "Całe miasto wiedziało o jego problemach"

Zdjęcie okładkowe artykułu: Newspix / Mieczyslaw Szymkowski / Na zdjęciu: Edward Jancarz
Newspix / Mieczyslaw Szymkowski / Na zdjęciu: Edward Jancarz
zdjęcie autora artykułu

Gdy w jednym z hoteli trwał uroczysty Bal Sportu, w willi nieopodal doszło do straszliwej zbrodni. Jednego z najbardziej znanych w Polsce zawodników żona ugodziła nożem. Niestety, śmiertelnie.

- Już w trakcie gali przy stolikach zaczęła krążyć wiadomość, że w domu Edwarda Jancarza stało się coś złego, ale wtedy nikt nie przypuszczał, że skutki okażą się tak fatalne - mówił nam aktualny trener i były zawodnik Stali GorzówStanisław Chomski.

Do tragedii doszło dokładnie 31 lat temu. Edward Jancarz, jeden z największych żużlowców w historii Stali Gorzów, która jest aktualnym wicemistrzem Polski, nie przeżył ataku nożem. Miał zaledwie 46 lat.

Dramat rozegrał się 11 stycznia 1992 roku. W jednym z gorzowskich hoteli odbywał się wtedy Bal Sportu. Niecałe dwa kilometry dalej w jednej z wilii przy ulicy Chodkiewicza doszło do awantury domowej. Jak się okazało, pokłócili się właśnie Jancarz i jego żona Katarzyna. Kobieta zadała cios nożem. Słynny zawodnik zmarł. Informacja o tym tragicznym wydarzeniu rozeszła się po mieście bardzo szybko.

ZOBACZ Wielka impreza i pakiet sponsorski dla klubu z PGE Ekstraligi? "Rozmowy trwają"

Wszyscy wiedzieli o jego problemach

Dla całego Gorzowa to wydarzenie było szokiem, choć mieszkańcy i kibice żużla dobrze znali Edwarda Jancarza i jego problemy. Legendarny zawodnik nie potrafił odnaleźć się w życiu osobistym i zaczął sięgać po alkohol. Za każdym razem, kiedy to robił, zmieniał się nie do poznania. Źródłem jego kłopotów była brutalnie przerwana kariera.

A ta rozpoczęła się w 1965 i długo była pasmem sukcesów. Zawodnik Stali szybko wdrapał się na szczyt. W efekcie aż dziesięć razy uczestniczył w finałach mistrzostw świata. Najwyższe trzecie miejsce wywalczył już w 1968 roku w Göteborgu. Jancarz był wtedy nastolatkiem, więc jego osiągnięcie wzbudziło wielkie uznanie w środowisku. Poza tym był również drużynowym mistrzem świata, czterokrotnym medalistą mistrzostw świata par i siedmiokrotnym drużynowym mistrzem Polski.

- Wtedy wszyscy chcieli być tacy jak on. Ludzie chodzili na stadion dla niego. Na torze prezentował nienaganną technikę, ale poza tym był też estetą. Jego motocykle robiły wrażenie. Niczym nie ustępowały tym z torów angielskich, a to wtedy było centrum żużla, w którym spotykała się cała śmietanka. W życiu prywatnym jego ubiór też robił wrażenie - opowiadał nam trener Stanisław Chomski.

"Skończył się żużel, skończyło się życie"

Życie Edwarda Jancarza zmieniło się w sierpniu 1984. To wtedy odbył się mecz Polska - Włochy. Areną zmagań zawodników był stadion w Gorzowie Wielkopolskim. Podczas jednego z wyścigów rozegrała się tragedia. - Ciągle mam to przed oczami. Jechaliśmy w tym biegu razem, a naszym rywalem był Valentino Furlanetto - wspominał Bogusław Nowak, kolega z toru Jancarza, który jeździł z nim w Stali Gorzów przez 15 lat.

Rywal Nowaka i Jancarza wychodził wtedy znakomicie spod taśmy, a później doskonale odpierał ataki rywali. Gorzowianie wiedzieli, że trudno będzie go pokonać. - Mieliśmy świadomość, że musimy wymyślić coś wyjątkowego. Uzgodniliśmy, że ja będę atakować go przy krawężniku, a Edek po szerokiej. Byliśmy przekonani, że Furlanetto obu nas nie upilnuje - opowiadał Nowak, który brał udział w feralnym wyścigu.

Szalona pogoń za Furlanetto zakończyła się makabrycznym upadkiem. Uderzony motocyklem Jancarz wyleciał w powietrze i z całym impetem uderzył głową w tor. Dodatkowo wpadły w niego inne motory. Zawodnik trafił do szpitala i nie było wiadomo, czy przeżyje. Lekarze zdołali go uratować. Ich zdaniem to był cud.

Jancarz wrócił wprawdzie na tor, ale nie odzyskał już dawnego blasku. - Bardzo to przeżywał. Nie mógł się z tym pogodzić. Zabrakło meczów, kibiców, oklasków, a pojawiły się problemy osobiste - przyznawał Nowak. To właśnie wtedy sam Jancarz miał powiedzieć, że kiedy skończył się żużel, skończyło się także jego życie.

Choć od śmierci legendy Stali minęło już 31 lat, to gorzowscy kibice nigdy o nim nie zapomnieli. Od 1992 w mieście rozgrywany jest coroczny Memoriał im. Edwarda Jancarza. Jego imię nosi gorzowski stadion żużlowy oraz jedna z ulic. W grudniu 2005 roku uroczyście odsłonięto jego pomnik.

Zobacz także: Miedziński przygotowuje się do sezonu Były uczestnik mistrzostw świata zawieszony

Źródło artykułu: WP SportoweFakty
Komentarze (12)
avatar
Pacanowy łeb
12.01.2023
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
MAREK Gorzów i Stalowiec z Zacisza to Lubelaczek bez honoru ,ktory nie potrafi uszanować, nie żyjącej osoby !  
avatar
GW speedway
11.01.2023
Zgłoś do moderacji
4
4
Odpowiedz
@Falubaz 2: Przypomnieć Ci Falubazie dwóch morderców?  
avatar
KotEnio
11.01.2023
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
To ile zabojczyni dostala ???  
avatar
Falubaz 2
11.01.2023
Zgłoś do moderacji
4
7
Odpowiedz
Jaki klub takie legendy  
avatar
Stalowiec z Zacisza
11.01.2023
Zgłoś do moderacji
2
4
Odpowiedz
@MarekGorzow; My tez rozpijamy wlasnie flaszke i 6 debowych mocnych z Ruskiem na ta okolicznosc. Pozdrawiamy zza warcia.