Jest się teraz pod pręgierzem kibiców - I część rozmowy z Zenonem Plechem

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Przedstawiamy pierwszą część rozmowy z Zenonem Plechem, który opowiada w niej przede wszystkim o sprawach związanych z dorosłym żużlem i jego pracą trenerską w Polonii Bydgoszcz. W drugiej przedstawimy aktualną, gdańską część życia tego znakomitego przed laty żużlowca.

Michał Gałęzewski: Minęło już kilka miesięcy od zakończenia poprzedniego sezonu, a pan rozstał się z Polonią w nie do końca wyjaśnionych okolicznościach. Jakby pan to ocenił?

Zenon Plech: Nie chcę wnikliwie tego oceniać. Dwa lata byłem trenerem Bydgoszczy i zawsze podpisywałem kontrakt od stycznia do końca października. Teraz zbiegło się to z tym, że 26 października kończyła się kadencja poprzedniego zarządu z prezesem Leszkiem Tillingerem i nikt z nowego zarządu do mnie nawet nie zadzwonił. Trudno, jest tak jak jest. Ja na pewno na wyniki nie narzekam. Pracowałem z zespołem bez żadnych gwiazd, poza Emilem Sajfutdinovem i może Andreasem Jonssonem, a Polonia Bydgoszcz dość wysoko zakończyła rozgrywki. Tym samym był to duży sukces i drużyny i mój.

Można powiedzieć, że mieliście trochę szczęścia. Drużyna miała walczyć o utrzymanie i de facto do końca o nie walczyła, bo o porażce Wybrzeża w dwumeczu zadecydowały detale. Potem udało się jednak awansować do pierwszej czwórki...

Nie można tego tak rozpatrywać, bo i Bydgoszcz mogła zdobyć więcej punktów na stadionie Wybrzeża i Wybrzeże miało szczęście, wygrywając z osłabioną Częstochową za trzy punkty, gdzie Włókniarz w ubiegłym roku rozdawał karty, bo wygrał choćby w Gorzowie, jadąc w pełnym składzie. Był to bardzo dobry zespół z klasowymi zawodnikami. Teraz zobaczymy na co ten zespół stać, bo wrócił co prawda Holta, jest Woffinden ale poza tym gwiazd tam nie ma.

W ubiegłym sezonie oraz dwa lata temu był pan trenerem Polonii i formą przygotowań były także przygotowania z Leszkiem Blanikiem. Co pan o nich sądzi? Poleciłby pan współpracę z Blanikiem innym klubom?

- Przede wszystkim uważam, że zawodnik dobrze przygotowany kondycyjnie, który potrafi skakać przez kozła, czy przez konia i ma dużo gibkości w sobie, nie ulega częstym kontuzjom. Proszę zauważyć, że w ubiegłym roku Polonia nie miała żadnych kontuzji. Leszek Blanik był z nami 10 dni na obozie w Wałczu i były zajęcia z gimnastyki, były skoki, rozciągania, czyli to, co aktualny Mistrz Olimpijski wie najlepiej. Trudno byłoby dobrać innego trenera, który znałby dyscyplinę gimnastyki lepiej od Leszka. Były tam także inne zajęcia, jak siłownia, krioterapia, basen, ergometry. Wszystko zmieniło się w czasie. Gdy jeszcze jeździłem w Wybrzeżu, a trenerem był Gerard Sikora, to ergometry były również, ale wyglądało to zupełnie inaczej, niż teraz. Daje to efekt, ale uważam, że tydzień czasu to za mało. Widać było w sezonie, że nie wszyscy zawodnicy są w stu procentach przygotowani kondycyjnie.

Jak bardzo zmieniła się praca trenerska w ostatnich latach, w porównaniu z tym, czego był pan świadkiem choćby podczas bycia trenerem Sparty Wrocław pod koniec ubiegłego wieku?

- Wszystko zmieniło się radykalnie. Jest się teraz pod pręgierzem kibiców, którzy wypisują różne rzeczy, które nie miały miejsca. Są różne fan cluby, społeczeństwa kibiców i mają takie prawa. Ja jednak uważam, że trudno jest obronić się przed falą krytyki, gdzie nie ma się praktycznie nic do powiedzenia. Później nie ma nawet słowa przepraszam i jest to coś niebywałego. Trzeba być mocnym psychicznie i po prostu robić swoje. To właśnie udało mi się w Bydgoszczy. W pewnym momencie poddałem się nawet do dyspozycji zarządu. Ja jednak nie zrobiłem nic złego, co mogłoby skutkować na moją pracę. W jednym przypadku daje się zarobić zawodnikowi, a w drugim się nie daje. Jak jednak nie jedzie ¾ zespołu, to bardzo ciężko jest odpowiednio poustawiać zawodników.

Miał pan okazję oglądać ogromne postępy Emila Sajfutdinova, który na początku sezonu 2008 był zupełnie innej klasy zawodnikiem, niż jest teraz...

- Emil jest wspaniałym zawodnikiem, na pewno tytuł drugiego wicemistrza świata jest olbrzymim osiągnięciem w jego wieku. Nie zawsze jednak błyszczał. Pokazuje to średnia 1,7 w meczach wyjazdowych, to chyba trochę mało tym bardziej, że jechał w biegach juniorskich.

W ubiegłym sezonie kilka zespołów, w tym Polonia miało znakomitych zagranicznych juniorów i przez to polscy juniorzy trochę mniej jeździli...

- Od początku tego zapisu regulaminowego jestem przeciwny. Polscy juniorzy powinni jeździć i uczyć się, bo na dzień dzisiejszy to wygląda tak, że polski junior średniej klasy jedzie jeden bieg, wskakuje za niego obcokrajowiec i jedzie do końca. Tak było w Bydgoszczy, Gdańsku, Gorzowie, w Częstochowie, a nawet czasami we Wrocławiu, gdzie jest przecież Maciej Janowski. Jest to błąd, bo polscy juniorzy powinni jechać od początku do końca.

Jak się polskim juniorom daje szanse, to czasami to wykorzystują. Przykładem był choćby Damian Sperz, który napsuł krwi Polonii w meczu w Bydgoszczy...

- Tak, to prawda i szkoda że miał tak mało szans pokazania się. W różnych meczach jechał różnie. Wygrał jednak Złoty Kask w Holandii, w innych turniejach też błysnął. Vaculik był jednak lepszy i dlatego Sperz nie mógł tyle jeździć

Od 2010 roku będzie jednak zmiana przepisów i polski junior będzie jeździł w trzech biegach. To chyba jest optymalne dla rozwoju tych zawodników?

- Na pewno dobrze, że coś się robi. Przede wszystkim uważam jednak, że terminarz rozgrywek powinien być inaczej skonstruowany. Nie powinno być tak, że pod koniec sierpnia dla niektórych kończy się już przygoda z żużlem. To paranoja, że kibic pojedzie w wakacje na wczasy, wraca z nich i nie ma już żużla.

A co pan sądzi o play-offach? Dały się one we znaki przede wszystkim drugoligowemu zespołowi Orła Łódź...

- Ja bym wrócił do drugiej rundy według starej zasady. Zmodyfikowałbym te rozgrywki tak, aby później był podział na czwórki i punkty się liczyły. Nie można zaczynać od nowa. Jeżeli przez cały sezon pracował zespół wraz ze sztabem i wypracował sobie pierwszą pozycję do play-offów, to jazda od zera jest dla tego zespołu krzywdząca.

Była szansa na to, że będzie pan trenerem jeszcze w 2010 roku w jakimkolwiek klubie? Były jakieś propozycje?

- Były jakieś sygnały, ale na razie chcę dać sobie spokój. Muszę udać się do szpitala na badania. Czuję się dobrze, ale nie wiem jak wszystko wygląda w moim organizmie.

W przyszłym sezonie siły klubów Ekstraligi i I ligi wydają się być szalenie wyrównane. Jak by pan ocenił szanse poszczególnych drużyn?

- Wszystkie kluby się zbroją. Wydaje mi się, że Częstochowa została rozdrapana i będzie temu zespołowi ciężko. Ciekawą drużynę we Wrocławiu zbudował Marek Cieślak, gdzie doszedł rewelacyjny w ubiegłym sezonie Kenneth Bjerre i na pewno będą groźni dla wszystkich. W Zielonej Górze Greg Hancock powinien godnie zastąpić Grześka Walaska, bo w przekroju całej ligi był od niego lepszy. Ciekawy zespół będzie w Gorzowie, jeśli zawodnicy tego klubu pojadą bez kontuzji. Zobaczymy jak będzie układała się współpraca Tomka Golloba z Nickim Pedersenem, bo wielcy mistrzowie mają swoje chimery. Ciekaw jestem jak będzie wyglądał zespół Polonii Bydgoszcz. Wydaje mi się, że nie było szczególnych wzmocnień, a odszedł Krzysztof Buczkowski, który znakomicie spisywał się na bydgoskim torze. Ma go zastąpić Walasek tyle, że jego Zielona Góra przegrała oba mecze w Bydgoszczy w ubiegłym sezonie. Jeśli chodzi o Leszno, to czy wzmocniło się, czy osłabiło, pokażą pierwsze mecze. Kołodziej zastąpił Kasprzaka, a pozostali zawodnicy pozostali. Unia Tarnów przebojem weszła do Ekstraligi i też może powalczyć. Zobaczymy Bjarne Pedersena, który bał się zostać w Wybrzeżu, poszedł do Tarnowa i było mu łatwiej zdobywać punkty. Doszedł też Kasprzak i jest to ciekawy zespół. Uważam, że w najgorszej sytuacji w Ekstralidze będzie Częstochowa i Polonia Bydgoszcz.

A pierwsza liga?

- Zaskoczony jestem, że tak dobre stały się zespoły z Grudziądza i z Gniezna. Mocny jest też Rzeszów. Miejsce w pierwszej czwórce daję także Wybrzeżu Gdańsk. Jak to się ułoży? Zobaczymy.

Jak wyglądało szkolenie zawodników podczas, gdy był pan trenerem w Bydgoszczy?

- Przez dwa lata był budowany tor do mini żużla w Bydgoszczy i nie został skończony. Może się to teraz zmieni. Była postawiona wieżyczka, słupki, ogrodzenia i na tym się skończyło. W magazynie stoją motocykle po Szymonie Woźniaku i nie ma tam praktycznie mini żużla. Będzie bardzo ciężko Jackowi Woźniakowi zająć się jednym i drugim, bo jest to naprawdę pracochłonne. Uważam, że mini żużel w Polsce przechodzi pewien kryzys, bo na dzień dzisiejszy jest tylko 13-14 licencji. Rozmawiałem ze Zmarzlikami, którzy wyszli z mini toru. Ten młodszy woli już jeździć tylko na dużym torze i nie chce na małym motocyklu jeździć. Niestety prezes Skulski z Rybek Rybnik zmarł. Była to duża postać w polskim mini żużlu.

Na drugą część rozmowy z Zenonem Plechem zapraszamy w środę o godzinie 12:00.

Źródło artykułu: