Robert Miśkowiak: Kościuch jest lepszy od zastępstwa zawodnika

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

W niedzielne popołudnie PSŻ Lechma Poznań rywalizował w Rybniku z tamtejszym ROW-em. Skorpiony starcie to przegrały, a na domiar złego utraciły również punkt bonusowy, o który dla swojego zespołu do ostatniego biegu walczył Robert Miśkowiak. Lider teamu ze stolicy Wielkopolski wywalczył 14 punktów, ale to okazało się być niewystarczające.

Poznaniacy do Rybnika przybyli w zaledwie pięcioosobowym składzie i przegrali na Śląsku wszystko, pomimo ambitnej walki do samego końca. - Zabrakło takiej przysłowiowej "kropki nad i" w postaci wywalczenia punktu bonusowego - ocenia sytuację Robert Miśkowiak, absolutny lider Skorpionów. - Przyjechaliśmy do Rybnika osłabieni, ale z nastawieniem na walkę.

Faktycznie podopieczni Mirosława Kowalika walczyli dzielnie do samego końca, ale tam czegoś zabrakło. Czego? - Zabrakło Norbiego Kościucha, czyli naszego kapitana, który przecież naprawdę bardzo dobrze punktuje. W niedzielę zdecydowanie zabrakło jego i jego punktów po naszej stronie - komentuje Misiek, który jasno dał do zrozumienia, że z/z nie wypełni luki po tak dobrze punktującym zawodniku. - Zastępstwo zawodnika niestety w Rybniku w ogóle nie wypaliło - dodał.

Miśkowiak w niedzielne popołudnie na rybnickim torze pojawił się siedmiokrotnie, a cztery ze swoich biegów zakończył zwycięstwem. Jak sam jednak przyznaje, w Rybniku łatwo się nie jeździ, a już na pewno nie jest łatwo wygrywać. - Zawsze bardzo ciężko się jeździło na rybnickim torze. Wiadomo, że każdy kto jedzie u siebie, jest mocny i trudno go pokonać. Gospodarz zawsze jest dobrze dopasowany od początku, a rywal musi gonić - mówi były zawodnik m.in. drużyn z Piły czy Wrocławia.

Sam Misiek długo szukał optymalnych przełożeń, ale w końcu dopiął swego i można powiedzieć, że niemal tradycyjnie, w trzech ostatnich wyścigach nie pozostawił rywalom żadnych złudzęń. - Ja też popełniłem kilka błędów w tym meczu. Musiałem gonić, zmieniałem motocykle, szukałem optymalnego przełożenia. W pierwszej połowie zawodów optymistycznie to nie wyglądało - komentuje. - Na szczęście udało się połapać, co prawda późno, ale lepiej późno, niź wcale... W końcówce zdobywałem już punkty w momencie, w którym moja drużyna ich potrzebowała.

Robert Miśkowiak tradycyjnie pokazał, że jest szybki na rybnickim owalu

Źródło artykułu: