Trojanowski wyjaśnił sprawę z Ułamkiem. "Jeśli już to mnie należą się przeprosiny"

Podczas piątkowego treningu w Częstochowie doszło do wypadku z udziałem Rafała Trojanowskiego i Sebastiana Ułamka. Ten drugi doznał kontuzji ręki. Po tym wydarzeniu zrodził się swego rodzaju konflikt.

Mateusz Makuch
Mateusz Makuch
WP SportoweFakty / Marcin Inglot

Rozemocjonowany Sebastian Ułamek na naszych łamach obwiniał swojego klubowego kolegę za całą sytuację. Jak udało nam się ustalić, zawodnicy są już po rozmowie i wszystkie niejasności sobie wyjaśnili. Głos w sprawie zabrała też druga strona, czyli Rafał Trojanowski, który przedstawił, jak całe zdarzenie wyglądało z jego perspektywy. Odniósł się on też do nieprzychylnych opinii, jakie spotykają go ze strony kibiców Włókniarza.

WP SportoweFakty: Sytuacja z piątkowego treningu. Sebastian Ułamek mówił na naszych łamach, że spowodował pan jego upadek i w konsekwencji kontuzję. Jak pana zdaniem wyglądała ta sytuacja?

Rafał Trojanowski: Zacznę od końca. Sebastian miał pretensje, że nie zapytałem go o zdrowie. W momencie, gdy upadłem na tor w ogóle nie przypuszczałem, że on też się przewrócił. Gdy doszedłem do parku maszyn, nie wiedziałem co jest grane, jakby na chwilę mnie odcięło. Później, po treningu, rozmawiałem ze sztabem szkoleniowym, prezesem, bo chciałem jechać do Sebastiana, by dowiedzieć się jak się czuje, ale poradzono mi, by tego nie robić, żebym zadzwonił dopiero na drugi dzień. W piątek powiedziano mi bym nie dzwonił, że Sebastianowi pewnie nic nie jest. To jest jedna rzecz. Druga sprawa, to nie ja powinienem przepraszać Sebastiana, a jeśli już to on mnie. Dlaczego on się przewrócił, nie mam pojęcia. Nie było między nami kontaktu. Jechałem szeroko, on wąsko i wynosił się do bandy, nie zostawił mi nawet metra przy bandzie, a wiedział, że tam jadę. To był tylko trening, nie żadne zawody, ani też walka o skład. Skład na niedzielę był ustalony przed treningiem.

Sebastian Ułamek twierdził, że potraktował pan ten trening jako walkę o skład.

- Nie, proszę spytać trenera czy menedżera, skład był już ustalony i nam podany. Każdy mówił o tym, że to nie jest casting, tylko jest to zwykły trening i piątkowe jazdy nie mają znaczenia.

A może pan zdradzić, czy był pan w składzie przewidziany?

- Nie, mnie w składzie nie było. Jak już mówiłem, zestawienie zostało wcześniej przygotowane. Przyjechali na trening też zawodnicy zagraniczni, jeden z nich też miał nie jechać w meczu.

ZOBACZ WIDEO KSM Krosno - Orzeł Łódź: Fatalna kraksa. Czterech zawodników leżało na torze (źródło TVP)

Na pewno panem jak i Sebastianem Ułamkiem targają emocje. Wybiegnę w przyszłość. Czy dla dobra drużyny dojdzie między wami do porozumienia?

- Uważam, że nie będzie problemu. Między nami były dobre relacje. Bardziej jednak to ja mógłbym mieć pretensje. Sebastian to klasowy zawodnik, doświadczony, znamy się dobrze, w życiu bym nie przypuszczał, że nie zostawi mi miejsca przy bandzie. Ja byłem zmuszony wjechać na czarny kickboard. Tam już w ogóle nie było miejsca. Nie wiem co się stało, bo Sebastian tak nie jeździ. Byłem przekonany, że zostanie tam dla mnie luka, bo on zawsze jeździł fair. Jesteśmy już po rozmowie telefonicznej i wyjaśniliśmy sobie całą sytuację.

Pan na pewno śledzi też to, co mówią i piszą częstochowscy kibice. Jest nagonka na pana osobę, lecz nie ukrywajmy, że była ona już przed piątkowym treningiem a ta sytuacja tylko dolała oliwy do ognia.

- Jest mi przykro z tego powodu. Kiedy Włókniarz miał jechać po degradacji w II lidze, pierwszymi osobami, które wyraziły chęć jazdy, odbudowy żużla w mieście i podpisały wstępne umowy byłem ja i Mateusz Borowicz, mimo tego że po dobrym sezonie miałem bardzo dobre propozycje z drużyn pierwszoligowych. Chcieliśmy pomóc drużynie w odbudowaniu marki Włókniarz i namawiałem włodarzy do zakontraktowania większej liczby zawodników z Częstochowy. Jednak najwidoczniej kibice o tym szybko zapomnieli.

Rozmawiał Mateusz Makuch 

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×