Maciej Janowski: W pewnym momencie było mi tak samo blisko do Falubazu, jak do Wrocławia

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Sporo mówiło się po zakończeniu minionego sezonu o tym, że ulubieńca wrocławskiej publiczności niełatwo będzie zatrzymać we Wrocławiu na kolejny rok. Na jednej szali leżały sentyment do rodzinnego miasta, osoba trenera Cieślaka oraz oddani młodemu zawodnikowi kibice, a na drugiej... O tym dla SportoweFakty.pl mówi sam żużlowiec.

- Ja sobie nie wyobrażam i nie wyobrażałem nigdy, żeby Maćka nie było we Wrocławiu - mówił nam miesiąc temu, kiedy ważyły się losy przynależności klubowej zawodnika, trener Marek Cieślak. - To jest chłopak z Wrocławia, tutaj się urodził, tutaj ma swoich kibiców, tutaj się nauczył jeździć - jego miejsce jest we Wrocławiu. Kilka dni później ojciec zawodnika, Piotr Janowski poinformował, że strony uzgodniły już warunki nowej rocznej umowy. Na podpisanie kontraktu nie trzeba było długo czekać.

I rzeczywiście, trudno Cieślakowi nie przyznać racji co do jednego - dotąd wszystko, co istotnego wydarzyło się w karierze Macieja Janowskiego nieodłącznie wiąże się z jego rodzinnym Wrocławiem. Od pierwszych ślizgów na torze (mniejsza o to, że klasycznego minitoru w samym Wrocławiu nie ma), poprzez ligowy debiut, na indywidualnych triumfach w żółto-czerwonych barwach skończywszy. Żużel to jednak sport niezwykle kosztowny, a zarazem niebezpieczny. Chcąc się rozwijać, zawodnik nie tylko musi jeździć u boku najlepszych, ale i gros zarobionych pieniędzy - Rafał Dobrucki przyznał ostatnio na naszych łamach, że niemal połowę - inwestować w sprzęt. Truizmem o tym przypominać, ale właśnie te kwestie niejednokrotnie decydują o tym, że nawet wieloletnie przywiązanie do barw klubowych musi zejść na dalszy plan. Czy w tym przypadku podobne myśli zaprzątały głowę młodego zawodnika?

- Przyznaję, że w pewnym momencie było mi tak samo blisko do Falubazu, jak i do Wrocławia - mówi nam Maciej Janowski. Jakie czynniki spowodowały, że zawodnik na poważnie rozważał tak trudne dla siebie rozstanie z macierzystym klubem i najważniejszą dla swojej dotychczasowej kariery decyzję? - Była taka sytuacja, że bardzo mocno się nad tym zastanawiałem, bo Greg Hancock został zawodnikiem Zielonej Góry. Ja bardzo dużo czasu z nim spędzam, on wiele mi pomaga i robi dla mnie wiele dobrego, stąd zastanawiałem się poważnie nad tym. Jednak przeważyło, że jestem z Wrocławia i po prostu stwierdziłem, że najlepiej zawsze w domu. Wspólnie doszliśmy do wniosku, że chyba najlepiej będzie jeśli zostaniemy. Czy zaangażowanie trenera Cieślaka, który nie ukrywał, że nie wyobraża sobie swojej drużyny bez Janowskiego, miało tutaj swoje znaczenie? - Wiem, że trener chciał bardzo żebym tu został. Dużo z nim rozmawiałem i w dużej mierze właśnie ze względu na trenera oraz dla kibiców postanowiliśmy zostać. Wiadomo przecież, że ja tutaj chodzę na żużel odkąd miałem 1,5 roku, a właściwie to nie chodziłem, a byłem przywożony w wózku - ze śmiechem zakończył ulubieniec wrocławskich kibiców.

Pomimo, iż transfer Janowskiego byłby dla Falubazu ogromnym wzmocnieniem, wielu spośród zielonogórskich kibiców życzyło wrocławianom, aby Maciej pozostał wśród swoich i nadal rozwijał się w rodzinnym mieście. Nie minęło dużo czasu, a teraz, dla odmiany we Wrocławiu, słychać głosy życzące zielonogórskim fanom, aby sternicy ich klubu potrafili zatrzymać w swoim składzie kogoś, kogo - mniej lub bardziej trafnie - nazwać można "zielonogórskim Janowskim", czyli Grzegorza Zengotę. Czy tak się stanie? Najbliższe dni przyniosą odpowiedź na to pytanie.

Źródło artykułu: