Leigh Adams - niekoronowany król cz. VIII

Sezon 1996 przyniósł w życiu "Kangura" z Mildury dwie bardzo ważne decyzje. Pierwszą było podpisanie kontraktu z Unią Leszno, a druga to oczywiście ślub z wieloletnią partnerką - Kylie.

Ziemowit Ochapski
Ziemowit Ochapski
Leigh Adams PAP / Adam Ciereszko / Na zdjęciu: Leigh Adams
Australijczyk walczył w cyklu Grand Prix, dlatego w połowie lat dziewięćdziesiątych parafowanie przez jeźdźca tej klasy umowy z drugoligowcem wydawało się dość nieoczekiwanym ruchem. Byki miały jednak szybko wywalczyć awans do najwyższej klasy rozgrywkowej, a wielkopolscy działacze wierzyli, że utalentowany zawodnik z Antypodów na dłużej zadomowi się na Stadionie im. Alfreda Smoczyka. W swojej pierwszej kampanii w biało-niebieskich barwach Leigh wystąpił w zaledwie sześciu z dwudziestu dwóch spotkań II ligi, ale uzyskał w nich znakomitą średnią biegopunktową 2,607, przyczyniając się w ten sposób do wygrania przez Unię zmagań z kompletem "oczek". Na Wyspach w sezonie 1996 Adams przywdziewał plastron London Lions, choć tak naprawdę nie zmienił klubu. Stało się tak z uwagi na to, że działacze Młotów ze względów marketingowych przenieśli zespół do stolicy Anglii, gdzie od likwidacji Hackney Hawks panowała żużlowa posucha. Co ciekawe, Lwy swoje mecze rozgrywały na dawnej arenie Jastrzębi. - Wcześniej miałem okazję tam rywalizować jedynie w 1989 roku i pamiętam, że to był naprawdę trudny tor - wspomina Leigh. - Kilkakrotnie dałem tam ciała, kiedy przyjeżdżaliśmy z Piratami, głównie przez gości takich jak Andy Galvin i Steve Schofield, którzy radzili sobie na tym owalu znakomicie. Przeniesienie zespołu do Londynu okazało się kompletnym niewypałem. Tor był zbyt wąski i kwadratowy, przez co nie nadawał się do ścigania.
London Lions nie zawojowali Premier League, kończąc swój pierwszy i ostatni sezon na dziewiątym miejscu w tabeli. Jakoś szczególnie nie wiodło się również Elit Vetlandzie, którą Adams reprezentował w Szwecji, więc na ligowym podwórku żużlowiec skupiał się po prostu na dostarczaniu punktów, a sportowego spełnienia szukał w cyklu Grand Prix. Debiutanci jednak łatwo nie mają, o czym Australijczyk przekonał się dość brutalnie, gdyż z sześciu rozegranych turniejów najlepiej poradził sobie w Linkoeping, gdzie zajął ósmą lokatę. W efekcie tego "Kangur" zgromadził łącznie zaledwie 28 "oczek", co dało mu ostatnią pozycję wśród stałych uczestników zmagań o tytuł indywidualnego mistrza świata. Szczęście, iż dwa tygodnie po finałowych zawodach w Vojens jeździec z Antypodów stanął na drugim stopniu podium GP Challenge w Pradze, gwarantując sobie tym samym regularne uczestnictwo w cyklu A.D. 1997. Zespół London Lions nie spełnił wprawdzie pokładanych w nim oczekiwań, lecz były na świecie osoby z okołożużlowego środowiska, którym częste podróże do jednego z największych miast w Europie nie przeszkadzały. - Za każdym razem czułam się jak na wycieczce krajoznawczej - opowiada Kylie. - Widywaliśmy regularnie Big Ben czy Tower Bridge, podczas gdy większość moich znajomych z Australii takie widoki mogła podziwiać jedynie na kartkach pocztowych. Pamiętam jak jednego razu Leigh zawiózł mnie do National Gallery, po czym sam pojechał do warsztatu Petera Johnsa. Byłam pod wielkim wrażeniem tych wszystkich dzieł sztuki, o których uczyłam się w liceum. Możliwość obcowania z nimi i lekcja w szkole to dwa odmienne stany świadomości.

Leigh i Kylie pobrali się 30 listopada 1996 roku w Australii, na winnicy o nazwie Wingara Winery. Drużbą żużlowca był jego brat Andrew, a panna młoda na druhnę wybrała swoją siostrę Sharolyn. - To jeden z najpiękniejszych dni w moim życiu. Na ceremonię przybyło mnóstwo przyjaciół oraz sponsorów. Nie mieliśmy zbyt wiele czasu na miesiąc miodowy, ale wybraliśmy się na Daydream Island w Queensland - wspomina Leigh. - Ten piękny dzień celebrowaliśmy w towarzystwie rodziny oraz przyjaciół - dodaje Kylie. - Oczywiście wszystko trzeba było zorganizować wokół zobowiązań mojego mężczyzny, więc zajęliśmy się tym już rok wcześniej.

Żony zawodowych sportowców często postrzegane są jako osoby leniwe, których jedynym celem w życiu jest to, żeby ładnie wyglądać. Pani Adams jest przeciwniczką stereotypów. Ze względu na żużlową karierę męża nie mogła realizować się w pracy twórczej, jak to sobie kiedyś wymarzyła, ale ukończyła kursy związane z obsługą komputera i pracą w sekretariacie, co pozwoliło jej na podjęcie zatrudnienia w biurze. - Ostatecznie wylądowałam w banku NatWest, a mój pracodawca okazał się bardzo elastyczny jeśli chodzi o czas wolny na żużel oraz podróże do Australii - opowiada. - To moja najdłuższa posada, nie licząc pracy osobistej asystentki Leigh, jaką stałam się przez te wszystkie lata u jego boku. Speedway to nasz wspólny biznes, a ja z czasem polubiłam tę robotę, gdyż przy niej zwyczajnie się nie nudzę. Sprzedawanie pamiątek, rezerwowanie hoteli i bukowanie biletów lotniczych to mój chleb powszedni.

Leigh Adams w parku maszyn zawsze sprawiał wrażenie bardzo spokojnego człowieka, a w domowym zaciszu praktycznie w ogóle się nie zmieniał. Osoby o takim usposobieniu ciężko jest wyprowadzić z równowagi, ale jeśli komuś ta sztuka się uda, to wtedy skutki takiego wybuchu potrafią solidnie dać się we znaki. - Jeden raz mi się to udało - wspomina Kylie. - Podczas naszych pierwszych lat w Anglii dopiero uczyłam się sztuki szukania kompromisów i życia z dala od rodziny. W pewnym momencie zepchnęłam Leigh na zbyt daleki plan, a on pewnego dnia najzwyczajniej w świecie eksplodował. To był pierwszy i ostatni raz. Od tamtej pory wiem już gdzie jest granica, której nie wolno przekraczać. Leigh zupełnie nieświadomie nauczył mnie szacunku, dojrzałości oraz kompromisowości.

Sezon 1997 "Kangur" z Mildury rozpoczął od wygrania w ojczyźnie trzeciej edycji International Speedway Masters Series. Był to dobry prognostyk przed rozpoczynającym się w maju cyklem Grand Prix, który rok wcześniej zdominowali Amerykanie w osobach Billy'ego Hamilla i Grega Hancocka. Reprezentanci USA przy wsparciu firmy Exide utworzyli pierwszy w historii IMŚ team, co pomogło im sięgnąć po złoty oraz brązowy medal czempionatu. Pomysł zespołu rywalizującego w Grand Prix bardzo spodobał się Randy'emu Owenowi z Owen Bros Commercials, wpierającemu również Marka Lorama. W ten właśnie sposób narodził się Team Owen Bros Racing, który jednak nie do końca wypalił z uwagi na zupełnie odmienne podejście Adamsa i Lorama do swoich obowiązków. Australijczyk stanowił przykład doskonale poukładanego profesjonalisty, a Brytyjczyk preferował przede wszystkim luz.
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×