Fatalna decyzja FIM zmorą żużlowców

W 2010 roku Międzynarodowa Federacja Motocyklowa podjęła decyzję o wprowadzeniu nowych tłumików. Jak się okazuje, stanowią one zagrożenie dla życia żużlowców.

Damian Gapiński
Damian Gapiński
żużlowiec WP SportoweFakty / Tomasz Kudala / Na zdjęciu: żużlowiec

W okresie zimowym i u progu sezonu 2016 wiele mówiono na temat bezpieczeństwa żużlowców. Wszystko za sprawą ograniczeń regulaminowych, które zdaniem zawodników i przedstawicieli stowarzyszenia Metanol mogą doprowadzić do niebezpiecznych sytuacji na torze. Głos zawodników tylko częściowo został wzięty pod uwagę i ostatecznie zapisy regulaminu nie były tak restrykcyjne dla żużlowców.

Sześć lat temu głos zawodników nie został wzięty pod uwagę. W 2010 roku Międzynarodowa Federacja Motocyklowa FIM otrzymała dotację, w ramach której konieczne było obniżenie poziomu głośności na zawodach żużlowych. W konsekwencji obowiązujące wówczas tłumiki zamieniono na nowe, nieprzelotowe. W owym czasie opublikowaliśmy również tekst, w którym przestawiliśmy główne założenia pracy magisterskiej, która powstała w Częstochowie i dotyczyła badania poziomu głośności na stadionach żużlowych.

Wykazaliśmy, że poziom głośności na stadionach żużlowych mierzony zgodnie z przyjętymi na świecie zasadami, jest mniej szkodliwy dla ludzi, niż codzienny ruch drogowy generowany przez posiadaczy aut. Stało się jasne, że poziom głośności był tylko pretekstem do wprowadzenia nowych tłumików. Urządzeń, których jakość od samego początku kwestionowali najlepsi zawodnicy na świecie. W Polsce grożono nawet strajkiem wśród żużlowców. Dopiero spotkanie w Warszawie z przedstawicielami klubów, PZM i zawodników dało "kompromis". Posłużono się argumentem, że skoro zawodnicy nie chcą startować na nowych tłumikach w Polsce, to nie otrzymają również zgody na starty w ligach zagranicznych. Podziałało. Zawodnicy mając perspektywę utraty dochodów zmienili swoje stanowisko. Zagrożenie jednak nie minęło. Co więcej - czas pokazał, jak bardzo niebezpieczna w konsekwencjach była decyzja FIM. - Decyzja o wprowadzeniu nowych tłumików była fatalna. To przez nią jest wiele wypadków. Nie mam co do tego cienia wątpliwości - przekonuje Krzysztof Cegielski.

ZOBACZ WIDEO Wanda pobita w Krakowie. Podsumowanie 8. kolejki Nice PLŻ (Źródło: TVP)

Dwa lata później - w maju 2012 roku odszedł Lee Richardson. Zawodnik Stali Rzeszów zmarł w szpitalu po wypadku odniesionym na torze we Wrocławiu. Większość zawodników nie miała wątpliwości, że wina za jego upadek leży po stronie tłumików. Wśród przedstawicieli światowych władz pojawiła się refleksja. Mówiono o konieczności dalszych prac nad sprzętem. Efekt mamy taki, że w nowinkach sprzętowych zapętlono się do tego stopnia, że zawodnicy mają coraz mniej kontroli nad motocyklami. Jest jednak rozwiązanie, o którym od dawna mówi prezes stowarzyszenia Metanol.

- Od dawna mam tezę, że gdyby obowiązywał sprzęt i tłumiki sprzed 2010 roku, a tory przygotowywano tak, jak obecnie, to żużel byłby znacznie bezpieczniejszy. Nie miałem nigdy okazji jeździć na nowym tłumiku, ale ufam czołowym zawodnikom na świecie, z którymi mam nieustanny kontakt. Twierdzą, że obecny sprzęt nie daje im bezpieczeństwa. Potwierdzają to przedstawiciele całego środowiska. Trenerzy są w szoku, jak trudno jest opanować obecny sprzęt. To w dużym stopniu ogranicza podjęcie decyzji o ewentualnym ataku, bo jest to jazda mało płynna i niewygodna. Nawet mała nierówność na torze powoduje, że sprzęt jest nie do upilnowania. Dlatego jedynym sposobem na tor jest jego ubijanie. Na innej nawierzchni ryzyko znacznie wzrasta - wyjaśnia Krzysztof Cegielski.

Podejście do tematu bezpieczeństwa w czarnym sporcie jest niezrozumiałe. Wielu z nas zapewne oglądało film poświęcony Ayrtonowi Sennie. Znakomity brazylijski kierowca Formuły 1 poniósł śmierć w 1994 roku na torze Imola. Od tego czasu postęp w zakresie prac nad bezpieczeństwem najlepszych kierowców jest kolosalny. Niejednokrotnie byliśmy świadkami wypadków, które wyglądały fatalnie. Zawodnicy wychodzili jednak z nich cało. Ktoś powie, że to dwie nieporównywalne pod kątem finansowym dyscypliny. Zapewne tak. Ale w zakresie bezpieczeństwa żużlowców nie chodzi o pieniądze. Chodzi o wolę powrotu do wcześniejszych rozwiązań. O powrót do tłumików, za które i tak... płacą sami zawodnicy.

- Pojawiła się iskierka nadziei. Dochodzą sygnały, że wśród osób decyzyjnych tli się pomysł o powróceniu do starych rozwiązań. To ostatni moment na podjęcie tej jedynie właściwej decyzji. Motocykl żużlowy ma taką konstrukcję, że musi mieć przelot - tłumaczy Cegielski.

Tragiczna śmierć Krystiana Rempały wstrząsnęła całym środowiskiem. W tym przypadku wina nie leżała po stronie tłumików. Bez wątpienia jednak fakt, że motocykle nie są już tak sterowalne jak wcześniej, miał jakiś wpływ na to, co wydarzyło się na torze w Rybniku. Słyszałem już wielokrotnie opinię, że przecież śmiertelne wypadki są w żużlu od zawsze. To prawda. Tyle, że do 2010 roku więcej mówiło się o niewłaściwym przygotowaniu torów i sytuacjach losowych, niż o winie sprzętu. Dzisiaj najlepsi zawodnicy na świecie twierdzą, że ich życie jest zagrożone. Nie można pominąć tego, że w ostatnich latach zrobiono krok naprzód w zakresie infrastruktury stadionowej. Pojawienie się dmuchanych band i ostatnie prace nad nowymi bandami na prostych, z pewnością chronią zawodników. Problem leży w sprzęcie. Jego rozwiązanie leży w rękach ludzi i nic nie kosztuje. Warto ten ruch wykonać, zanim ponownie przyjdzie nam opłakiwać śmierć kolejnego żużlowca.




Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×