Leigh Adams - niekoronowany król cz. XIII-ost.

Po sezonie 2010 Leigh Adams zakończył żużlową karierę bez tytułu IMŚ na koncie, ale za to w pełni zdrów. W czerwcu 2011 roku Australijczyk nieoczekiwanie wylądował jednak na wózku inwalidzkim.

Ziemowit Ochapski
Ziemowit Ochapski
Leigh Adams / Na zdjęciu: Leigh Adams
W drugim turnieju cyklu Grand Prix 2008 jeździec z Antypodów zgodnie z przewidywaniami odbił się od dna, sięgając na Stadionie im. Alfreda Smoczyka w Lesznie po zwycięstwo. Wielu obserwatorów przecierało oczy ze zdumienia, kiedy miejscowa publiczność fetowała triumf Adamsa tak, jakby przypadł on w udziale reprezentantowi Polski. W wielkim finale Leigh okazał się lepszy od Grega Hancocka, Nickiego Pedersena oraz Jarosława Hampela, a w klasyfikacji przejściowej czempionatu przesunął się z miejsca czternastego na czwarte. - Fani w Lesznie traktują go niemal jak Boga - opowiada Kylie, żona legendarnego żużlowca. - W trakcie tamtego turnieju siedziałam na trybunach z Declynem, dla którego zapomniałam zabrać ochraniacza przed hałasem. Młody był poruszony nie tylko tym całym tumultem, ale również entuzjazmem polskich kibiców. Gdy do prezentacji wychodzili Polacy, robiło się naprawdę głośno, lecz ku mojemu zdumieniu jeszcze głośniej skandowano: "Leigh, Leigh, Leigh Adams!". Wygrana w wielkopolskiej stolicy speedwaya okazała się niestety tylko jednym z dwóch poważnych przebłysków "Kangura" w IMŚ A.D. 2008. Australijczyk zwyciężył jeszcze w sierpniowych zawodach w Malilli, a w końcowej tabeli czempionatu uplasował się na szóstej lokacie. Triumfował Nicki Pedersen przed Jasonem Crumpem i Tomaszem Gollobem. Adams po raz kolejny musiał zadowolić się znakomitymi średnimi w ligach oraz medalami klubowymi. W Szwecji po dziewięciu sezonach startów w barwach Masarny Avesta przeniósł się do Lejonen Gislaved i od razu zdobył z ekipą Lwów złoty krążek. Swindon Robins tym razem znaleźli się poza podium, ale na "pudle" ponownie stanęła Unia Leszno, która jednak tym razem musiała uznać wyższość Unibaksu Toruń w finałowym dwumeczu o DMP.

Trzynaście sezonów w roli stałego uczestnika cyklu Grand Prix zmęczyło Leigh Adamsa na tyle, że Australijczyk postanowił, iż kampania 2009 będzie jego ostatnią szansą na wywalczenie tytułu IMŚ. Po zdobyciu dziesiątego złota indywidualnych mistrzostw Australii, jeździec z Mildury przystąpił do zmagań z wielkimi nadziejami, lecz bardzo szybko musiał zweryfikować swoje plany, kiedy po pięciu turniejach GP plasował się na dwunastym miejscu w tabeli bez realnych szans na walkę o medale. Szczęście, że zdołał chociaż pożegnać się ze zmaganiami w godny sposób, zajmując drugie miejsce w październikowych zawodach w Bydgoszczy.

Leszczyńskie Byki zakończyły rywalizację na czwartej lokacie, Lejonen Gislaved obronili koronę Elitserien, a Swindon Robins dotarli do finału najwyższej klasy rozgrywkowej na Wyspach, w którym ulegli Wolverhampton Wolves. Dodając do tego triumf w IM Elite League, sezon 2009 był dla Leigh w gruncie rzeczy bardzo udany. Ba, reprezentacja Australii z Adamsem w składzie sięgnęła w Lesznie po srebrny medal Drużynowego Pucharu Świata, ale o tamtych zawodach "Kangur" chciałby jednak chyba zapomnieć. Pech bowiem chciał, że wynik turnieju rozstrzygnął się w ostatniej gonitwie, w której Leigh przyjechał do mety za plecami Tomasza Golloba, co zapewniło złoto Polakom. - Tamta porażka była naprawdę druzgocąca - wspomina. - Tomek przez całe zawody nie mógł nic zrobić, ale w ostatnim wyścigu wsiadł na supermotocykl Kasprzaka i po prostu wciągnął mnie nosem. Próbowałem się do niego przykleić, ale szybko mi uciekł. Kolejne rozgrywki okazały się ostatnimi, w jakich wziął udział sympatyczny jeździec z Antypodów. Odpuścił Grand Prix i skupił się tylko na Ekstralidze, Elitserien oraz brytyjskiej Elite League. Lwy tym razem musiały zadowolić się srebrem, z Rudzikami zbyt wiele nie osiągnął, bo zaledwie szóste miejsce, lecz z ligą Polską pożegnał się w po prostu wymarzony sposób. Adams w barwach leszczyńskich Byków uzyskał średnią 2,227 pkt./bieg, a Unia jak burza przebrnęła przez rundę zasadniczą, kończąc ją na pierwszym miejscu w tabeli z dwunastoma zwycięstwami i dwiema porażkami na koncie. W ćwierćfinale podopieczni Romana Jankowskiego wyeliminowali Tauron Azoty Tarnów, w kolejnej fazie okazali się lepsi od Unibaksu Toruń, a w wielkim finale odprawili z kwitkiem Falubaz Zielona Góra, zwyciężając wyraźnie w obu spotkaniach. Rewanżowe starcie na "Smoku" zakończyło się wprawdzie po jedenastym biegu ze względu na opady deszczu, lecz nawet cztery podwójne zwycięstwa gości nie odmieniłyby już losów dwumeczu.

- W ciągu całego sezonu byliśmy dobrą i równą drużyną, w której panowała świetna atmosfera. Myślę, że zasłużyliśmy na to zwycięstwo. Dzisiejsze spotkanie w naszym wykonaniu również było dobre, pomimo okropnego deszczu. Jestem podekscytowany, że zostaliśmy mistrzem Polski, ale jednocześnie trochę smutny, ponieważ odchodzę - mówił Adams na konferencji prasowej po starciu z Falubazem. 10 października w Lesznie odbył się pożegnalny turniej Australijczyka, a tydzień później podobne zawody miały miejsce w Swindon.

W styczniu 2011 roku przepiękna żużlowa kariera Leigh definitywnie dobiegła końca. 39-letni wówczas "Kangur" odszedł na sportową emeryturę w glorii chwały, zajmując drugie miejsce w swoim pożegnalnym turnieju na torze w rodzinnej Mildurze. Adams musiał uznać wyższość jedynie Troya Batchelora. W imprezie na Antypodach udział wzięło wiele osobistości z Philem Crumpem i Tonym Rickardssonem na czele. - Nie śmiałbym prosić o więcej. Przybyło wielu moich przyjaciół oraz członków rodziny z Australii oraz zza oceanu - powiedział wzruszony Leigh. - Drugie miejsce nie jest żadną ujmą. Pożegnać się z torem w ten sposób to coś naprawdę fantastycznego. Teraz czuję już jedynie ulgę, że wszystkie wysiłki włożone w organizację tego turnieju przyniosły efekt i mam nadzieję, że ten wieczór nie zostanie szybko zapomniany. "Kangur" udawał się na sportową emeryturę z głową pełną planów. Zamierzał otworzyć akademię speedwaya i uczyć młodych chłopców żużlowego rzemiosła. Wcześniej pragnął jednak trochę odpocząć. - Chwilowo myślę tylko o relaksie, nabraniu wiatru w żagle i wyspaniu się - zapewniał. Speedway jest sportem ekstremalnym, dlatego byłym zawodnikom bardzo często ciężko jest wytrzymać bez dodatkowych zastrzyków adrenaliny. Leigh także należy do tej grupy, wobec czego już wiosną 2011 roku rozpoczął przygotowania do startu w australijskim wyścigu terenowym Finke Desert Race. Ostro trenował na swojej Hondzie CRF450R wraz z trzynastoma innymi śmiałkami ze swoich rodzinnych stron. - Zobaczymy, na co mnie stać - mówił na początku czerwca. - W tych zawodach startować będą również profesjonaliści. Nie mogę się już doczekać rozpoczęcia rywalizacji, ponieważ to będzie dla mnie coś zupełnie nowego. W żużlu wiele zależy od psychiki. Tam wszystko dzieje się bardzo szybko, cała gonitwa trwa zaledwie około 60 sekund. Tutaj będzie się liczyła wytrzymałość. Szykuje się prawdziwe piekło - 230 kilometrów skoków i towarzyszących im okrzyków. Kilka dni później podczas jednego z treningów życie Leigh wywróciło się do góry nogami. Zdarzył się wypadek, po którym Australijczyk trafił do szpitala z pękniętymi kilkoma kręgami, rozległymi uszkodzeniami rdzenia kręgowego, przebitymi płucami, połamanymi żebrami, złamanym barkiem oraz małymi pęknięciami na szyi. Adams przeszedł ponad sześciogodzinną operację, która uratowała go przed śmiercią. - Leigh nie ma czucia w nogach - poinformowała zrozpaczona Kylie. - Ma natomiast niewielkie czucie w jednym udzie. Sytuacja może się zmienić i poprawiać z tygodnia na tydzień. Przed nim długa walka o powrót do zdrowia. Obecnie przebywa na oddziale intensywnej terapii, ale może jeszcze dzisiaj zostać przeniesiony na specjalny oddział, gdzie odbywa się leczenie urazów kręgosłupa. Jest bardzo stabilny i prawdopodobnie czuje się zbyt dobrze, by przebywać na oddziale intensywnej terapii. Nie ma urazu głowy i to jest wspaniała wiadomość. Jest bardzo śpiący z powodu podawania mu leków przeciwbólowych.
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×