Koniec boom - żużlowcy ściągają kołnierze. Co jest przyczyną?

Mija boom na stosowanie kołnierzy ochronnych (neck brace). Coraz więcej zawodników z nich rezygnuje, bo są niewygodne. Są też tacy, którzy twierdzą, że przyczyniły się one do kontuzji.

Jarosław Galewski
Jarosław Galewski
Artur Czaja WP SportoweFakty / Tomasz Kudala / Artur Czaja

Jeszcze na początku tego sezonu liczba zawodników, którzy korzystali z kołnierzy ochronnych (tzw. neck brace), była bardzo duża. Z czasem zawodnicy nie byli już tak chętni do zakładania tych zabezpieczeń. - Był wysyp, a teraz tendencja jest odwrotna. Wróciliśmy do tego, co było przed wypadkiem Darcy'ego Warda. Kołnierza nie ma już nawet jego najlepszy przyjaciel Chris Holder - mówi ekspert WP SportoweFakty, Jacek Frątczak. - Ta forma zabezpieczenia przyszła z motocrossu czy freestyle'u. Był boom, ale ja zauważyłem go znacznie wcześniej niż po upadku Warda. Wszyscy z czasem zaczęli od tego odchodzić. Moim zdaniem żużlowcy powinni jednak jeździć w kołnierzach - zauważa z kolei Jacek Gajewski. Menedżer Get Well Toruń ma w tej kwestii duże doświadczenie, bo na co dzień jest także dystrybutorem akcesoriów i części motocyklowych.

Wiele przykładów zawodników, którzy odstawili kołnierze, potrafi wskazać Jacek Frątczak. - Z kołnierzem po urazie kręgów szyjnych próbował startować Jason Doyle. Teraz jeździ już bez niego. Kluczowe pytanie brzmi, czy nie odbywa się to kosztem bezpieczeństwa. Zdania będą podzielone, bo trudny przypadek miał między innymi Piotr Protasiewicz. Rozmawiałem z nim na ten temat i powiedział mi bardzo istotną rzecz. Korzystał z tego rozwiązania, ale po wypadku w Szwecji usunął ten element, bo neck brace był ograniczeniem dla pełnego ruchu barku i przyczynił się do złamania obojczyka - wyjaśnia były menedżer zielonogórskiego Falubazu.

Dlaczego neck brace może być dla zawodników niewygodny? - W połączeniu z kaskiem tworzy pewien gorset, który ogranicza swobodę ruchu. Zawodnicy lubią ją mieć zwłaszcza w obręczy barkowej. To daje komfort operowania. Do tego tematu trzeba się przyzwyczaić. Są tacy, dla których jest to po prostu zbyt krępujące. Znam też zawodników, którzy odkładają wiele innych ochraniaczy i zostawiają tylko te na sam kręgosłup. Wycinają rękawy i inne elementy poza klatką piersiową i kręgosłupem. Chodzi o dążenie do maksymalnej swobody - przekonuje Frątczak.

ZOBACZ WIDEO Włókniarz - Lokomotiv: Włókniarz zapewnia sobie wygraną (źródło TVP)

Na inną kwestię uwagę zwraca Jacek Gajewski. W jego ocenie, w zakresie dostosowywania kołnierzy do danego zawodnika, w ostatnich latach nastąpił duży postęp. Część żużlowców stawia jednak na pierwszym miejscu maksymalną swobodę i nie chce jej ograniczać nawet w najmniejszy sposób. - Jest już kilka modeli. Przez długi czas robiła to w zasadzie tylko firma z południowej Afryki. Ten patent został jednak dwa lub trzy lata temu "otwarty". Każda większa firma, która produkuje takie akcesoria, ma w swojej ofercie kołnierze. Wybór jest duży. W żużlu popularne jest niemieckie rozwiązanie, bo możliwe jest zrobienie kołnierza na miarę. Jedzie się do nich, a oni sprawdzają wszystkie wymiary. Fakt, że na początku konstrukcja nie była perfekcyjna i dochodziło do kontrowersji. Nastąpił jednak postęp. Idealne dopasowanie tego do zawodnika jest nadal trudne, ale istnieje wiele możliwości regulacji. Moim zdaniem żużlowcom może chodzić o jak największą wygodę. Niektórzy lubią się po prostu swobodnie obejrzeć. Nie chcą sobie ograniczać w żaden sposób zakresu ruchu - przekonuje menedżer Get Well Toruń.

Jacek Frątczak nie ma wątpliwości, że należy zastanowić się nad kierunkiem, skutecznością tego zabezpieczenia i możliwym jego wpływem na inne urazy. - Byłbym jednak daleki od całkowitego negowania. Na pewno w dalszym ciągu lepiej złamać obojczyk niż uszkodzić sobie kręgi szyjne. Mamy duże pole do dyskusji. Rozmów o bezpieczeństwie nigdy nie jest za wiele - twierdzi.

Wątpliwości nie ma z kolei Gajewski. Jego zdaniem, zawodnicy nie powinni odstawiać kołnierzy. Trudno zresztą, żeby mówił inaczej w świetle ostatnich wydarzeń. Ta forma zabezpieczenia uchroniła kilka dni temu jego zawodnika przez poważnym urazem. - Neck brace jest pomocny przy urazach dotyczących kręgów szyjnych. Ten kołnierz ma podobne zadanie jak zagłówek w samochodzie. Pomaga przy uderzeniach, kiedy głowa leci do tyłu lub do przodu. Wtedy często zrywają się kręgi. O skuteczności kołnierzy niech świadczy ostatni wypadek Pawła Przedpełskiego w Anglii. Neck brace na pewno mu wtedy bardzo pomógł - wyjaśnia. - Zauważyłem zresztą, że młodzi zawodnicy są raczej chętni do stosowania tych rozwiązań. Oni z tego nie rezygnują. Częściej dzieje się to w przypadku tych bardziej doświadczonych - dodaje Gajewski.

Menedżer torunian zwraca również uwagę na kwestię regulaminowe dotyczące stosowania kołnierzy. Chodzi o ich ściąganie pomiędzy biegami. Żużlowcy muszą to robić, a jak twierdzi Gajewski, jest to dla nich bardzo uciążliwe, a z czasem może mieć także wpływ na ich bezpieczeństwo. - Zawodnicy muszą ściągać kołnierze między innymi, kiedy chodzą do wywiadów. To nie jest dobry i rozsądny kierunek. Nie rozumiem za bardzo, jaki ma to wpływ na kwestie reklamowe. Kołnierz musi mieć i tak odpowiednie logotypy sponsorskie. Musimy nawet wysyłać zdjęcia, żeby otrzymać akceptację. Oni ściągają to często w pośpiechu i później znowu zakładają. Czasami ktoś może tego nie dopiąć, bo w meczu są dynamiczne sytuacje takie jak rezerwy taktyczne. Wtedy nieszczęście może być bardzo blisko -  dodaje na zakończenie Gajewski.




KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Czy żużlowcy powinni korzystać z kołnierzy?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×