Przyświeca nam transparentność - rozmowa z Michałem Świącikiem, prezesem SCKM Włókniarz
Sezon bez rozgrywek ligowych mija w Częstochowie bardzo szybko. Stowarzyszenie Włókniarza wypełnia kalendarz zawodami żużlowymi i już przygotowuje do procesu licencyjnego na sezon w roku 2016.
Czyli ten kalendarz w Częstochowie zaczyna się zapełniać żużlowymi imprezami.
- Cóż, robimy co możemy, aby uatrakcyjnić rok bez ligi naszym kibicom. Niektórzy twierdzą, że to wszystko mało, ale proszę mi wierzyć, że o więcej jest bardzo trudno. Przy każdym przedsięwzięciu wkładamy mnóstwo pracy, tym bardziej, że jak nie ma ligi to osób do pomocy jest automatycznie mniej.
A co z Silesia Cup?
- No również mamy w planach organizację tych zawodów.
I będą?
- Oczywiście, że tak. Mam 100 proc. zapewnienie. Na tym spotkaniu były obecne środowiska żużlowe z Częstochowy i Rybnika, czyli Włókniarz, UŚKS Speedway, ŻKS ROW oraz Rybki Rybnik. Całe spotkanie prowadził Jerzy Najwer, sędzia żużlowy z Gliwic. W ogóle wyszedłem z propozycją, czy my z Częstochowy i koledzy z Opola nie moglibyśmy rozpocząć procesu licencyjnego już w tej chwili.
Jednak wydaje się, że regulamin jest właściwie ustalany rokrocznie i bywa nieprecyzyjny. Nie wiadomo do końca, czy ta karencja potrwa rok, czy dłużej.
- Dla mnie regulamin jest precyzyjny. Regulamin mówi jasno, że jeżeli na tym samym stadionie w roku poprzednim jakiś klub się zadłużył to w następnym roku nowy podmiot, który będzie chciał wystartować na tym samym obiekcie, musi spłacić zadłużenia poprzedników. Podkreślam, zapis regulaminu mówi o roku poprzednim. Tę interpretację przepisów potwierdziłem u prawnika PZM, pana Łukasza Szmita. To jest osoba najbardziej kompetentna. Ponadto moją interpretację potwierdzili panowie Piotr Szymański oraz Andrzej Witkowski.
Czyli ze strony PZM nie będziecie mieć pod górkę?
- Niby jest rzeczywiście czytelna ta sytuacja, że w 2016 roku będziemy brali udział w rozgrywkach ligowych, wszyscy się na to przygotowujemy, przepisy potwierdziły najważniejsze osoby u władz polskiego żużla, jednak mamy pewne obawy. W naszym żużlu tyle się zmienia, jest wiele dziwnych zachowań, że po prostu wolimy dmuchać na zimne. Mamy zapewnienia, że nie jedziemy rok…
Ale mieliście też zapewnienia, że pojedziecie już w tym.
- Tak, jednak wtedy PZM musiałby wziąć na siebie odpowiedzialność za to, dlaczego my nie spłaciliśmy zadłużenia. W tym momencie PZM niczym nie ryzykuje, bo zgodnie z regulaminem będziemy po odbyciu rocznej karencji.
Uważa pan, że to jest kara adekwatna?
- Myślę, że ona w ogóle nie powinna mieć miejsca. Nie rozumiem dlaczego mamy odpowiadać nie za swoje długi. Dla mnie to szok. Na początku PZM to zrozumiał, a później zdanie uległo zmianie.
Przyjęliście to jednak z podniesionymi czołami.
- A co innego mieliśmy zrobić? Dbamy o żużel w naszym mieście i robimy swoje. W rzeczywistości biznesowej, takie rozwiązanie byłoby komiczne, nielogiczne. Jest prawo handlowe, które pewne kwestie precyzuje, pracowali nad nim ludzie z tytułami profesorskimi i nie powinno być tak, że kilka osób tego prawa nie respektuje.
Na marcowej konferencji prasowej dużo mówił pan o odbudowie Włókniarza pod względem sportowym, marketingowym, organizacyjnym. Wszystko idzie zgodnie z planem?
- Cały czas walczymy o sponsora tytularnego. Jest ciężko w żużlu. Rządzi liga i trzeba to sobie jasno powiedzieć…
A co z częstochowskimi przedsiębiorcami, którzy wspierają żużel w innych ośrodkach?
- Akurat niektórzy z nich też udzielają się u nas. Nie zostawili Włókniarza. Dużo jest jednak firm, które mówią, że jak będzie u nas liga to wówczas wrócą.
I wówczas od razu w 2016 roku powalczylibyście o awans do I ligi?
- Przy połowie tej kwoty, co otrzymuje ŻKS ROW, już teraz mogę powiedzieć, że od razu walczymy o wejście do wyższej klasy rozgrywkowej.
Ze swoim zapleczem młodzieżowym i wychowankami takimi jak Rafał Malczewski, który już w przyszłym sezonie będzie seniorem?
- Dokładnie. My na nikogo nie narzekamy. Ani na Przemka Portasa, czy Oskara Polisa. Co jakiś czas nasi juniorzy mają przebłyski. Proszę jeszcze pamiętać, że Przemek Portas w tym sezonie miał bardzo poważny wypadek w Danii. Pewnie mało kto wie, ale on po tym wydarzeniu w ogóle chciał zrezygnować z żużla. Chłopak musi się odbudować.
Rzeczywiście ta informacja nie przebiła się do mediów.
- To prawda, ale tak de facto było. Przemek mocno się zastanawiał nad kontynuowaniem swojej kariery. To była poważna kraksa, podczas której kompletnie skasował swój motocykl. Musi dojść do siebie, ale potencjał w nim jest. Wiem, że każdy chciałby dysponować znakomitym sprzętem, ale to nie jest piłka nożna, tylko żużel, w którym ponosi się bardzo duże koszty. I każdy upadek to są też straty finansowe. Koło kosztuje 2-2,5 tysiąca złotych, rama 1000, tylny trójkąt 650 złotych, jedna przekładka do sprzęgła to wydatek rzędu od 200 do 400 złotych a takich przekładek do jednego motocykla wchodzą 4. Ogarnąć to wszystko a jednocześnie utrzymać obiekt nie jest łatwo. Nie śpimy po nocach z chłopakami, aby to miało ręce i nogi. Jeżeli ktoś chce pomóc, to zachęcamy niech przyjdzie i to zrobi. A co do przyszłości to myślę, że najbliższe tygodnie wiele wyjaśnią. Ja oczywiście, będę państwa na bieżąco informował o wszystkim co się dzieje.
Szybkie postępy Maksyma Drabika. "Cały czas lecę na farcie"
KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>