Z drugiej strony ekranu (15): Złoto dla odpornych

Na jedno okrążenie przed metą sezonu nie możemy być pewni niczego. Ani drużynowego mistrza Polski ani indywidualnego czempiona globu. Zagadkowo.

Gabriel Waliszko
Gabriel Waliszko

Najbardziej śmieszą opinie wygłaszane po Grand Prix Słowenii. Że mamy już mistrza świata i że ostatnie trzy turnieje będą formalnością. A to najprawdziwsza nieprawda. W tym żużlowym zamieszaniu może się jeszcze tyle wydarzyć, że złapiemy się parę razy za głowę. I nie ma sensu odwoływać się do historii, bo zawsze możliwych jest kilka scenariuszy. - Ja chcę zawsze wygrywać i tak samo podchodzę do każdych kolejnych zawodów. To są przecież wyścigi - odpowiedział Greg Hancock na pytanie o trudny pościg za liderem Taiem Woffindenem. Ładne puszczenie oka do młodszego kolegi - hej, bracie, wciąż musisz spoglądać do tyłu. Jasne, że 25 punktów różnicy to sporo. Pewnie, że Brytyjczyk ma tytuł na wyciągnięcie ręki i tylko niesprzyjające okoliczności mogą mu pomieszać złote szyki. Ale jeden słabszy turniej albo złośliwość rzeczy martwych i robi się gorąco. Możliwe nawet to, że mistrza poznamy pod koniec turnieju w Australii albo tak szybciutko, bo na początku ścigania w Toruniu. Sztokholm powinien dać nam ważne odpowiedzi. Jeśli Hancock będzie startował tak jak w Krsko, a Woffinden latał po torze jak w wyścigu z Pedersenem, to czeka nas piękna rywalizacja. W tym brytyjsko-amerykańskim pojedynku na pewno fair-play. Tai ma na głowie więcej żużlowych bitew przed sobą, Greg może częściej zaczerpnąć świeżego powietrza. Zapowiada się kapitalna końcówka sezonu.

Nie myślisz o kobiecie

- Żużel to ekstremum ekstremów. Takich obciążeń psychicznych jakie mają żużlowcy nie znajdziemy w żadnej innej dyscyplinie sportu - przekonywał ostatnio były psycholog reprezentacji Polski Robert Rutkowski. Jakich? Ano choćby strachu, prędkości, presji, odpowiedzialności czyli kulminacji wielu czynników w jednej głowie. - Jak podjeżdżasz pod taśmę to nie wiesz czy jedziesz w sparingu, w meczu o utrzymanie czy w wyścigu o tytuł mistrza świata. Po prostu chcesz wygrać - opowiadał niedawno jeden z naszych telewizyjnych ekspertów. Były solidny ligowiec przywoływał z kolei zabawną historię sprzed paru lat. - Mój kumpel ochrzaniał mnie, że udaję głupiego przed jego dziewczyną. Myślał, że muszę ją znać, bo ona podprowadzała nas pod taśmę. Tyle że jak stajesz na starcie to myślisz o wyścigu, a nie skupiasz się na żadnej kobiecie - przyznawał. No więc jesteśmy w domu. Skupienie, koncentracja, odporność na zewnętrzne bodźce. W wielkim finale najbardziej nieprzewidywalnej ligi świata ważne będą warunki torowe, jak zawsze. Istotna będzie dyspozycja dnia, wiadomo. Ale najważniejsze mogą być głowy. Rozpalone lub gorące, chłodne albo szybko ostygające. Już w rewanżach półfinałów widać było poziom ciśnienia. W Tarnowie w biegu o nic walka na żyletki Madsena z Janowskim, a do tego przepychanki w parku maszyn. W Lesznie mała chęć do telewizyjnych wywiadów i napięte twarze głównych bohaterów meczu. To co nas czeka w wielkim finale?

Trenerska prośba

Od jakiegoś roku z ekipą Byków współpracuje psycholog. Damiana Salwina można dostrzec w parku maszyn podczas meczów ekipy Unii, o ile wytęży się wzrok. Nie narzuca się i nie ma parcia na szkło. Już legendą obrosło jedno z pierwszych spotkań Adama Skórnickiego z władzami leszczyńskiego klubu, kiedy nowy trener poprosił psychologa o przedstawienie pewnych kwestii. To było kilkanaście miesięcy temu, kiedy "Sqóra" zaczynał pracę w roli menedżera Unii. Od tego czasu Byki jechały już w jednym finale, a teraz jeszcze silniejsze niż rok temu wystąpią w drugim. Przypadek? Nie sądzę, patrząc na stoicki spokój klubowego psychologa i głównego opiekuna drużyny. Tam nie widać nerwowych ruchów, chaotycznych zachowań czy robienia wokół siebie szumu. - Mam prośbę żebyś nie brał do wywiadu zawodników, którzy zaraz mają wyjechać na tor - rzucił kiedyś Adam. Niby normalka, bo zwykle staramy się dać żużlowcowi czas na przygotowanie i koncentrację przed wyścigiem. Ale z drugiej strony, nikt inny z trenerskiego środowiska nigdy nie zwrócił się z taką prośbą. Oczywiście, trener nie może ustalać nam obsad czy kolejności rozmówców, jednak przedstawić swój punkt widzenia zawsze może. Zachowanie Skórnickiego nie bierze się z przypadku.

Presja w gabinetach

A inni? Drugi finalista PGE Ekstraligi zaskoczył nas już samym awansem do najważniejszej rozgrywki. Bo przed sezonem niewielu fanów speedwaya poza Dolnym Śląskiem stawiało na dzielnych spartan. - Ten zespół budowaliśmy z perspektywą najbliższych lat. Nie na jeden sezon i nie za pieniądze bez pokrycia - oświadczył na tarnowskim półfinale Andrzej Rusko. Dlatego w najbliższe niedziele Piotr Baron i jego ferajna nic nie muszą. Nie muszą przygotowywać trudnego toru w Częstochowie ani specjalnie się spinać. Mogą spokojnie trenować i pojechać bez wielkiego ciśnienia. - My na razie dajemy sobie radę bez klubowego psychologa. Zawodnicy indywidualnie załatwiają te kwestie jeśli potrzeba - przyznał menedżer Sparty. Komu więc przyznać większe szanse biorąc pod uwagę głowę? Papierowym faworytom z Leszna czy czarnym koniom z Wrocławia? Pewnie tym, którzy niezależnie od obranej drogi w kwestii opieki mentalnej, zostawią finałową presję w zaciszu gabinetów i klubowej szatni. Spotkają się na grillu i pogadają o pierdołach. Wejdą do boksów z niepobrudzoną głową i wyjadą na tor bez myślenia, że to mecz o złote gacie. To po prostu finał, który w karierze jeszcze się zdarzy. Pod warunkiem, że instynkt na motocyklu nie przesłoni do końca rozumu. Szerokości!

Gabriel Waliszko, dziennikarz nc+

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×