Jarosław Dymek: Nie spodziewaliśmy się, że aż tak ciężko będzie nam szło

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Włókniarz Częstochowa w niedzielnym rewanżowym pojedynku barażowym zapewnił sobie utrzymanie w Ekstralidze. Menedżer częstochowskiego klubu, Jarosław Dymek, po meczu był zadowolony z tego, że prowadzony przez niego klub pozostał w Speedway Ekstralidze.

W tym artykule dowiesz się o:

Włókniarz Częstochowa przegrał w niedzielę ze Startem Gniezno 44:46. Jednak to Lwy nadal będą startować w najwyższej klasie rozgrywkowej, ponieważ w pierwszym meczu zespół dowodzony przez Jarosława Dymka zwyciężył czterema punktami. Przed rewanżowym pojedynkiem to Włókniarz był zdecydowanym faworytem. Niewielu było takich, którzy wierzyli w inne rozstrzygnięcie niż triumf gospodarzy niedzielnego spotkania.

Ostatecznie zespół spod Jasnej Góry rzutem na taśmę zapewnił sobie utrzymanie w najwyższej klasie rozgrywkowej, a wszystko za sprawą podwójnego zwycięstwa w ostatnim biegu Grigorija Łaguty i Daniela Nermarka. - Nikogo nie będę wyróżniał. Wygrywamy jako zespół i przegrywamy jako zespół. Dzisiaj przegraliśmy, ale jednocześnie z dwumeczu wyszliśmy zwycięsko. Cieszymy się strasznie z tego. To było piekielnie ciężkie spotkanie. Goście strasznie wysoko postawili poprzeczkę i pokazali, że potrafią jeździć. Nie lekceważyliśmy ich, ale nie spodziewaliśmy się, że aż tak ciężko będzie nam szło. Wszyscy zapracowaliśmy na taki wynik i udało się, mamy Ekstraligę. Niektórych to nie ucieszyło, mamy wielu przeciwników i wrogów. Jesteśmy w Ekstralidze i zobaczymy jak to będzie. Mam nadzieję, że w przyszłym roku z lepszym skutkiem będziemy startować - stwierdził po meczu Dymek.

O rezultat gwarantujący utrzymanie mogło nie być tak łatwo gdyby nie podwójna rezerwa taktyczna w czternastym wyścigu meczu. Wtedy na tor wyjechali Nermark i Łaguta i przywieźli do mety remis. - 6 punktów straty przed biegami nominowanymi było dobrym rozwiązaniem. Mieliśmy jakieś pole manewru, było widać kto dzisiaj najlepiej jechał - przyznał Jarosław Dymek. Po zakończeniu spotkania menedżer Lwów przeprosił za zamieszanie związane ze zmianą w wyścigu dwunastym, w którym pojechał nieuprawniony Marcel Kajzer.

Słabo w pojedynku przeciwko Startowi Gniezno spisał się Peter Karlsson. Kapitan Lwów zdobył jedynie 2 punkty i bonus. Jego dorobek mógłby być jednak większy gdyby nie wykluczenie za przekroczenie czasu dwóch minut w biegu dziewiątym. Szwed po meczu zdawał sobie sprawę, że spisał się poniżej oczekiwań i po meczu zrezygnował z wynagrodzenia (czytaj TUTAJ). - Prawdopodobnie Peterowi padła świeca w motocyklu. W pierwszym momencie pomyślałem, że gdyby Peter wjechał w taśmę to pojechałby za niego Marcel Kajzer. Podejrzewam, że w takiej chwili się nie myśli, on był wkurzony i nie kalkulował czy wjechać w taśmę czy nie - tłumaczył kapitana Włókniarza menedżer Lwów.

Cichym bohaterem spotkania można uznać Alesa Drymla. Ściągnięty w trybie awaryjnym do częstochowskiego Włókniarza reprezentant Czech zapisał na swoim koncie 6 punktów. Nowo kreowany indywidualny mistrz naszych południowych sąsiadów dobrze spisał się szczególnie w pierwszej fazie spotkania. Starszy z braci Drymlów popisywał się wtedy fenomenalnymi startami, po których szybko wychodził na prowadzenie. O ile receptę na pokonanie Czecha znalazł w biegu drugim Krzysztof Jabłoński, o tyle w siódmym wyścigu Dryml nie dał sobie odebrać zwycięstwa i pewnie prowadził od startu do mety.- Myślę, że jak na pierwszy start nie było tragicznie. Ales dołożył do wyniku zespołu 6 punktów i to jest najważniejsze. Każdy jakieś punkty tam dorzucił i bez tych pojedynczych punktów tego wyniku by nie było. Nie będziemy nikogo krytykować, ani specjalnie wyróżniać, bo kto jest wyróżniony pokazuje sama tabela punktowa. Zwyciężamy jako zespół, przegrywamy jako zespół - zakończył menedżer Włókniarza.

Częstochowianie rzutem na taśmę zapewnili sobie utrzymanie w Ekstralidze

Źródło artykułu: