Kacper Gomólski: Zdaję sobie sprawę, że zawiodłem oczekiwania klubu. Chcę się zrehabilitować

Po pierwszym sezonie w KS Toruń Kacper Gomólski przeanalizował swoją jazdę. Podczas rozgrywek miał zarówno dobre, jak i gorsze momenty. Szczerze przyznał że zdaje sobie sprawę, że nie spełnił oczekiwań i nie chce uciekać od odpowiedzialności.

Michał Gałęzewski
Michał Gałęzewski

WP SportoweFakty: Jak w momencie gdy wygrywałeś pierwsze biegi ligowe w swojej karierze wyobrażałeś sobie pierwszy sezon w kategorii seniora?

Kacper Gomólski: Mówiąc szczerze, przed sezonem bardzo denerwowały mnie te wszystkie pytania: Jak sobie poradzisz w gronie seniorów? To było takie nadmuchiwanie jakiegoś balonu, który nie wiem co miał na celu. Każdy żużlowiec w pewnym momencie do tego etapu dojdzie, a ja się tego nie bałem. Bardziej obawiałem się zmiany klubu i toru. Życie pokazało, że mimo wszystko był to ciężki sezon i nie najlepszy w moim wykonaniu. Z perspektywy czasu wydaje mi się, że to, że był on akurat pierwszy w roli seniorów, to tylko jeden z powodów, ale nie główny.

Mówi się, że wejście w wiek seniora weryfikuje umiejętności zawodnika. Jak po tym sezonie możesz ocenić swoje perspektywy na przyszłość?

- Tak się stało, że podczas pierwszego roku w gronie seniorów miałem dużo jazdy. Właśnie to był cel, jaki postawiliśmy sobie z teamem przed sezonem. Analizowaliśmy inne przypadki zawodników i głównym problemem w pierwszym sezonie po przejściu w wiek seniora był brak jazdy. Ja podpisałem kontrakt w Szwecji, a przed samym sezonem doszła Anglia. Wbrew wszystkiemu obie ligi dużo mnie nauczyły. W Szwecji co prawda nie błyszczałem, bo gdziekolwiek jechałem, debiutowałem na tych torach. Z kolei Anglia dużo mi dała i wierzę, że podniesie to moje umiejętności i zaprocentuje.

Skład KS-u Toruń był tak zbudowany, że o miejsce w składzie walczyłeś mimo wszystko tylko z juniorami. Czy brak walki o miejsce w kadrze meczowej był dla ciebie plusem, czy jednak element rywalizacji by się przydał?

- Przed sezonem klub jasno stwierdził, że walki o skład nie będzie, a mi zależało na częstotliwości jazdy. To, że tej walki nie było nie oznaczało, że nie miałem motywacji. Przecież na plecach miałem Pawła Przedpełskiego, zresztą mojego dobrego kumpla. Był on w tym roku niesamowity. Każda wpadka w meczu otwierała mu szansę wskoczenia za mnie, więc gdzieś siedziało w głowie to, że trzeba od początku jechać, bo Pawełek tylko czeka na to by wyskoczyć z rezerwy zwykłej, a w ciężkiej sytuacji i taktycznej.

Z pewnością cele przedsezonowe dla całej drużyny były dużo wyższe. Co było głównym czynnikiem, przez który nie zdobyliście medalu?

- Tak naprawdę nasz przedsezonowy cel został zrealizowany, bo awansowaliśmy do play-offów, ale apetyty rosną. Półfinał z Fogo Unią Leszno, to była nasza szansa. Jestem pewien, że gdyby nie moja czerwona kartka, to zaliczka przed rewanżem byłaby wyższa. Ta kartka trochę wybiła drużynę z rytmu w meczu. Czego jeszcze zabrakło? Jak już kiedyś wspomniałem mi osobiście, jako nowemu zawodnikowi w drużynie zabrakło czasem podpowiedzi od starszych kolegów, którzy MotoArenę znają od pierwszego treningu z 2008 roku. Wiem, że jestem zawodowcem i muszę z tym sobie radzić i w wielu przypadkach się udało, bo z teamem szukaliśmy wiele razy i czasami coś wypaliło.

Moim zdaniem kolejnym problemem jest to, że Motoarena jest świetnym stadionem ze znakomitą infrastrukturą, a co za tym idzie jest tutaj dużo imprez. Inne kluby ekstraligowe mają maksymalnie po jednym turnieju w sezonie, a w Toruniu był turniej jubileuszowy Adriana Miedzińskiego, Speedway Best Pairs, eliminacje do SEC, SEC, czy na koniec sezonu Grand Prix. To masa imprez, w których startują zawodnicy z czołówki i gdy mieli kilka okazji, by w danym roku pojechać na toruńskim torze, łatwiej im było się spasować podczas meczów ligowych, przez co my się męczyliśmy.

Mówi się, że toruński klub sonduje wiele uznanych nazwisk w kontekście wzmocnień na nowy sezon. Czy widzisz dla siebie miejsce w składzie KS-u w 2016 roku?

- Zdaję sobie sprawę, że zawiodłem oczekiwania klubu, jednak nie uciekam od odpowiedzialności i biję się w pierś. Przyznaję, że kilka meczów zawaliłem. Rozmawiałem już z wiceprezesem Gajewskim i on doskonale wie gdzie leżały problemy, które chcę wyeliminować. Chciałbym się zrehabilitować bo wiem, że w przyszłym roku może być już tylko lepiej. To od prezesa zależy, czy jest w stanie mi zaufać. Ja daję od siebie zawsze sto procent. Tak było w Gnieźnie, w Tarnowie, a w tym roku starałem się w Toruniu. Sezon był ciężki. Play-offy zapewniliśmy sobie wygrywając jednym punktem. Liga była wyrównana, a żużel to nie skoki narciarskie i stylu się tutaj nie ocenia. Nikt nie będzie pamiętał, że wygrałem w Zielonej Górze z Protasiewiczem, czy w Lesznie z Pedersenem, co z perspektywy czasu mogło przyczynić się do awansu do fazy play off. Klub rozliczy mnie za całokształt. Wierzę, że dostanę szansę, a ja będę mógł się odpłacić.

Mówi się o ogromnych problemach Startu Gniezno, który jednak się utrzymał w Nice PLŻ. Czy wierzysz w to, że sytuacja klubu którego jesteś wychowankiem wyjdzie na prostą?

- Mieszkam w Gnieźnie, a w Starcie jeździ mój brat Adrian. To miasto i klub zawsze są mi bliskie pomimo, że wiele osób będzie myślało inaczej. W tych ciężkich chwilach, klub z Gniezna zawsze mógł na mnie liczyć, czy też na moich mechaników. Trenowałem z chłopakami, brat mógł korzystać z mojego sprzętu, a w trakcie meczów mechanicy pomagali innym chłopakom. Nie umiem przejść obojętnie wobec tego, co tu się dzieję i bardzo bym chciał, żeby się poukładało.

Czy KS Toruń powinien zostawić w składzie Kacpra Gomólskiego?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×