Jerzy Kanclerz ma kandydata na mistrza świata. "Furiat, który ostatnio się zmienił"

W sobotę rozpocznie się batalia o tytuł najlepszego żużlowca globu w 2016 roku. Głównym kandydatem Jerzego Kanclerza do zwycięstwa w Grand Prix jest Nicki Pedersen. - To jest furiat, ale ostatnio się zmienił - mówi stały bywalec światowych torów.

Mateusz Lampart
Mateusz Lampart
Jerzy Kanclerz z Tomaszem Gollobem / Jerzy Kanclerz z Tomaszem Gollobem

WP SportoweFakty: Ma pan kandydata do tytułu mistrza świata?

Jerzy Kanclerz: Mam dwóch, ale wskażę jednego. Dla mnie jest to Nicki Pedersen. To człowiek, który cały czas dąży do tego, aby być pierwszym. On jest również znakomicie przygotowany. Odnośnie logistyki, dorównują mu jedynie Tai Woffinden i Greg Hancock. Mając w pamięci wszystkie zawody Grand Prix, ta logistyka jest u Pedersena prowadzona w sposób profesjonalny.

Kto może mu przeszkodzić?

- Na pewno dużo do powiedzenia będą mieli Polacy. Najbardziej liczę na Bartosza Zmarzlika. Sytuacja Jarosława Hampela nie jest jasna. On wraca po kontuzji i odpuszcza Krsko. Jest sugestia, że wystartuje w Warszawie, ale to on podejmie ostateczną decyzję. Na tę chwilę więc nie możemy stwierdzić, że Jarek na pewno pojedzie na Stadionie Narodowym. Zobaczymy, co powiedzą lekarze.

A pozostali Polacy?

- Obawiałem się o Piotra Pawlickiego, ale widzę, że on dochodzi do siebie. Również powinien mieć w Grand Prix parę zdań do powiedzenia. Cieszę się przede wszystkim z jednego. Cała 15 zawodników - nie licząc dzikich kart na poszczególne zawody - jest najlepsza na świecie. Oczywiście można mówić o Griszy Łagucie czy Emilu Sajfutdinowie, ale tegoroczna stawka jest taka, jakiej oczekują kibice. W ubiegłym roku w Grand Prix 5-6 zawodników można było skreślić już na starcie. W cyklu był choćby Troy Batchelor. Teraz będzie znacznie ciekawiej. Są przede wszystkim młode wilczki, tak jak bywało to pod koniec lat 90. W 1997 i 1998 z udziału w Grand Prix wycofali się Hans Nielsen i Billy Hamill, ale pojawili się młodzi i zdolni, którzy ostro "kąsali", z Tomaszem Gollobem na czele.

ZOBACZ WIDEO Tomasz Gollob: ciężki wypadek nauczył mnie pokory [1/3]

Greg Hancock nadal będzie się liczył w walce o tytuł?

- Jest coraz starszy, ale ma specyficzny styl i świetne podejście. U niego okres zimowy jest prowadzony bardzo profesjonalnie, i to od dłuższego czasu. On nadal chce być mistrzem świata. Gdyby nim został, wyrównałby osiągnięcia Barry'ego Briggsa i Hansa Nielsena. Mimo tego, może mu być bardzo trudno. Gdybym jednak miał klasyfikować Pedersena i Hancocka, to wyżej cenię Nickiego. Polscy kibice kiedyś "buczeli" na Duńczyka i możliwe, że mieli ku temu powody. Od tego czasu jednak Nicki pokazał, że jest profesjonalistą i zawodnikiem technicznym. Gregowi kibicuję mocno, ale ostatnie 5 lat przekonało mnie do Nickiego, który całkowicie zmienił podejście.

A co konkretnie?

- Samo zachowanie. Nicki to furiat - nieraz widzieliśmy, co potrafi wyprawiać w boksach. Ale z moich obserwacji wynika, że teraz to jest inny facet. Podczas ostatniego meczu leszczynian z torunianami podszedł do Hancocka i obaj podziękowali sobie za jazdę. To o czymś świadczy. Nie jest to człowiek, który wzburzył się, spienił się, wyładował się, a potem chodził obrażony na wszystkich. Pamiętamy przecież, co stało się w lidze szwedzkiej. Oprócz tego, Pedersen ma nową partnerkę życiową, co też wpływa na wyniki i formę sportową. Żużel jest specyficzną dyscypliną sportu, w której aby osiągnąć sukces, trzeba mieć czystą głowę. Tak jak kierowca, który na przykład ma do przebycia trasę na linii Bydgoszcz - Rzeszów. Jeśli coś go dręczy, albo nie układa mu się w rodzinie, to staje co 50 kilometrów i dzwoni do swojej wybranki. Ale jeżeli żużlowiec ma czystą głowę i prowadzi się w sposób profesjonalny, to wtedy człowiek czuje luz i ma inne podejście. Nicki jest odbudowany, choć ostatnio spotykają go przykre informacje. Z tego co wiem, Kenni Larsen znajdujący się aktualnie w śpiączce to jest rodzina Nickiego ze strony partnerki, jakieś kuzynostwo. Pedersen idzie jednak w dobrym kierunku. Bez niego żużel nie byłby taki sam. To nie jest sport dla grzecznych chłopców. Taki nie był przecież Jason Crump, który niejednokrotnie zachowywał się nie tak, jak powinien, choć zdawał sobie z tego sprawę. Nieraz widziałem w parkingu, jak płakał na kolanach swojej partnerki.

Czy oprócz Łaguty i Sajfutdinowa brakuje panu kogoś jeszcze w stawce, na przykład Martina Vaculika?

- Najbardziej brakuje mi właśnie Vaculika. Sajfutdinow ma kontuzję. Odnośnie Emila pojawia się ostatnio wiele dyskusji. Zawsze powtarzam, że mężczyźni znają się na piłce nożnej i żużlu. W każdej rozmowie o Emilu słyszę, że on przeszedł swoje. On jest stosunkowo młodym zawodnikiem. Wygrał już sześć turniejów Grand Prix, ale to już nie jest ten sam Emil. Teraz coraz częściej ma problemy z kontuzjami. Potrafił wygrywać w 2009 roku trzy turnieje Grand Prix: Pragę, Goeteborg i Krsko. Od tego czasu minęło jednak siedem lat. Według mojej oceny, Emil teraz znajduje się w innym miejscu.

Sam też nie pali się do jazdy w cyklu.

- Rozmawiać o Emilu można długo. Sponsorzy chcieliby oglądać w Grand Prix Sajfutdinowa, Łagutę czy Vaculika. Trzeba sobie zdać sprawę, że turnieje w Grand Prix nie przekładają się na finanse tak, jak mecze Ekstraligi. To trzeba rozdzielić. Natomiast wypadnięcie z cyklu - tak jak zdarzyło się to w przeszłości choćby Billy'emu Hamillowi - sprowadza się do tego, że Emil nadal jest bardzo dobrym zawodnikiem, ale czegoś mu brakuje, a lata lecą. Czy ubiegłoroczna forma Emila była podobna do tej z 2009 czy 2010 roku? Ja tego nie zauważyłem. Nie branie udziału w Grand Prix powoduje, że zawodnik nie do końca może się czuć spełniony sportowo. Zaznaczył pan, że nie bardzo chce startować w cyklu - ale w Grand Prix jest 11 turniejów, z których każdy jest rozgrywany na innym torze w innych warunkach pogodowych. Dzięki temu można sprawdzić się w każdej sytuacji.

Maciej Janowski miał udany poprzedni rok w Grand Prix. Utrzyma swój poziom?

- To już ułożony zawodnik, ma poukładaną logistykę oraz całą otoczkę wokół swojej osoby. Mimo tego, aktualnie to nie jest jeszcze ten Maciej Janowski, który w 2015 roku zajął w cyklu siódme miejsce. Tak samo obawiałem się o Piotra Pawlickiego, ale on już się przebudził. Patrząc na to, co Piotrek robił w poprzednim sezonie, to on początek tego roku miał mierny. Na szczęście Pawlicki "dogadał się" ze sprzętem. Prawdopodobnie na starcie sezonu nie był odpowiednio dopasowany. Wracając do Maćka - on powinien co nieco poprawić, aby utrzymać wysoką formę z roku 2015.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×