Maj rodzi się w sierpniu
W tę niedzielę, 21 sierpnia, swoje osiemdziesiąte czwarte urodziny obchodzi Joachim Maj, jeden z niewielu żyjących nestorów polskiego sportu żużlowego, pamiętający jeszcze niczym nieograniczony grzmot przedwojennych huczących jednośladów.
Druga wojna światowa wybuchła na oczach siedmioletniego malca i napiętnowała jego dzieciństwo. Chimek, wychowując się w ośmioosobowej rodzinie, przechodził ciężką szkołę życia również po wojnie. Nie wystarczyło być pracowitym na kawałku roli i w górniczym fachu. Żeby żyć godnie i dzieci na ludzi wyprowadzić, senior rodu musiał dodatkowo być, jak to się na Śląsku mawiało: "przed sia", czyli, innymi słowy, wykazać się przedsiębiorczością. Halemba, do której należała osada zwana Borową Wsią (dziś część Mikołowa), słynęła z wyrobów skórzanych, a raczej z galanterii produkowanej z materiałów skóropodobnych. Majowie od pokoleń nauczyli się liczyć przede wszystkim na siebie. Ojciec wciągał do interesu synów, w tym Joachima. Zmysł do biznesu pozostał w rodzinie jako jej kod genetyczny. Potwierdzali to bracia, z których jeden, Hubert, pomimo ran odniesionych na wojnie, rozwinął świetnie prosperującą firmę w Zachodnich Niemczech. Z młodszych trzeba wymienić syna pana Joachima, Mariusza, także żużlowca w latach 80. ubiegłego wieku, który świetnie sobie radzi we własnym biznesie, związanym notabene z motoryzacją.
Joachima Maja do żużla namówił, również legendą owiany Alfred Spyra, a wpływ przemożny na tę parę zaprzyjaźnionych sąsiadów wywarł inny motocyklista, krótko żużlowiec w Rybniku, a potem świetny mechanik Robert Grymel - z tej samej Borowej Wsi pod Mikołowem.
Po wojnie Rybnik szybko zepchnął inne motocyklowe ośrodki w regionie i stał się żużlową "Mekką". Wystarczy wspomnieć szereg nazwisk: Zdzisław Bysiek, Eryk Pierchała, Jan Sanecznik, Ludwik Fajkis, Ludwik Draga, Wacław Andrzejewski, Paweł Dziura, Robert Nawrocki, Józef Wieczorek, Marian Philipp, Jan Ciszewski, Jan Paluch. Do nich to właśnie dołączyli Alfred Spyra i zaraz za nim Joachim Maj. Gdy obaj już weszli do składu górniczej drużyny, to stali się jej liderami na lata. Oprócz skali talentów decydowała determinacja i pracowitość. Fredowi Spyrze przeszkodziły poważne kontuzje, więc karierę zakończyć musiał dość prędko. Próbując jeść chleb z różnych pieców, w końcu jako milicjant poszedł na wcześniejszą emeryturę.
Joachim Maj odważnie i na serio wszedł w wyczynową karierę i osiągnął szczyty. Wielokrotnie stał na podium IMP (nigdy jednak w blasku złota - co już stawało się nudne), zdobył Złoty Kask, śrubował średnie biegowe w ekstraklasie żużlowej, kilka razy meldując się na czele tej szczególnej prestiżowej klasyfikacji. Jako członek kadry przez dwadzieścia lat godnie reprezentował Polskę, wygrywał rundy kwalifikacyjne IMŚ, zdobył wreszcie medal drużynowych mistrzostw świata. Wielki sportowiec, zawsze jeżdżący fair, lider o nienagannych manierach i rzadko spotykanej elegancji na co dzień. Wzór do naśladowania - wychowawca młodzieży.W innym miejscu książki mowa jest o bliskim końcu kariery dojrzałego, w czwartej dekadzie życia, żużlowca: "Widać było, że Maj niczego nie robi za wszelką cenę. Wiedział bowiem, że apogeum kariery ma za sobą, a wyszkoleni następcy czynią oczekiwane postępy. Powoli zbliżał się czas na wygaszenie rozgrzanego silnika - definitywne pożegnanie z żużlowym torem. Z podobnymi myślami nigdy wcześniej Maj się jeszcze nie zmagał. Tej opcji sprzyjała natomiast zatroskana o zdrowie męża ukochana małżonka Chimka - Maria… Joachim, jak prawie każdy normalny facet wobec dylematu: baba czy mecz? - wybrał oczywiście sport. W konsekwencji na kolejny sezon pozostał w Rybniku czołowym zawodnikiem i zarazem cenionym trenerem".
Tę piękną karierę zakończył niestety ciężki wypadek na torze w Bydgoszczy 1 maja (nomen omen) 1969 roku. Ten wątek wyczerpująco potraktowany jest na stronach książki. Oto fragment: "Wersji, co tak naprawdę się stało na ostatnich metrach ostatniego biegu meczu Polonia Bydgoszcz - ROW, jest co najmniej kilka… Wraz z upadkiem wielkiego Joachima Maja w Bydgoszczy coś się na polskich stadionach żużlowych skończyło, coś bezpowrotnie minęło - owa jedyna w swoim rodzaju elegancja, kindersztuba, no i ten schowany za błękitnym dymkiem nieodłącznej fajki mistrza uśmiech pewnego swej klasy idola. Pustki Majowej wypełnić nie zdołał nikt - po dziś dzień".
Stefan Smołka
Zobacz więcej felietonów Stefana Smołki ->
[b]ZOBACZ WIDEO Żużlowa prognoza pogody dla PGE EkstraligiKUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>