Po bandzie (35): Rzeszów jak samochód w leasingu. Trzeba ich mocno nadzorować

- Rzeszowianom życzę dobrze, ale nie mam wątpliwości, że powinni być bardzo mocno nadzorowani. Z nimi jest trochę jak z samochodem wziętym w leasing - pisze w swoim felietonie "Po bandzie" Witold Skrzydlewski.

 Redakcja
Redakcja

Rzeszów jak samochód w leasingu. Trzeba ich mocno nadzorować

Drużynie z Rzeszowa ostatecznie się udało. Powinna pojechać w Nice Polskiej Lidze Żużlowej. To pokazuje tylko, że mój stary dobry znajomy, a więc Janusz Ślączka jest jak kot i z każdego piętra zawsze spada na cztery łapy. Na ich szczęście nie ma drugiej ligi, bo w normalnych okolicznościach powinni podzielić los Gdańska, który odbudowywał się od tej ligi.

Licencja, którą otrzymali rzeszowianie to wielka zagadka. Przecież każdy pamięta, co było z klubem z Gniezna. Mieli spłacać zawodników, a do końca im się to nie udało. Inna sprawa, że nie rozumiem niektórych działań dotyczących takich klubów. One powinny być bardzo uważnie nadzorowane, jeśli ktoś nie płaci w trakcie rozgrywek, to powinien być zawieszany, a później wycofywany. Na miejscu zawodników Startu sądziłbym się dziś z Polskim Związkiem Motorowym i panem Fiałkowskim, który miał opiekować się tym klubem. Takie drużyny należy natychmiast zatrzymywać, a nie powodować, że długi jeszcze bardziej rosną. Ludzie, którzy to nadzorowali, tak samo nie wypełnili swoich obowiązków jak klub.

W przypadku rzeszowian nie można popełnić tego samego błędu. Ta drużyna powinna być sprawdzana minimum co trzy miesiące. Można reagować nawet szybciej, bo w naszym środowisku sygnały, że ktoś nie płaci, docierają do różnych ludzi znacznie szybciej. Nie można tylko na to przymykać oka i kryć zalegającego klubu. Taka ekipa powinna wylecieć z ligi, jeśli nie realizuje tego co obiecała. To jest dokładnie tak samo jak z samochodem, który bierze się w leasing. Może być długi czas bardzo dobrze, ale jeśli zabraknie tej jednej raty, to auto przepada. Zawodnikom należy się pewność, że ktoś przerwie licencję nadzorowaną, kiedy będzie źle. Nie można czekać do końca sezonu.

Rzeszów ma spłacać długi przez trzy lata. W Widzewie był lepszy numer, bo rozłożyli się na 15 lat. To tak jak puszczenie tlenu komuś, kto jest w stanie agonalnym. Wiadomo, że nic z tego nie będzie, choć może z racji mojej branży nie powinienem brnąć w takie porównania.

W mojej ocenie rzeszowski klub może uratować tylko rozłożenie czerwonego dywanu, który będzie usłany w dodatku storczykami, przed panią Półtorak. W przeciwnym razie żużla tam zbyt długo nie będzie. Inna sprawa, że życzę im dobrze. Chciałbym, żeby Stali wszystko się udało z wyjątkiem jednej rzeczy, bo z tym wiąże się moje postanowienie. Chodzi mi o mecz z Orłem Łódź. Powiedziałem sobie, że jeśli wygram z trenerem Ślączką, to przechodzę na ścisłą dietę i w ciągu trzech miesięcy gubię minimum 10 kg. Daję słowo. W związku z tym Rzeszów też jest mi potrzebny. Życzę zatem wszystkiego najlepszego.

Witold Skrzydlewski

Zobacz więcej felietonów Witolda Skrzydlewskiego ->


Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×