Przyczepny (8): Krok ku bezpieczeństwu juniorów

W każdym kolejnym sezonie nawrót dyskusji o przyczynach kontuzji na torach żużlowych jest równie niespodziewany co nadejście wiosny po zimie. Postanowiłem więc dorzucić swoje trzy (cyfra nieprzypadkowa) grosze.

Marcin Kuźbicki
Marcin Kuźbicki
WP SportoweFakty / Adrian Skorupski

Temat był już wałkowany z niemal każdej strony. Najpierw tłumiki, potem tory, potem znowu tłumiki, potem bandy, potem tłumiki, potem silniki, ostatnio ochraniacze na szyję. A, no i znowu tory. Oraz tłumiki. Niestety, ciężko osiągnąć w tych sprawach jakiś sensowny kompromis. Jednym tory przyczepne pasują, a inni czym prędzej by ich zakazali i jeździli tylko na betonie. Niektórym ochraniacze na szyję zapewniają komfort psychiczny, pozostałym krępują ruchy. To samo z tłumikami - po wprowadzeniu w zeszłym roku wydechów półprzelotowych wydawało się wreszcie, że wieczna debata na ten temat dobiegnie końca. Ale nie. Niektórzy żużlowcy wciąż przedstawiają je jako zagrożenie życia, inni w prywatnych rozmowach przyznają, że kompletnie nie robi im różnicy, czym spaliny z ich silnika uciekają na wolność. I bądź tu, człowieku, mądry.

Dlatego postanowiłem podejść do zagadnienia nieco inaczej i zaproponować rozwiązanie, które nie poprawi bezpieczeństwa wszystkich żużlowców, ale zmniejszy liczbę wypadków wśród tych najmłodszych, stawiających dopiero pierwsze kroki na szlace. Pomysł jest banalnie prosty, bezkosztowy i gwarantujący przynajmniej kilka kontuzji w sezonie mniej. Jesteście gotowi?

Otóż uważam, że w części zawodów młodzieżowych, przynajmniej tych z udziałem najmniej doświadczonych zawodników, należy zmniejszyć liczbę żużlowców w biegu do trzech.

MDMP, MIMW, turnieje zaplecza kadry - prześledźcie sobie, ile wypadków ma miejsce na tego rodzaju zawodach. Oczywiście często jest tak, że zawodnicy robią sobie krzywdę bez żadnego rywala w pobliżu, ale przynajmniej część kraks to pokłosie zbyt dużego tłoku na pierwszym łuku lub w dalszej fazie wyścigu. Jeden rywal mniej na torze to po prostu mniejsze prawdopodobieństwo, że ktoś wjedzie w ciebie lub ty wjedziesz w kogoś. Jeśli mówimy o chłopakach, którzy mają za sobą nie tysiące, ale dopiero setki kółek, to naprawdę spora różnica. Egzamin na licencję wymaga co prawda ukończenia wyścigu startując w czwórkę spod taśmy, ale umówmy się, nie brzmi to jak wystarczający test regularnego radzenia sobie w ścisku na torze.

ZOBACZ WIDEO W Amsterdamie próba generalna Polaków przed Rio (źródło: TVP)

Pamiętacie pięciozespołowy DPŚ? Delikatnie mówiąc, nie był to najbezpieczniejszy turniej w sezonie. Wypadków było tyle, że wycofano się z tej formuły po zaledwie trzech edycjach. A mówimy o zawodach, w których brali udział teoretycznie najlepsi zawodnicy świata! Skoro zmniejszenie liczby żużlowców na torze z pięciu do czterech zrobiło taką różnicę w przypadku światowej czołówki, to nietrudno wywnioskować, ile dałaby zmiana z czterech do trzech w przypadku młodzieży, która często miewa problemy z płynnym przejechaniem łuków. Wystarczy zresztą prześledzić wyniki turniejów w niepełnej stawce, gdy część biegów rozgrywana jest w trójkę. Wypadki wciąż się zdarzają, to jasne, ale jest ich odczuwalnie mniej.

Zalety już zatem wyłożyłem, czas rozprawić się z kontrowersjami, które taki pomysł może wzbudzić. Pierwszą z nich jest, no cóż… naruszenie fundamentalnej idei żużla, która polega ściganiu się w lewo czterech gości przez cztery okrążenia. Dlatego właśnie moja propozycja dotyczy wyłącznie wąskiej części zawodów, które i tak mają wymiar bardziej treningowy, niż prestiżowy. "Poważne" rozgrywki, liga i wszelkie mistrzostwa seniorów, powinny bezdyskusyjnie zostać tak jak są. Chodzi po prostu o to, by juniorów stopniowo oswajać z jazdą w kontakcie, bez rzucania ich od razu na głęboką wodę. I dopiero gdy nabiorą większej pewności, płynności i techniki – pozwolić im ścigać się spod taśmy w czwórkę. W końcu skoczka narciarskiego też nie wpuszcza się od razu na K120.

Druga kontrowersyjna kwestia to mniejsza atrakcyjność takich zawodów. Nawet w czteroosobowej stawce z toru potrafi wiać nudą, a przy tym rozwiązaniu byłoby jeszcze gorzej. Mimo wszystko uważam, że to cena, którą warto zapłacić. Na te wszystkie wojewódzkie mistrzostwa, zaplecza kadry i brązowe kaski i tak przy dobrych wiatrach przychodzi na stadion po 200 osób. Nie oszukujmy się, ta grupka to albo skrajni pasjonaci, albo ludzie którzy akurat nie mają nic innego do roboty. Czy jeden zawodnik na torze mniej by ich zniechęcił? Nie sądzę.

Pozostałe kwestie, takie jak korekty regulaminowe czy modyfikacja tabeli biegowej, to już szczegóły. Oceniając zasadność tego pomysłu pamiętajcie przede wszystkim, jak łatwo juniorzy mogą zniechęcić się do tego sportu po poważnym dzwonie na wczesnym etapie rozwoju. Proponuję zatem nieco zmniejszyć ryzyko wystąpienia takowego. Jeśli udałoby się w ten sposób ocalić choćby jedną żużlową karierę, to uważam, że gra jest warta świeczki.

Marcin Kuźbicki


Zobacz więcej felietonów Marcina Kuźbickiego ->

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×