Marta Półtorak: Nikt ze mną nie rozmawiał. Jak mam pomóc?

Rzeszowski klub musi spłacić dwa miliony złotych zadłużenia, ale najprawdopodobniej nie zrobi tego z pieniędzy Marty Półtorak. - Moja deklaracja pomocy jest aktualna, ale nikt się ze mną nie kontaktował - wyjaśnia była prezes.

Jarosław Galewski
Jarosław Galewski

O trudnej sytuacji rzeszowskiego klubu informowaliśmy już wcześniej. Zadłużenie sięga dwóch milionów złotych, a proces licencyjny zbliża się wielkimi krokami. Wydawało się, że temat startu w rozgrywkach ligowych będzie można jeszcze uratować przy pomocy Marty Półtorak. Była prezes deklarowała, że może udzielić jednorazowego wsparcia, ale prawdopodobnie do tego nie dojdzie.

- W zasadzie powinnam powtórzyć to, co mówiłam już wcześniej. Musi się znaleźć pomysł, co dalej z klubem. Do tej pory taka koncepcja do mnie nie trafiła. Nie do mnie powinien należeć pierwszy ruch. Swojej deklaracji jednak nie zmieniam. Nic w całej sprawie istotnego się nie wydarzyło. Przez cały ten czas nikt z zarządu klubu się ze mną nie kontaktował, więc trudno mi powiedzieć, jak miałabym pomóc. Najwidoczniej prezes ma inny pomysł rozwiązania problemów - wyjaśnia była prezes i w dalszym ciągu właściciel spółki.

Półtorak zaprzecza również, że w ostatnich dniach szukała na własną rękę firm, które we współpracy z nią podjęłyby się ratowania rzeszowskiego klubu. W tej sytuacji może okazać się, że jedynym ratunkiem może być pomoc władz miasta. - Wiem, że był temat poręczenia kredytu przez miasto, ale nie sądzę, że ktoś zmieni zdanie i się na to zdecyduje. To jest trudna sprawa, bo jeśli się ktoś nie wywiąże, to płaci ten, który poręczył. Nie wydaje mi się, że w krótkim okresie czasu zapadnie tak ważna decyzja - stwierdza Półtorak.

Była prezes jest zdziwiona, że nikt z zarządu klubu nie podjął z nią rozmów. Sama nie wychodziła z inicjatywą, bo już wcześniej dała wolną rękę działaczom. Półtorak odniosła się również do zarzutów, że jako właściciel klubu powinna była wiedzieć o jego problemach. - To wszystko jest dziwne, bo z jednej strony ktoś mówi mi, że musiałam znać problemy finansowe klubu. Owszem, miałam prawną możliwość i narzędzia, by się o nich dowiedzieć. Mogłam poprosić o kontrolę spółki. Chciałam jednak dać zarządowi samodzielność, żeby nikt nie mógł mi zarzucić, że steruję z tylnego fotela. Tak nigdy nie było. Nie zaglądałam na konto ani nie sprawdzałam innych danych. W radzie nadzorczej byłam tylko z obowiązku, a prezes wywalczył sobie samodzielność. Jeszcze w czerwcu sama słyszałam zapewnienia, że wszystko z budżetem jest jak należy. Gdybym interweniowała, to pewnie zostałoby to po raz kolejny źle odebrane. Wierzyłam, że wszystko jest w porządku. Jeśli postąpiłabym inaczej, to leciałyby na mnie gromy, że znowu się mieszam i chcę rządzić. Zaufałam ludziom, którzy wzięli odpowiedzialność za klub - dodaje na zakończenie Półtorak.

Czy uważasz, że rzeszowski klub wystartuje w PGE Ekstralidze?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×