Współczuję kibicom z Leszna. Muszą wspierać kretyna - rozmowa z Jackiem Gajewskim, menedżerem KS Toruń

- Niczego, co zrobiłem, nie żałuję. Tym razem zachowałbym się gorzej i pewnie nastrzelał Nickiemu po pysku - mówi po meczu KS Toruń - Fogo Unia Leszno menedżer torunian Jacek Gajewski.

Jarosław Galewski
Jarosław Galewski

Jarosław Galewski: Emocje po meczu na Motoarenie jeszcze nie opadły. Działo się wiele i pytań też jest wiele. Zacznijmy może od żółtej linii, o której mówił w niedzielę tak wiele Nicki Pedersen. Chyba jednak pan ją przekroczył?

Jacek Gajewski: Najpierw nie wiedziałem do końca, jak było. Teraz już wszystko przeanalizowałem i wiem, jakie są fakty. Przekroczyłem linię. Dla mnie to jest jednak kolejny chory wymysł.

Dlaczego?

- Przekroczyłem tę linię wczoraj wiele razy. Studio nc+ było przecież po tej stronie parkingu, gdzie byli zawodnicy Fogo Unii Leszno. Kilka razy niestety zdarzyło mi się tamtędy przejść, ale rozumiem, że to nie było w żaden sposób naganne. Wtedy nie naruszyłem regulaminu, a tym jednym razem tak.
A popchnął pan Nickiego Pedersena? Tak twierdzi Duńczyk.

- Nie, na pewno nie. Jeśli ktoś przeanalizuje cała sytuację, to dojdzie do oczywistego wniosku, że tak naprawdę ja się przed nim broniłem. Próbował mnie uderzyć kaskiem, ale w pewnym momencie ten kask spadł. Ja go nawet nie dotknąłem. To on kopał, bo był odważny, kiedy pomiędzy nami znalazło się więcej osób. Wcześniej starczyło mu odwagi tylko na wymachiwanie mi kaskiem przed nosem.

Na co dzień jawi się pan jako człowiek bardzo opanowany. Nerwy w niedzielę jednak puściły?

- Przeżyłem w żużlu naprawdę dużo różnych rzeczy. Jedną z najgorszych był 94 rok i kontuzja Pera Jonssona. Złamany kręgosłup. Wszyscy wiemy, co się wtedy wydarzyło. Teraz patrzę na to, co się wyprawia w żużlu i jestem przerażony. Ludzie naruszają pewne oczywiste limity i nie dbają o swoje życie i zdrowie. A wszystko robią w imię tego, by zdobyć jeden czy dwa punkty więcej. Tak, w takich sytuacjach człowiek czasami nie wytrzymuje. Mam swój taki, a nie inny temperament. Wczorajsze wydarzenia, o czym już panu powiedziałem, to konsekwencja pewnych zachowań Pedersena. Daleko nie musimy się cofać. Wiemy, jak zareagował Greg Hancock, który jest doświadczonym i nadzwyczaj opanowanym facetem. On też nie wytrzymał. Ludzie mają tego wszystkiego dość. To źle wygląda i źle pachnie. Czy naprawdę musi dojść do kolejnej tragedii? Ktoś ma zginąć na torze, złamać kręgosłup? Tego potrzebujemy, żeby pewne rzeczy zacząć zmieniać i skończyć z tolerowaniem chamskich i bandyckich zachowań na torze? Żużel polega na tym, że zawodnicy się ścigają, rywalizują o to, kto pierwszy dojedzie do mety. To, co robi Pedersen, nie ma z tym jednak nic wspólnego.

Co ma pan na myśli?

- On jeździ w myśl zasady - jeśli nie zrobisz mi miejsca, nie zamkniesz gazu i nie pozwolisz się wyprzedzić, to masz pecha, bo ja cię przewrócę. Większość jego ataków na tym właśnie polega. On nie jedzie w fajny, przemyślany sposób. Nie ma pomysłu, jak kogoś wyprzedzić. Chce, żeby ktoś zrobił mu miejsce, a jak nie to leży. Ile było już odwrotnych sytuacji, że Nicki jest na zewnątrz, ktoś wjeżdża, dochodzi do lekkiego muśnięcia i Duńczyk się przewraca?

W Lesznie zarząd i sztab szkoleniowy bronią Pedersena.

- Jestem bardzo ciekaw, co by Adam Skórnicki powiedział tydzień temu po debilnym i idiotycznym ataku, który Pedersen próbował wykonać na Sajfutdinowie podczas mistrzostw Ekstraligi, gdyby obaj zawodnicy wylądowali na bandzie. Tam tak niestety śmierdziało. To źle wyglądało, ale na szczęście Emil się uratował, a Nicki przewrócił. Zastanawiam się jednak, jaki byłby punkt widzenia Adama, gdyby stracił wtedy po jednym ataku dwóch żużlowców.

Wiele osób krytykuje pana "wycieczkę" do Nickiego Pedersena. Pan czegoś żałuje, wyciągnie jakieś wnioski?

- Nie, następnym razem zachowam się tak samo albo jeszcze gorzej.

Czyli jak?

- Gdybym miał zrobić to jeszcze raz, to może po prostu nastrzelałbym mu po pysku.

Spotkał się pan po meczu z dość dużą krytyką ze strony fanów Unii Leszno.

- Skandowali pod moim adresem różne okrzyki. Powiem w tym momencie inną rzecz. Szczerze im współczuję, że muszą kibicować takiemu kretynowi jakim jest Nicki Pedersen. Są fajnymi, ba, zaje... kibicami, ale muszą wspierać kretyna.

Kar pan jednak pewnie nie uniknie. Robi to na panu jakieś wrażenie?

- Żadnego. Kto to kary na mnie nakłada? Ryszard Kowalski to nie jest Roman Cheładze, a Wojciech Stępniewski nie jest Władysławem Pietrzakiem. Wiem, że to brzmi personalnie, ale moim zdaniem wartość żużla dewaluuje się też przez to, że zarządzają nim tacy, a nie inni ludzie. To wszystko, z czym mamy do czynienia, jeśli chodzi o regulaminy, jest jednym wielkim bagnem.

Rozmawiał: Jarosław Galewski

Skrót meczu KS Toruń - Fogo Unia Leszno
Źródło: PGE Ekstraliga/x-news

Czy zgadzasz się z Jackiem Gajewskim?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×