Gorzów pożegnał Jerzego Padewskiego

W poniedziałek odbyły się uroczystości pogrzebowe zmarłego 6 września byłego zawodnika Stali Gorzów, Jerzego Padewskiego. Znanego żużlowca żegnały tłumy przyjaciół i kibiców.

Marcin Malinowski
Marcin Malinowski
Pogrzeb Jerzego Padewskiego WP SportoweFakty / Marcin Malinowski / Pogrzeb Jerzego Padewskiego

Jerzy Padewski urodził się 16 października 1938 roku w Pińsku. Był czołowym zawodnikiem Stali Gorzów w latach 1956-1971 oraz 1973-1976. Z drużyną tą wywalczył cztery złote oraz sześć srebrnych medali Drużynowych Mistrzostw Polski, będąc pod tym względem jednym z najlepszych żużlowców w historii gorzowskiego klubu.

Na Cmentarzu Komunalnym przy ulicy Żwirowej w Gorzowie żegnała go rodzina, przyjaciele i kibice. Nie brakowało kolegów z toru, byłych i obecnych działaczy Stali. W uroczystościach towarzyszyły sztandary: Miłośników Polesia, z którego pochodził Ś.P. Jerzy Padewski, Stali Gorzów czy też sztandar miasta Gorzowa. W pogrzebie wziął udział m. in. prezydent miasta, Jacek Wójcicki.

- Gorzowski klub żużlowy był czymś znacznie więcej niż tylko sportową ekipą. To była pasja, powołanie, życiowa droga, która dawała panu Jerzemu sukcesy i spełnienie, a kibicom w niełatwych chwilach w połowie XX wieku wiele radości i emocji. Pan Jerzy Padewski był jednym z tych zawodników, na których zawsze można było liczyć. Honorowy, oddany drużynie, ambitny, skoncentrowany na torze - prawdziwy sportowiec. Podobno, zafascynowany motocyklami, na tor przy Śląskiej wyjechał zanim dobrze nauczył się jeździć na rowerze i związał się z ukochaną drużyną na zawsze. Poza 1972 rokiem, kiedy został wypożyczony do Startu Gniezno, zawsze jeździł w żółto-niebieskich barwach. Patrząc na historię pana Jerzego, można by na tej podstawie napisać historię Gorzowa. Jak wielu gorzowian, pochodził on z Kresów, z Polesia. Przyjechał tu jako dziecko, wraz z rodziną i zamieszkał tuż obok stadionu. Czarny sport stał się jego życiem i pasją. Pamięć o nim trwać będzie w naszych sercach, będzie zawsze żywa w historii klubu i naszego miasta. Pozostaje nam ślad dłoni pana Jerzego odciśnięty na pamiątkowej tablicy na "Jancarzu". Dziękujemy za sportowe emocje i ducha walki. Będziemy o panu pamiętać - wspominał byłego żużlowca włodarz miasta.

Do miejsca pochodzenia zmarłego nawiązał też jeden z byłych prezesów Stali Gorzów, Jerzy Synowiec. - Powiedziano, że pochodził z Polesia. Dokładne to pochodził z Pińska, miasta, w którym również wychował się mój ojciec. To były bardzo biedne strony, ale stamtąd pochodzili ludzie wyjątkowo twardzi. Tacy przyjechali tutaj do Gorzowa i starali się zaznaczyć swoją obecność. Co mógł robić Jerzy Padewski w mieście, w którym były tylko dwie ważne rzeczy jednoczące mieszkańców? W niedzielę przed południem szło się do kościoła, a po południu na zawody żużlowe. Jerzy Padewski księdzem zostać nie mógł, ale został żużlowcem i to takim, którego zapamiętano; twardzielem poza jakąkolwiek dyskusją. Jego charakteryzują medale, a zdobył ich bardzo wiele. Dzisiaj są to ilości nie do powtórzenia - mówił obecny mecenas.

Wspominano liczne sukcesy Jerzego Padewskiego, również te, gdy był już oldboyem, a mimo to wygrywał ze znacznie młodszymi przy okazji Memoriałów Edwarda Jancarza w latach 1992-1993. Przypomniano także innych znakomitych żużlowców, do których dołączył zmarły w wieku 77 lat Padewski. - Kiedyś wszyscy spotkamy się tam, gdzie teraz jest Jerzy Padewski, ale już dzisiaj czeka tam na niego niezła ekipa: Edmung Migoś, Bronisław Rogal, Wojciech Jurasz, bracia Pilarczykowie i ten, z którym Padewski lubił jeździć najbardziej, Edward Jancarz - powiedział Synowiec.

Szczególnym wspomnieniem podzielił się podczas homilii ksiądz Andrzej Szkudlarek, który od lat jest obecny przy Stali. - Tydzień temu, 5 września w godzinach popołudniowych, widziałem się z Jurkiem w szpitalu. Było to długie spotkanie w sali numer 8. Była tam obecna także żona Ela. Po kilkunastu minutach wyszła, a my z Jurkiem zaczęliśmy przygotowywać się do rozrachunku, do przejścia z jednego na drugi świat. To było piękne spotkanie z miłosierdziem Boga. Otrzymał namaszczenie chorych, eucharystię i rozgrzeszenie. Wtedy powiedział, że może umierać. Poszedłem do niego na następny dzień, 6 września, również z komunią świętą. Zaszła w nim diametralna zmiana. Nie poznawałem go już. Niesamowicie schudł, zrobił się maleńki. Zapytałem: "To chyba koniec?", a on odpowiedział: "Tak, jestem przygotowany, mogę odejść" - opowiadał kapłan.

Zmarłemu w ostatniej drodze towarzyszyły nie tylko trąbki, wygrywające marsz żałobny, ale i dźwięk, który znał bardzo dobrze, czyli ryk silnika motocykla żużlowego, który odpalił Piotr Paluch do spółki z dawnym mechanikiem klubowym Stanisławem Maciejewiczem. Po pogrzebie dawni przyjaciele Jerzego Padewskiego z toru spotkali się w Hotelu Mieszko, by tam powspominać kolegę. Przy jednym stole zasiedli m. in. Bogusław Nowak, Jerzy Rembas, Ryszard Fabiszewski, Ryszard Dziatkowiak, Mieczysław Woźniak, Stanisław Maciejewicz, były dziennikarz Mirosław Wieczorkiewicz czy schorowany Andrzej Pogorzelski, który przyjechał specjalnie z Gniezna.

- O Jureczku zostało już wszystko powiedziane. To mój serdeczny przyjaciel i żyliśmy jak brat z bratem. Jak z Gniezna przeprowadzałem się do Gorzowa to nie kto inny, tylko Jurek Padewski zainteresował się mną. Wprowadził mnie w arkany żużlowe, ale nie tylko, bo również w społeczeństwo - powiedział ten ostatni jeszcze nad grobem klubowego kolegi.
W ostatniej drodze Jerzemu Padewskiego towarzyszył ryk motocykla żużlowego W ostatniej drodze Jerzemu Padewskiego towarzyszył ryk motocykla żużlowego

- Była różnica wieku, ale łączyły nas obozy, różnego rodzaju głupstwa i wspólne psoty. Przez to nie było tego tak widać. Jurek Padewski nauczył mnie jeździć autem. Nie miałem prawa jazdy, ale bardzo często wsiadałem za kierownicę i musiałem sobie radzić. Jak zgłosiłem się na kurs, to byłem już gotowym kierowcą. Miałem takie szczęście w nieszczęściu, że to ja zastąpiłem Jurka w składzie. Coraz lepiej mi się układało, a on musiał z wiekiem odpuszczać - wspominał z kolei Marek Towalski.

- Odszedł Jurek Padewski, kolega, który wprowadzał nas, młodych adeptów, do tego sportu. Wydawał się dla nas takim nieosiągalnym wzorem zawodnika na poziomie, bardzo walecznego i skutecznego. Z charakteru był spokojny, cichy, nawet taki zamknięty w sobie. Jednak jak usiadł na motocykl, to zmieniał się w lwa, który nie popuszczał, był bardzo ambitny - mówił natomiast Bogusław Nowak, który obecnie pomaga byłym żużlowcom poprzez swoją fundację, by ci mieli odpowiednią opiekę medyczną i mogli przechodzić co jakiś czas rehabilitację.

Jerzy Padewski w październiku ubiegłego roku został uhonorowany pamiątkową tablicą, którą można oglądać na koronie Stadionu im. Edwarda Jancarza. Cześć Jego pamięci!

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×