Paweł Baran: Jesteśmy gotowi na PGE Ekstraligę. Wierzę w pozostanie liderów

Unia Tarnów pogodziła się ze spadkiem do Nice PLŻ, ale ciągle wierzy, że uda się jej zachować miejsce w PGE Ekstralidze. Wstępną chęć pozostania w drużynie wyraziła trójka liderów, która jako jedyna nie zawiodła w pechowym dla Jaskółek sezonie.

Jakub Czosnyka
Jakub Czosnyka
Paweł Baran / Na zdjęciu: Paweł Baran

WP SportoweFakty: Oswoił się pan już ze spadkiem Unii Tarnów z PGE Ekstraligi?

Paweł Baran: Tak. Można powiedzieć, że widmo spadku było odczuwalne już wcześniej. W zasadzie po przegranym meczu u siebie z Get Well Toruń wiedzieliśmy, że będzie trudno utrzymać się w lidze. Później nasza sytuacja się pogorszyła do tego stopnia, że nawet ewentualne zwycięstwa nic nam nie dawały. Powoli więc docierało to wszystko do mnie. Nie jest to łatwe dla mnie i dla klubu, ale musimy się odnaleźć w nowej rzeczywistości. Miało być inaczej, a wyszedł spadek. Wiele czynników się na to złożyło, na które nie mieliśmy wpływu

W którym momencie sezonu zdał pan sobie sprawę, że nie uda wam się uniknąć degradacji?

- Przede wszystkim po śmierci Krystiana Rempały. Wiedziałem wtedy, że będzie nam ciężko. Straciliśmy ważne ogniwo, a nasze możliwości taktyczne podczas meczu znacznie się uszczupliły. To był dla nas trudny czas. Śmierć, pogrzeb, potem kilka przegranych spotkań i nasza sytuacja stawała się coraz gorsza.

ZOBACZ WIDEO: Stal - Wybrzeże: upadek Sundstroema, wykluczenie Nichollsa (źródło TVP)

Czego zabrakło pana drużynie do utrzymania?

- W pełnym składzie pojechaliśmy tylko cztery mecze i to był nasz problem. Na inaugurację co prawda dostaliśmy lanie w Grudziądzu, ale później wygraliśmy u siebie z Lesznem. Następnie polegliśmy w Toruniu, ale tylko sześcioma punktami. Potem przyszła wpadka na własnym torze z Betard Spartą Wrocław i to byłoby na tyle, jeśli chodzi o jazdę pełnym składem.

Nie licząc juniorów, miał pan w drużynie dwie poważne dziury.

- Ciężko mi się odnieść do postawy zawodników, którzy zawodzili. Mikkel Michelsen miał duże możliwości, ale jakoś mu nie wychodziło. Dobrze pojechał w meczu z Wrocławiem, ale w pozostałych spotkaniach nie wypadł najlepiej. Przed sezonem mieliśmy sparingi i jego postawa napawała optymizmem. Trudno powiedzieć, co się z nim podziało.

 Wspomniał pan o Michelsenie, którego punktów do spółki z Piotrem Świderskim najbardziej brakowało. Czy nie uważa pan, że starty w PGE Ekstralidze po prostu ich przerosły?

- Wracając do Mikkela mogę powiedzieć, że on chyba jeszcze mentalnie nie dorósł do startów na tym szczeblu rozgrywek. Obserwowałem go i widać było, że chłopak potrafi się ścigać, umie jeździć przy krawężniku i po zewnętrznej. Myślał na torze, ale cień na jego postawę rzucał brak doświadczenia i objeżdżenia w PGE Ekstralidze. Wielokrotnie bywało tak, że jechał na punktowanej pozycji, ale atakując rywala z przodu tracił ją i w rezultacie przywoził zero. Wychodziły błędy młodości. Na tym poziomie o wygranych decydują detale i jak najmniejsza liczba popełnianych błędów, których Duńczyk się nie ustrzegł. Podsumowując, woli walki mu nie można było odmówić, ale na swój czas musi jeszcze trochę poczekać.

A co do Piotrka, to był zwyczajnie strasznie wolny. Męczył się niemiłosiernie. Zazwyczaj jechał z tyłu, co potwierdzał m.in. mecz w Lesznie, gdzie dostał cztery szanse, lecz niewiele to dało. Był bezradny. Czemu tak było? To pytanie do zawodnika, ale ja wiem, co on odpowie. Jednak mówienie, że jeździł za mało biegów, to jest żadne tłumaczenie. Tak po prostu nie można mówić.

Nawiązał pan do słów Piotra Świderskiego, który dość często narzekał, że dostaje za mało szans. Trudno jednak, żeby było inaczej, skoro drużyna najczęściej już po pierwszych biegach przegrywała, a jego jazda nie dawała nadziei na lepszy wynik.

- Zasady gry wszędzie są dla wszystkich takie same. Mówienie teraz, że został skrzywdzony nie jest prawdziwe. Piotrek był po prostu bardzo wolny i musi sobie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego tak było. Chciałbym jednak podkreślić, że woli walki i ambicji mu nie zabrakło. W wielu meczach bardzo mocno walczył. Nie był szybki, ale swoimi umiejętnościami i chęcią walki potrafił zdobyć parę punktów.

Piotr Świderski po tak słabym sezonie raczej nie może liczyć na ponowny angaż w Tarnowie. A czy pan byłby skory dać drugą szansę Mikkelowi Michelsenowi?

- Nie można skreślić zawodnika po jednym nieudanym sezonie. Błędem byłoby jednak opierać budowę drużyny na Michelsenie, ponieważ musi on jeszcze udowodnić swoją wartość i dorosnąć do roli lidera. Dodam jeszcze, że to był to dla niego trudny rok. Każdy oczekiwał, że będzie zdobywał wiele punktów, a tymczasem tak nie było. Można jego sytuację porównać do tej z Arturem Mroczką przed rokiem. Różnica jest jednak taka, że jeśli jemu jakiś mecz nie wyszedł, to koledzy z drużyny byli w stanie go zastąpić. W tym sezonie niestety takiego komfortu w przypadku Mikkela nie mieliśmy.

Czy Unia Tarnów zatrzyma trójkę swoich liderów?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×