Marcin Kuźbicki: Bomba w górę!

Chłodny marcowy powiew zakołysał namiotami na polanie pod Toruniem. W kilku z nich pospiesznie zasunięto zamki.

Marcin Kuźbicki
Marcin Kuźbicki
Wiesiu i Rysiu, siedzący na prowizorycznej trybunie ze snopu siana, równocześnie postawili kołnierze w płaszczach. - Panie, zimno tu jak jasny pieron. Na Bronka tak nie wiało - mruknął Wiesiu, który, z racji niewielkiego wzrostu, zmuszony był siedzieć trochę wyżej. - Nic mi nie mów. Za moich czasów nawet zimno było mniej zimne. - Niech już zaczynają, bo oszaleć można. Co nas w ogóle podkusiło żeby przyłazić tu w taką pogodę? - Przed telewizorem nudno, panie Wiesiu, a tak może jakiś grosz do kieszeni wpadnie. Wyścigi konne to jest to - Rysiu drżącymi rękami wyjął z kieszeni program zawodów i zaczął go wnikliwie studiować.
W jednym z namiotów, zajmowanym przez członków stajni "Hamlet", trwała gorączkowa dyskusja. - Jak to "w parach"? - Dzik, uznając, że się przesłyszał, spojrzał na szefa z niedowierzaniem. - No w parach. Dzisiaj nie biegniesz tylko dla siebie. Punktujecie dla stajni wspólnie, i ty, i Don. Szef wskazał na jegomościa, który siedział w kącie namiotu i z lekkim niepokojem oglądał swoje kolano. - Jak to "wspólnie"? - Wspólnie, to znaczy razem, to znaczy, że na torze masz mu pomagać... - Szef tłumaczył cierpliwie, ale widząc bezbrzeżne zdumienie malujące się na twarz rozmówcy po chwili machnął ręką. - Albo wiesz co, nieważne. Rób swoje. Tymczasem do pierwszej gonitwy przystąpiły dwie inne ekipy. Konie leniwie kopały ziemię, a jeźdźcy naradzali się między sobą: - Zobaczysz, młody, będzie good. Nie, nie będzie good. Będzie great! - Czempion, wypełniony uśmiechem i pozytywną energią, pocieszał wyraźnie stremowanego kolegę. - Ja nie wiem, proszę pana, mój konik to chyba nie ma pary na taki długi tor... - Trzymaj wewnętrzną i będzie dobrze! - Czempion kipiał entuzjazmem, choć w głębi duszy nie bardzo wierzył w swojego młodszego towarzysza.

Wśród członków stajni "Ikea" nastroje były bardziej bojowe.
- Zrobimy tych Jankesów, nie?
- Jednego to na pewno, ale dwóch będzie ciężko…
- Daj spokój, ten starszy jest spełniony jak wróżba z chińskiego ciasteczka, odpuści sobie. W końcu ile można...
Ale po starcie mina im zrzedła. Rzeczony "starszy" nie dość, że nie chciał odpuścić, to jeszcze minął ich obu polem bez większego wysiłku.
- Mówiłem! Mówiłem, żeby na niego postawić! Tfu! - Rysiu wziął powiedzenie o "pluciu sobie w brodę" nieco zbyt dosłownie, skutkiem czego jego płaszcz nadawał się do prania. Nie przejął się tym jednak i pognał do kasy obstawić następną gonitwę. Wiesiu niechętnym krokiem podążył za nim.
- Piątka na Malczików! - wykrzyknął podekscytowany w kierunku kasjerki.
- Coś pan, zdurniał? Przeciwko naszym chcesz grać? - Wiesiu, jako romantyk starej daty, nie pochwalał wyboru kolegi.
- A widziałeś pan, co ich klacze robiły w wyścigach sparingowych? Nie, nie piątka. Dziesiątka!
- Pożałujesz pan, pożałujesz...

Rzeczywiście - pożałował. Gdy po drugiej gonitwie dżokej Mały ze stajni "Husaria" zjeżdżał z toru jako zwycięzca, Rysiu mógł jedynie smętnym wzrokiem popatrzeć na swój bezwartościowy kupon.
Tymczasem na torze rozszalał się Dzik. Dżokej znany z mocnego temperamentu wziął sobie do serca nakaz szefa o "robieniu swojego" i gnał do przodu bez oglądania się na rywali.
- Patrz, panie Rysiu - Wiesiu szturchnął kolegę - na tego było stawiać, a nie na te twoje wynalazki ze wschodu...
- Nie, bo jak postawię, to zacznie przegrywać. Oni zawsze tak robią - Rysiu po pierwszej wtopie ewidentnie stracił zapał i zaczął uciekać myślami do ciepłej kanapy przed telewizorem. Jak na złość, po chwili zadzwonił telefon.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×