Władysław Gollob: Będziemy realizować pomysł, który jeszcze nikomu w Polsce nie wpadł do głowy

Andrzej Matkowski
Andrzej Matkowski

Sporo zamieszania było tej zimy w związku z połączeniem pierwszej i drugiej ligi, a później z systemem rozgrywek i terminarzem. Jak pan ocenia zmiany, jakie się w tym względzie dokonały?

- Moja ocena nie ma tu nic do rzeczy. Po prostu Główna Komisja Sportu Żużlowego szukała najlepszego rozwiązania, jakie było tylko możliwe, żeby tak ustawić tabelę, aby zmieścić w niej dziesięć czy jedenaście drużyn. Koncepcji było kilka, ostatecznych rozwiązań też było kilka, wreszcie to się wyklarowało w tym sensie, że rywalizuje jedenaście zespołów. W tej wczesnej fazie w grudniu jeszcze nikt nie wiedział, jak będzie wyglądała sytuacja finansowa niektórych klubów, co będzie w Lublinie, Ostrowie, czy Gnieźnie. Gniezno robiło nadzieje, że pozostanie - no tak, ale teraz bez sensu byłoby organizowanie rywalizacji w kręgu trzech czy czterech drużyn w drugiej lidze. To jest parodia i nie wiadomo co z tym zrobić. To byłoby najgorsze wyjście z możliwych. Gremium prezesów pierwszej ligi bardzo długo i wyczerpująco dyskutowało nad formą rywalizacji. A my mamy za cel realizowanie sportu i rywalizacji. Nie dla wszystkich to jest jednakowo wygodne i na pewno są zastrzeżenia, ale nie ma złotego środka. Nie można było wymyślić nic, co by zdecydowanie poprawiło sens tej rywalizacji.

Początkowo zakładał pan, że nie będzie spieszył się z zatrudnianiem trenera drużyny. Ostatecznie od 1 lutego tę funkcję objął Jacek Gollob. Doświadczenie zawodnicze i sukcesy na torze bardzo duże, jednak trenowaniem drużyny do tej pory się nie zajmował.

- To jest nieporozumienie, bo w roku 1997 i 1998 Jacek był trenerem pierwszego zespołu Polonii Bydgoszcz. Pomagał mu w tym ś. p. Zdzisław Rutecki. Wobec tego, że ówczesny zarząd położył główny nacisk na wynik, Jacek został oddelegowany do podstawowego składu i już nie miał czasu na zajmowanie się całą drużyną. W tym czasie za tę stronę treningowo-zawodniczą odpowiadał Zdzisław Rutecki. Jednak proszę zauważyć, że w pierwszej kolejności zaangażowałem magistrów wychowania fizycznego do prowadzenia treningu ogólnorozwojowego. Po rozmowach z nimi doszedłem do wniosku, że składem i zespołem powinien zajmować się również zawodnik legitymujący się wyższym wykształceniem, zbieżnym z uprawianą dyscypliną. Jacek jest magistrem wychowania fizycznego po Akademii Wychowania Fizycznego w Gdańsku, ze specjalnością przygotowanie treningowe w dyscyplinie żużel. Wobec tego pod ręką nie miałem nikogo bardziej kompetentnego, kto by spełniał te kryteria zawodowego przygotowania. Amatorstwo w żużlu jest mile widziane, ale jeżeli dotyczy ono już ustalonego składu zawodników, którzy właściwie nie wymagają żadnej pomocy trenerskiej, tylko chodzi o ewentualną taktykę meczową i ustawianie składu na bieżąco. Będziemy tutaj realizować pomysł, który jeszcze nikomu w Polsce nie wpadł do głowy - o szczegółach kibice dowiedzą się po pierwszych meczach. Będzie to niewątpliwie bardzo demokratyczny sposób budowania składu i realizowania wyniku przez ten skład, który nie będzie wyróżniał żadnego zawodnika. Po prostu sposób rywalizacji na torze będzie jednakowy dla wszystkich zawodników. Nie będzie prowadzących pary, nie będzie liderów, w ogóle to jakaś kompletna bzdura w żużlu, gdzie w zespole jest trzech liderów. Lider to jest ten prowadzący drużynę, czy kapitan, natomiast w ligach żużlowych są sami liderzy. My to wywrócimy do góry nogami i jestem przekonany, że to da doskonały efekt szkoleniowy.

Jacek mocno włączył się w przygotowania ogólnorozwojowe zespołu. Czy to element integracji nowego trenera z podopiecznymi?

- Oczywiście. Jak może trener, który odpowiada za przygotowanie w tym krótkim okresie treningowym przed sezonem, nie uczestniczyć w bieżącym przygotowaniu treningowym? Za to mu się płaci i jest to jego psim obowiązkiem. Ma wykonywać funkcję tak, jak potrafi najlepiej. I okazuje się, że akurat magister wychowania fizycznego umiał sobie sam znaleźć sposób na zbliżenie się do zespołu. Wspólne treningi pozwalają lepiej zorientować się w psychice zawodników, ich przygotowaniu, wartości zawodniczej i rozpoznać cele, jakie tym zawodnikom przyświecają.

Zapowiadał pan, że skład zespołu jest praktycznie kompletny i nie będzie się pan spieszył z kontraktowaniem kolejnych zawodników. Tymczasem ostatnio pojawiły się informacje o podpisaniu umów z Rafałem Konopką i Jesperem Søgaardem.

- Rzeczywiście, ale trudno zostawić podstawowy skład bez żadnego zaplecza. Żużel jest dyscypliną, w której można czasami narazić się na podrapanie paznokci, i ja muszę się z tym liczyć. Skład muszę uzupełniać zawodnikami, którzy wykazują wielkie zainteresowanie i chęć doskonalenia zawodniczego. I na moje warunki przystali właśnie ci dwaj zawodnicy. Duńczyk, który na własny koszt będzie przyjeżdżał na testy i uczestniczył w treningach, i zawodnik Konopka, który jest bardzo aktywny w środowisku, w którym funkcjonuje, tzn. w Lesznie. Z informacji, które uzyskałem, bardzo intensywnie trenuje i przykłada się do ewentualnej przyszłej rywalizacji o miejsce w składzie. Niczego im nie gwarantowałem, ale jeżeli będą przyzwoicie wykonywać obowiązki zawodnicze, będą mieli okazję zademonstrować to na torze w walce o ligowe punkty.

Czy planuje pan podpisanie kolejnych kontraktów?

- Polonia jest w wyjątkowo komfortowej sytuacji. Mamy pięciu, a może za chwilę i sześciu juniorów, bo niewyjaśniona jest na razie sytuacja Bartosza Bietrackiego, który z różnych ważnych powodów życiowych nie do końca mógł poświęcić czas na przygotowanie treningowe, ale niedawno z nim rozmawiałem i wykazuje zainteresowanie. Jeżeli będzie chciał, będzie miał miejsce w młodzieżowym składzie w walce o MDMP i wszystkie inne rozgrywki, żeby się doskonalić. Bo to jest zawodnik, który nie ma już za dużo czasu. W tym roku kończy 21 lat i jeżeli w nowym sezonie nie uzyska satysfakcjonującego wyniku, to jego dalsza kariera stoi pod znakiem zapytania. Wobec likwidacji kilku klubów pojawił się na rynku taki nadmiar zawodników, że wejście do składu poza miejscem, gdzie się urodził, wychował i uzyskał licencję, jest szalenie trudne. Kułakow dwa lata siedział w Toruniu, nic nie ujeździł. Oskar Gollob siedział dwa lata bez sensu w Toruniu i zawodniczo nie rozwinął się. Wartość zawodnika poznaje się w rozgrywkach ligowych. I to dotyczy wielu zawodników, którzy byli wypożyczani, i tymi zawodnikami zaklejane były składy na wszelki wypadek. Najczęściej tracili oni cały sezon, albo i dwa. Nie było z tego ani pociechy dla klubu, ani dla zawodnika.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×