Bez kasku: Start wytrzymał więcej niż połówkę, kompromitacja Włókniarza

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Mieli być słabeuszami, a zaskakują. Mieli gromić, a rozgromieni zostali. Dziewiąta runda ENEA Ekstraligi to lekcja pokory dla teoretycznie mocniejszych zespołów. Przekonali się o tym częstochowianie.

W tym artykule dowiesz się o:

Drużyny z Torunia oraz Częstochowy minionej niedzieli miały powiększyć swój dorobek punktowy, a zarazem umocnić opinię publiczną w przekonaniu, iż są one jednymi z faworytów do medali ligowego czempionatu. Tak wyglądało to w teorii, która w starciu z praktyką została rozbita niczym jajko rzucone o ścianę. W rzeczywistości pierwsza stolica Polski nie została zdobyta przez "Krzyżaków", a "Spartanie" gołymi rękami rozszarpali "Lwy". Choć mecze w Gnieźnie oraz Wrocławiu znacznie się od siebie różniły, to oba zakończyły się dość nieoczekiwanym rezultatem. Kibice na Wielkopolsce byli świadkami żużlowego spektaklu, sztuki, która w napięciu trzymała do ostatniego aktu, wręcz sceny, a nawet kwestii. Na Dolnym Śląsku z kolei obserwowano kompromitację drużyny przyjezdnej, pojedynek "do jednej bramki", nie mający nic wspólnego z dobrym widowiskiem.

Wrocławianie przeciwko wszystkim

Mieli być ligowymi słabeuszami, nabijaczami punktów dla przeciwników, a ich tor miał służyć dla innych za obiekt treningowy. Zimą Betard Sparta Wrocław skazywany był na pożarcie i spadek z hukiem. Wątpię, by zawodnicy czytali wszystkie artykuły w polskich mediach, a tym bardziej śledzili ociekające nienawiścią komentarze czytelników. Mimo to sprawiają wrażenie, jak gdyby chcieli na przekór wszystkim pokazać 200% swoich możliwości. Wbrew niekorzystnym prognozom, na bakier sceptykom, pod prąd. Piotr Baron i jego chłopaki rozkręcają się z meczu na mecz, napędzają się, nakręcają. Ich energia rośnie wprost proporcjonalnie do ilości kolejek. Czym jeszcze zaskoczą nas wrocławianie? Była nieoczekiwana wygrana z Fogo Unię  na trudnym terenie w Lesznie, a teraz zmasakrowany został Dospel Włókniarz Częstochowa. Niewątpliwie to Sparta ma największy wkład w to, iż jesteśmy świadkami jednego z najciekawszych sezonów w historii. Co ciekawe, w tym roku minie okrągłe 20 lat od pierwszego tytułu Drużynowego Mistrza Polski, wywalczonego przez tę drużynę.

Betard Sparta Wrocław został okrzyknięty rewelacją rozgrywek ligowych w bieżącym sezonie
Betard Sparta Wrocław został okrzyknięty rewelacją rozgrywek ligowych w bieżącym sezonie

Mieli gromić, rozgromieni zostali...

Pod Jasną Górą także mistrzowski jubileusz, gdyż mija dekada od ostatniego złota ligowych bojów, jakie wywalczył Włókniarz. Jednak dotychczasowa postawa pogubionych Lwów nie ma nic wspólnego z marszem po piąty w historii klubu tytuł mistrza kraju. Mecz we Wrocławiu obnażył wszystkie braki biało-zielonych. Co prawda jest to dopiero pierwsza porażka podopiecznych Jarosława Dymka w pełnym składzie. Już w lepszym stylu drużyna radziła sobie bez swojego lidera na

MotoArenie, gdzie Włókniarz stracił punkty, lecz zachował honor i jakieś perspektywy na bonus. Sześć punktów w tabeli, trzy wygrane oraz tyle samo porażek. To bilans częstochowian w dotychczasowych bojach. Punkty to nie wszystko. Weźmy pod lupę zwycięstwa. Niewiele brakowało, a składywęgla.pl Polonia Bydgoszcz wygrałaby pod Jasną Górą. Mecz ten CKM po prostu wymęczył, a dwa punkty zawdzięcza rewelacyjnej postawie Emila Sajfutdinowa oraz szczęściu. Wygrana w Rzeszowie to było coś mocnego. Dysponująca pełnym składem i własnym torem PGE Marma nie była w stanie stawić czoła rozszalałym Lwom. Trzeci, i ostatni, triumf to pojedynek z beniaminkiem. Lechma Start Gniezno niemal do samego końca miała szansę na końcowy triumf. Tu również Dospel Włókniarz musiał się męczyć, by uniknąć porażki.

Teraz kolej na przegrane. Brak punktów w domowym starciu z Unią Leszno jest jak najbardziej zrozumiały, gdyż absencja dwójki ważnych zawodników w sporcie żużlowym jest czymś jak gra w piłkę bez bramkarza. Porażka w Toruniu miała lepszy styl niż te wygrane na własnym torze. Wtedy Lwy były prawdziwymi lwami, a nie kotkami z wystawy. Każdy walczył, gryzł tor i starał się jak mógł. Dlaczego nie mogło tak być we Wrocławiu? Przecież nie brakowało w składzie nikogo, a przeciwnik nie był najwyższych notowań. Rozżaleni kibice nie mogli przeboleć, iż w telewizji znów Unibax, bo przecież mecz Sparty z Włókniarzem miał być hitem kolejki, pojedynkiem na styku, starciem najlepszych jeźdźców elitarnego cyklu Grand Prix. Może jednak lepiej, że częstochowscy kibice tego nie widzieli, choć komentatorzy na antenie Radia FIAT nie szczędzili słów krytyki i wyrazów goryczy. Na dobrą sprawę lepiej było oglądać skazywanego na walkę o utrzymanie Włókniarza, który jakimś cudem wygrywał mecz niż kreowanego na medalistę, a rażąco nieskutecznego.

Czy kierownictwo Włókniarza podejmie jakieś radykalne działania?
Czy kierownictwo Włókniarza podejmie jakieś radykalne działania?

Prawdziwą dziurą w składzie niestety jest formacja juniorska. Zaledwie jeden punkt dwójki zawodników zdobyty "z urzędu". W takiej sytuacji właściwie nie ma znaczenia, kto w Częstochowie zajmie dwa ostatnie numery w składzie. Dlatego też zastąpienie Rafała Szombierskiego Mirosławem Jabłońskim wydaje się być coraz bardziej zasadne i realne. No właśnie, "Szumina"... Po raz kolejny żużlowiec ten zdecydowanie zawodzi, jakby na siłę chciał pokazać, iż Ekstraliga to nie miejsce dla niego. Tego zawodnika krzywdzi KSM, który gwarantuje mu miejsce w składzie, ale tylko pozornie. Sternicy Włókniarza powinni wreszcie podjąć odważną decyzję i zdecydować się na alternatywną wersję składu. Taki wariant byłby szczególnie korzystny na wyjazdach, gdzie Artur Czaja jest nieskuteczny, a Szombierski tragiczny... Wydarzenia z Wrocławia mogą odbić się podwójną czkawką. Na SGP Arena Częstochowa czeka nas bowiem mały maraton spotkań. Zaległe spotkanie ze Stalą Gorzów (30 maja) oraz rewanż z Betardem Spartą. W obliczu słabej postawy drużyny trybuny mogą nie być już tak licznie zapełnione, jak choćby na inauguracji rozgrywek. Klubową kasę ratuje jednak fakt, iż wielu kibiców zakupiło już bilety na czwartkową konfrontację. Pewne jest to, iż we Włókniarzu potrzebne są zmiany, a już na pewno konkretne rozmowy i działania...

"Krzyżacy" polegli w pierwszej stolicy Polski

Gdyby np. w marcu ktoś powiedział, że niepokonana w sześciu meczach drużyna dozna swojej pierwszej porażki w starciu z ostatnią ekipą tabeli, to chyba mało kto by w to uwierzył. Jednak w sezonie 2013 wszystko jest możliwe i nic dziwić nie powinno. Wspaniały spektakl w Gnieźnie zakończył się zasłużoną wygraną gospodarzy, którzy bohatersko stawili czoła (naj)wyżej notowanym rywalom. Orły latały wyżej niż Anioły, co widać było już od samego początku walki na torze. Dotychczas Unibax Toruń rozjeżdżał wszystko, co miał na swojej drodze, wyraźnie dając do zrozumienia rywalom, że to on jest osobnikiem alfa w ekstraligowym stadzie. Pierwszą drużyną, która złamała toruński tytan jest Lechma Start Gniezno. Scenariusz dość nieoczekiwany, choć ostatnie poczynania gnieźnian mogły wskazywać na to, że zaczną w końcu wygrywać na własnym torze.

Do tej pory Start zmarnował dwie szanse na zwycięstwo, prowadząc w połowie spotkania. Tak było w dość pechowo przegranym przed własną publicznością meczu z PGE Marmą Rzeszów, gdy prowadzili oni po dwunastu wyścigach 37:35, lecz nie wytrzymali końcówki spotkania. Również w Gorzowie ekipa z Wielkopolski była bliska powiększenia swojego dorobku punktowego, gdyż na półmetku wynik brzmiał 20:22 na korzyść gości. Z kolei przed tygodniem w Częstochowie po sześciu wyścigach było 17:19. W konfrontacji z liderami tabeli mogło być podobnie, jak w przypadku potyczki z PGE Marmą. Start kontrolował przebieg meczu od samego początku, stopniowo powiększając swoją przewagę, która po dwunastu biegach wynosiła już 41:31. Jednak dwie następne gonitwy Unibax wygrał podwójnie. Na to samo zanosiło się w ostatniej odsłonie tego zaciętego boju. Po starcie 5:1 dla Torunia, lecz miejscowi szybko doprowadzili do zwycięskiego remisu, który w ostateczności dał im minimalną, lecz jakże cenną wygraną 46:44.

Lechma Start Gniezno - pierwszy pogromca Unibaksu Toruń w bieżących rozgrywkach
Lechma Start Gniezno - pierwszy pogromca Unibaksu Toruń w bieżących rozgrywkach

Stefan Andersson - lekarstwo Startu?

W jeździe Startu wyraźnie coś się poprawiło. Pojawiła się skuteczność, której dotąd nieco brakowało. Wydawać się może, iż ma to związek ze zmianą na stanowisku trenera. Dla Stefana Anderssona był to dopiero drugi mecz na stanowisku trenerskim. Owszem, taka ilość spotkań to zbyt mało, by wyciągać wnioski czy stawiać oceny. Jednak w jeździe Startu widać coś więcej niż wcześniej. Pojawiła się skuteczność i wiara w sukces. Gnieźnianie meczami w Częstochowie i z Unibaksem pokazali, że nie mają zamiary zbytnio bać się wyżej notowanych rywali. Dość nieoczekiwanie drugą siłą w składzie gospodarzy był Bjarne Pedersen, który wcześniej ze względu na słabe wyniki został odstawiony od składu. Andersson jednak postanowił wprowadzić Duńczyka w miejsce bezbarwnego Antonio Lindbaecka. Był to niezwykle ryzykowny ruch, gdyż w obliczu kolejnej wpadki Pedersena oberwałby trener, którego jednocześnie oskarżono by o brak rozsądku i niepoważne traktowanie swojej roli. Szwedzki trener jednak ma coś, czego nie mają jego polscy koledzy. Jest jedna istotna różnica. Dla niego przygoda z ENEA Ekstraligą to coś w rodzaju przygody i zbierania nowych doświadczeń. Z kolei dla kogoś takiego jak Marek Cieślak, Piotr Paluch czy Roman Jankowski jest to praca, sposób na życie i utrzymanie się. Na nich ciąży presja, bo gdy skompromitują zespół, ciężko będzie znaleźć im nowego pracodawcę. Oni zapewne każdy ruch analizują i wykonują z dużą ostrożnością. Andersson jest wolny od presji, ciąży na nim mniejszy stres. Nawet jak mu nie wyjdzie, to wróci do Szwecji i wszyscy szybko o tym zapomną. Dlatego też jego pracę cechuje większy luz i świeży umysł, wolny od stereotypów i zbędnych obaw. Przykładem tego może być właśnie odstawienie Antonio Lindbaecka.

Stefan Andersson współpracę ze Startem rozpoczął od mocnego uderzenia
Stefan Andersson współpracę ze Startem rozpoczął od mocnego uderzenia

Jesteśmy świadkami najciekawszych od lat rozgrywek ligowych. W tym sezonie nie ma już faworytów, słabeuszy czy niespodzianek. Zdarzyć może się wszystko i wszędzie. Wygrana na wyjeździe nie daje gwarancji sukcesu na własnym torze. wyniki pozbawione są konsekwencji, brakuje logicznego ciągu. I to jest właśnie najlepsze, bo liga będzie ciekawa do samego końca. Właśnie tego potrzeba tej dyscyplinie; nieprzewidywalności i dramaturgii, której w ostatnich latach było jak na lekarstwo. Walka o miejsca w play-off oraz bój o utrzymanie są wyjątkowo zacięte. Nawet jeśli takie drużyny jak Wrocław czy Gniezno nie są pretendentami do walki o medale, to mogą one bardzo dużo w niej znaczyć. To właśnie te zespoły odbierają nieoczekiwanie punkty faworytom, co w końcowym rozrachunku może mieć kluczowe znaczenie. ENEA Ekstraliga 2013? Lubię to!

Aleks Jovičić

Źródło artykułu: