Paweł Baran: Nie zasłużyliśmy na negatywne opinie Kołodzieja

Paweł Baran mówi o trudnym sezonie Unii Tarnów. Krytykuje też byłego już lidera zespołu Janusza Kołodzieja. - Nie zauważyłem żeby Protasiewicz, Miedziński, czy Janowski publicznie instruowali prezesów jak mają prowadzić klub - mówi Baran.

Grzegorz Drozd
Grzegorz Drozd
Janusz Kołodziej WP SportoweFakty / Tomasz Madejski / Janusz Kołodziej

W ciągu kilku miesięcy jego żużlowy los zamienił się w horror, łzy bezsilności, falę krytyki i bolesny spadek z ligi.

WP SportoweFakty: To był trudny sezon.

Paweł Baran: Tak, bardzo trudny. Nie tylko z powodu braku wyników sportowych i spadku do niższej ligi, ale przede wszystkim dotknęła nas tragedia i śmierć Krystiana Rempały. W takich chwilach człowiek czuje się bezradny i załamany. Kryzys mentalny przyszedł nagle i niespodzianie. Nikt nie jest w stanie przygotować się psychicznie na taki cios. Wszyscy w klubie czuliśmy ogromną więź z Krystianem, dlatego uczucie straty i pustki było tak silne. Trudno wtedy zebrać myśli i konstruktywnie działać. Potrzebowaliśmy czasu żeby się pozbierać. Ale nawet, gdy otrząsnęliśmy się z szoku, to to tragiczne zdarzenie rzutowało na nasze działania do końca sezonu. Na atmosferę, entuzjazm i chęci do pracy.

Odechciało wam się żużla?

- Mimo że byliśmy zdruzgotani psychicznie, uważam, że pokazaliśmy siłę i pasję, jaką mamy do tego sportu. Najtrudniejsze były pierwsze chwile. W piątek był pogrzeb, a my w niedzielę mieliśmy kolejny mecz. Nie załamaliśmy się i wygraliśmy to spotkanie. Wszyscy dali radę, na czele z najmłodszymi chłopakami w zespole. Proszę mi wierzyć, to nie było łatwe.

Dla was wszystkich było to nowe i trudne doświadczenie. Czego ciebie nauczyło jako trenera i człowieka?

- Na pewno nie zraziłem się do żużla. Nadal chce w nim być i pracować dla Unii Tarnów. Historia ze śmiercią Krystiana nauczyła mnie jak radzić sobie z emocjami i przeciwnościami losu. Że nie wolno się poddawać i że życie musi toczyć się dalej. Jestem młodym trenerem na początku swojej drogi. Mimo krótkiego stażu w zawodzie wiele już przeżyłem. Wzloty i upadki. W 2015 roku zostałem wybrany najlepszym trenerem Ekstraligi, ale zbieżność nazwisk z Piotrkiem Baronem i przejęzyczenie odczytującego spowodowało, że zostałem jej pozbawiony. W roli trenera musiałem już sporo więcej przejść niż w skórze zawodnika. Wiele jeszcze muszę się nauczyć. Na krytykę jestem odporny, choć porównywanie mnie przez miejscowych kibiców do Marka Cieślaka odbierałem z lekkim zdziwieniem. Cieślak w żużlu pracuje dłużej niż ja chodzę po tym świecie. Mimo tego chcę podkreślić, że w "brązowym" sezonie 2015, to ja przygotowywałem tor, a nie widmo Marka Cieślaka. Czas pracuje na moją korzyść.

Nie poczułeś nigdy żalu do losu?

- Były takie momenty, ale czas goi rany i poukładałem sobie to wszystko w głowie. Bardziej rozczarowała mnie atmosfera wokół tarnowskiego żużla w minionym roku, która panowała już przed rozpoczęciem rozgrywek. Rozdmuchany malkontentyzm tarnowskiego środowiska i nagonka na klub. Że mamy fatalny skład, że jesteśmy nieudacznikami i na pewno spadniemy.

ZOBACZ WIDEO FOGO Unia Leszno przed sezonem 2017

Faworytami na papierze nie byliście.

- Do niedawna nasi kibice byli przyzwyczajeni do wielkich sezonów i super składów, ale w sporcie jest jak w życiu: raz jest lepiej, a raz gorzej. Nie będę opowiadał frazesów, ale wszyscy wiemy, jak decydujący wpływ na skład mają pieniądze. Chwała prezesowi, że buduje kadrę w oparciu o realny budżet, a nie obiecuje gruszek na wierzbie. W dzisiejszych szalonych czasach w polskim żużlu, fali bankructw i przekształceń należy docenić, że prezes Sady ma chłodną głowę i nie buja w obłokach. W 2015 roku na papierze też byliśmy słabi, mieliśmy nieopierzonych juniorów i niewielki budżet, a potrafiliśmy zbudować dobrą drużynę w dosłownym tego słowa znaczeniu i wewnątrz niej stworzyć pozytywną atmosferę. Nikt na nas nie liczył, a zdobyliśmy brązowy medal.

W tym roku jednak był spadek.

- Do którego wcale nie musiało dojść. Nie zgadzam się z opiniami, że bez względu na tragedię Krystiana, czekał nas los spadkowicza. Kibice nie zdają sobie sprawy, jaka to była strata dla zespołu w ujęciu sportowym. Krystian nie tylko nabierał wiatru w żagle, nie tylko zaczął regularnie pokonywać największych asów na ich własnych torach, ale miał olbrzymi wpływ na bojową i pozytywną atmosferę w zespole. Był przykładem dla reszty chłopaków, że można. Był wzorem do naśladowania. W podejściu do wszelkich obowiązków zawodnika, czy choćby treningów. Trudno było go odpędzić od motocykla i pracy na torze. Rósł nam lider na miarę Maksa Drabika w 2015 roku. Jestem o tym przekonany.

Tymczasem w przyszłym sezonie w twoim zespole zabraknie kolejnego dotychczasowego lidera - Janusza Kołodzieja. To kolejny cios.

- Każdy ma prawo do własnej kariery. Nie inaczej Janusz. Ale są okoliczności związane z odejściem Janusza, z którymi się nie zgadzam. Jeśli Kołodziej chce zmienić klub, bo uważa, że w innym będzie lepiej się rozwijał, zdobywał medale, to nie ma z tym problemu. Nie rozumiem tylko, na jakiej podstawie zawodnik -zawodowiec ciągle publicznie krytykuje klub w materii jego ogólnego funkcjonowania. W upatrywanych przez siebie nieprawidłowościach upatruje główne powody swojego odejścia.

Czy Paweł Baran ma rację w sprawie Janusza Kołodzieja?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×