Arbiter meczu Unia - PGE Marma: Tor nie był przygotowany idealnie

Sędzia niedzielnego meczu pomiędzy Unią Leszno a PGE Marmą Rzeszów - Tomasz Proszowski opowiada o kulisach prac nad torem na Stadionie Alfreda Smoczyka. Arbiter odniósł się także do kontrowersyjnej sytuacji z wyścigu czwartego.

Jan Gacek
Jan Gacek

- Tor nie był przygotowany idealnie. Dopuściłem go do zawodów o godzinie, kiedy mecz miał się planowo rozpocząć. Byłem na stadionie już trzy i pół godziny przed imprezą i widziałem jakie są warunki. Nawierzchnia była jednakowo zbronowana na całej długości i szerokości toru. Nie było żadnych pułapek czy nierówności. Tor był mocno nasiąknięty wodą. Przed rozpoczęciem zawodów zrobiło się już chłodno i ta wilgotność już się nie zmieniła. Warunki nie były więc idealne, ale nie było przeszkód, żeby punktualnie rozpocząć zawody - powiedział dla SportoweFakty.pl arbiter meczu pomiędzy Unią Leszno a PGE Marmą Rzeszów - Tomasz Proszowski.

Leszczyński tor sprawiał zawodnikom ogromne problemy i nie sprzyjał walce na dystansie. - Nie mogę powiedzieć, gdzie dokładnie popełniono błąd. Leszczyński tor widzę dwa, trzy razy w roku. Gospodarze mają z nim zdecydowanie więcej do czynienia. To oni powinni wiedzieć jak tor się zachowuje w określonych sytuacjach. Sztuka przygotowania nawierzchni polega na tym, żeby wiedzieć jak w danych warunkach pogodowych zachowa się konkretna nawierzchnia. Gdyby w Lesznie było cieplej, to woda wyparowałaby i tor byłby łatwiejszy dla zawodników. O godzinie 15.00, kiedy przyjechałem na stadion było wietrznie i słonecznie, warunki pogodowe były złudne - mówi sędzia niedzielnego meczu.

Tomasz Proszowski opowiada o częstych zabiegach jakim poddawany był leszczyński tor. - Na godzinę przed meczem nie uznałem toru za gotowy do jazdy. Zdecydowałem się na użycie "szczotek", żeby go trochę osuszyć i ujednolicić. Po tej kosmetyce tor zewnętrznie wyglądał na w miarę równy. Był wymagający, ale nadawał się do jazdy. Konieczna była jednak częsta kosmetyka. W niedzielę w Lesznie przeprowadzano ją po drugim, czwartym, szóstym, siódmym, dziesiątym i trzynastym wyścigu. W tych warunkach jakie panowały tor tego wymagał.

Arbiter niedzielnego meczu podkreśla, że goście nie mieli zastrzeżeń do toru jaki zastali na Stadionie Alfreda Smoczyka. - Drużyna rzeszowska nie kwestionowała przed zawodami stanu toru. Mówili, że nawierzchnia jest wymagająca, ale nikt nie określał jej jako niebezpieczną. Oni dokładnie tego się spodziewali i nie byli tym zaskoczeni. Dopiero po rozpoczęciu zawodów byli zdziwieni, że zaczęły robić się koleiny i wyrwy. Myślę, że gospodarze też się tego nie spodziewali. Po meczu wspominałem z trenerem Śledziem zawody, które jakieś 2-3 lata temu rozegrano w Rzeszowie. Tam była dużo gorsza sytuacja. Zaskoczyły ich warunki pogodowe i konieczne było przeprowadzanie kosmetyki nawierzchni jeszcze częściej niż to miało miejsce w Lesznie. Gospodarze po zawodach wiedzieli już co było przyczyną takiego stanu toru. Jak pojechałem tam następnym razem to już nie było problemów.

Sporo emocji wzbudził werdykt sędziego, który w biegu czwartym przyznał punkty wyłącznie Jasonowi Crumpowi. Australijczyk jako jedyny pokonał cztery okrążenia toru. Na ostatnim okrążeniu do parku maszyn zjechał jego rodak - Troy Batchelor. - Bieg był ewidentnie przerwany, sędzia podjął taką, a nie inną decyzję. Nie mam zamiaru tego komentować - mówił po meczu Roman Jankowski. Tomasz Proszowski twierdzi, że nie przerywał tego wyścigu. - Ja na pewno nie przerywałem tego biegu. To było czwarte okrążenie, blisko do mety i nie miałem żadnych podstaw, żeby przerywać wyścig. Nic nikomu nie zagrażało. Nikt nie zgłaszał do mnie zastrzeżeń o tę decyzję. Po meczu też nikt na ten temat nie wspominał.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×