Robię to co lubię i zostałem przy żużlu - rozmowa z Łukaszem Związko, mechanikiem Charlie Gjedde

Zdjęcie okładkowe artykułu: Na zdjęciu: Kibice Startu Gniezno świętujący sukces
Na zdjęciu: Kibice Startu Gniezno świętujący sukces
zdjęcie autora artykułu

Łukasz Związko, wychowanek Startu Gniezno, nie ściga się już na torze. Nie oznacza to jednak, że zerwał kontakt z żużlem. Od jakiegoś czasu próbuje odnaleźć się w całkiem nowej roli - mechanika. W tegorocznym sezonie miał okazję współpracować z Duńczykiem Charlie Gjedde.

Mateusz Klejborowski: Jak zawiązała się twoja współpraca z Duńczykiem Charlie Gjedde?

Łukasz Związko: Praktycznie od momentu zakończenia ubiegłego sezonu, szukałem zawodnika, z którym mógłbym pracować w tym roku. Tak się złożyło, że drugiego mechanika szukał Charlie Gjedde, a że już od jakiegoś czasu współpracował z nim mój znajomy, Leszek Stefankiewicz, to dzięki jego poparciu trafiłem do teamu Duńczyka. Z samym zawodnikiem, przed sezonem, rozmawiałem tylko raz. Szybko osiągnęliśmy porozumienie i mogłem zacząć nową pracę.

Jaki był zakres twoich obowiązków?

- Razem z Leszkiem odpowiadaliśmy za przygotowanie sprzętu Charlie'go na zawody praktycznie w całej Europie. Odpadła nam jedynie Anglia. W połowie sezonu tak się jednak zdarzyło, że byliśmy mu potrzebni przez pewien czas także tam.

Czy wcześniej miałeś już okazję zajmować się tego typu pracą?

- Tak, ale to były tylko krótkie epizody. Głównie na treningach i meczach. Krótko współpracowałem m.in. z Krzyśkiem Jabłońskim, Adrianem Gomólskim, a w zeszłym sezonie choćby z Kostią Puodżuksem i Tomkiem Rempałą. Z Charlie była to praca, że tak powiem, w pełnym wymiarze czasowym.

Jak odnajdujesz się w nowej roli?

- Podoba mi się ta praca. W końcu robię to, co lubię i zostałem przy żużlu. Szkoda tylko, że jeśli chodzi o Charli'ego, to od połowy sezonu jego wyniki nie były już takie, jak wszyscy oczekiwaliśmy. To jednak nie nasza wina. My z naszej pracy wywiązywaliśmy się jak najlepiej.

Nie przeszkadza tobie to, że pracujesz daleko od domu? Sam mówisz, że w trakcie sezonu zjechaliście prawie całą Europę...

- Najbardziej przeżywa to moja żona. Cieszę się, że wytrzymała do końca sezonu (uśmiech). Wszystko jednak na to wskazuje, że w kolejnym roku będzie mnie w domu więcej...

Czyli planujesz zmienić team?

- Jestem już po rozmowach z jednym zawodnikiem.

Możesz powiedzieć coś więcej?

- Jesteśmy blisko porozumienia. Myślę, że za 2-3 tygodnie wszystko będzie już jasne. Wtedy przyjedzie do Polski.

Czyli to będzie znowu zawodnik zagraniczny?

- Tak. To zawodnik, który w przyszłym sezonie po raz ostatni będzie startował jako junior.

Wracając do tematu Duńczyka, to czy wcześniej miałeś już okazję go poznać czy dopiero w tym sezonie?

- Poznałem go dopiero tej zimy, kiedy rozmawialiśmy po raz pierwszy. Później dużo rozmawialiśmy w trakcie sezonu. Wcześniej nigdy nie miałem okazji do tego typu spotkań.

Co możesz o nim powiedzieć?

- To duży luzak, jak większość osób jeżdżących na żużlu. Jeśli chodzi o aspekt sportowy, to profesjonalista. Szkoda tylko, że od połowy sezonu coś się popsuło i wyniki nie były takie jak wszyscy oczekiwaliśmy.

Jak sam mówisz, przygoda z Charlie Gjedde była tylko jednoroczna, tak?

- Na to wygląda. Z większością zawodników zagranicznych jest tak, że kończy się sezon i urywa się kontakt. Oni nie mówią, że widzimy się w przyszłym roku, zdzwonimy się. Tylko: "cześć i ja zadzwonię". Pozostaje czekać lub szukać nowej pracy. Nie można przecież żyć w niepewności.

Lepiej współpracuje się z zawodnikami zagranicznymi czy Polakami?

- To nie ma znaczenia. Jedyna różnica to chyba dostęp do sprzętu, bo zawodnicy zagraniczni zwykle mają jego więcej. Jak coś się popsuje, to nie trzeba od razu zamawiać, tylko wystarczy wziąć z warsztatu.

Bariera językowa nie stanowi dla ciebie problemu?

- Nie mam problemów z językiem angielskim. Na początku miałem tylko niewielki problem z określeniami technicznymi, ale szybko sobie z nim poradziłem.

Źródło artykułu: