W Szwecji jest problem z terminami - rozmowa z Adrianem Gomólskim - zawodnikiem Intaru Lazur Ostrów

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Adrian Gomólski jest w tym sezonie liderem Intaru Lazur Ostrów. Swoją wartość ten zawodnik potwierdził podczas niedzielnych derbów Wielkopolski, w których zdobył 11 punktów. Warto powiedzieć, że dorobek Gomólskiego mógł być znacznie bardziej okazały. Na przeszkodzie stanął jednak defekt motocykla, który wychowanek Startu Gniezno zanotował na prowadzeniu w jednym z wyścigów.

Jarosław Galewski: Kolejne świetne spotkanie w twoim wykonaniu. Gdyby nie defekt motocykla na prowadzeniu twój wynik mógł być jeszcze lepszy...

Adrian Gomólski: Myślę, że były to dobre zawody w moim wykonaniu. Pozostaje jednak pewien niedosyt z powodu defektu motocykla, o którym wspomniałeś. Ta sytuacja wybiła mnie trochę z meczowego rytmu. To był chyba mój pierwszy defekt w tym sezonie i w dodatku bardzo nietypowy. Strzelił mi tylny łańcuch. To naprawdę rzadka sytuacja. Bardzo często zdarza się, że na jednym takim łańcuchu można przejechać cały sezon. Znacznie częściej przytrafiają się problemy z łańcuszkami sprzęgłowymi. Po defekcie wsiadłem na drugi motocykl i powiem szczerze, że nie zdążyłem go odpowiednio przygotować do kolejnego występu. Zająłem jednak drugie miejsce, czyli nie było najgorzej. Wydaję mi się, że gdybym jechał całe zawody na pierwszym motocyklu, to nie przegrałbym żadnego wyścigu. Ten motor spisywał się rewelacyjnie. Niestety nie można nic poradzić na złośliwość rzeczy martwych.

Trzeba jednak przyznać, że musieliście się sporo napracować, żeby pokonać zespół gości...

- Tak, ale najważniejszy jest efekt końcowy, czyli zwycięstwo naszego zespołu. Daniel i Adam walczyli z nami jak równy z równym. Trzeba przyznać, że ci zawodnicy dopasowali się do warunków, jakie panowały na torze. Reszta poznańskiego zespołu jednak nie zachwyciła.

Porozmawiajmy o poznańskim zespole. Bardzo możliwe, że spotkacie się z nim w rundzie playoff. To dobry rywal dla drużyny Intaru Lazur Ostrów?

- Drużyna z Poznania jest mocna. Bardzo dobrze spisują się Adam Skórnicki i Daniel Pytel. Jest także jeszcze Norbert Kościuch. Ostatnio rozmawiałem z Jasonem Crumpem, który mówił, że trochę za nim nie przepada (śmiech). Mówiąc jednak zupełnie poważnie, jest to ciekawa drużyna. Różnie bywa z Rafałem Trojanowskim i Grzegorzem Kłopotem. Trzeba przyznać, że poznański tor nie należy do najłatwiejszych. Czekają nas na pewno trudne mecze. Jedyne czego żałuję, to wiadomości z Gdańska, które do nas dotarły. Wierzyłem w zwycięstwo Bydgoszczy, ale niestety taki jest właśnie żużel.

Ostatnio wystartowałeś w Niemczech. Jak się podobało?

- Cieszę się, że mogłem tam wystąpić. Kto wie, być może uda się załatwić jakiś kontrakt na przyszły sezon i zahaczyć się na kilka spotkań. Warto powiedzieć, że w przyszłym roku będę miał trochę mniej startów, ponieważ będę już seniorem. Dwa pierwsze biegi w Niemczech pojechałem dobrze. Później przywiozłem niestety dwa zera, ale był to mój błąd, ponieważ poszedłem trochę w złą stronę z przełożeniami. Przed ostatnim biegiem dokonałem zmian i przyjechałem drugi. Można powiedzieć, że były to fajne zawody.

Podpisałeś kontrakt w Szwecji i... na tym się skończyło.

- Niestety, jest problem. W przypadku mojego zespołu mecze odbywają się najczęściej w czwartek. Jak wiadomo, mam wiele różnych startów w Polsce. Często jeżdżę w różnego rodzaju eliminacjach. Nie ukrywam, że jest kłopot z terminami. Zdarza się nawet, że mam wolny termin, ale dzień później jadę zawody w Polsce. Powiem szczerze, że nie mam ochoty jechać "na wariata" ze Szwecji do Polski. Chciałbym to wszystko poukładać, ale myślę, że w tym roku nie wystąpię już w lidze szwedzkiej. Być może uda się w przyszłym roku.

Chyba nie po drodze ci do ligi angielskiej?

- Dlaczego? W zeszłym sezonie zaliczyłem tam mały epizod. Jeżeli wszystko wypali, to być może spróbuję trochę angielskiego żużla pod koniec tego sezonu. Nie ukrywam, że przestawienie się na angielskie tory nie będzie wcale łatwym zadaniem. Jak wiadomo, w tamtejszej lidze trzeba dużo myśleć i umiejętnie operować manetką gazu. Nie wykluczam jednak regularnych startów w Anglii w przyszłym roku lub za dwa lata. Wiadomo, że występy w lidze brytyjskiej wiążą się z przelotami. To kosztuje sporo zdrowia. Trzeba być także przygotowanym pod względem logistycznym. To nie jest takie proste, jak mogłoby się wydawać.

W sobotę finał IMP. Jakie nastroje panują w twoim teamie przed tymi zawodami?

- Nie myślę o sobocie. Jeśli mam być szczery, to wybiegam myślami do czwartku. To dla mnie bardzo ważna impreza. Jeżeli wygramy zawody w Gnieźnie, to mamy szanse na awans do finału MDMP. Bardzo chciałbym, żeby nam się to udało. Do sukcesu nie wystarczy jednak moja dobra dyspozycja. Wszystko musi zostać poparte także punktami kolegów z zespołu. Po tych zawodach będę myślał o sobotniej imprezie. A po sobotniej imprezie o meczu w Rawiczu. Jadę z zawodów na zawody.

W narodowej reprezentacji Marka Cieślaka pełnisz funkcję kapitana. Jak się czujesz w tej roli?

- To wielkie wyróżnienie. Powiem szczerze, że się tego nie spodziewałem. Chciałbym wypełniać swoje zadania jak najlepiej. Mam nadzieję, że będę potrafił mobilizować swoich kolegów. Wierzę, że uda mi się wypełnić dobrze swoją rolę podczas finału DMŚJ w Holsted. Chciałbym zanotować wtedy dobry wynik, a także podtrzymać pozytywną atmosferę w zespole.

Źródło artykułu: