Od startu pod górkę. Pierwsza część historii Kenny'ego Cartera

Nie każda opowieść o słynnym sportowcu kończy się happy-endem. Kenny Carter pod górkę miał niemal od urodzenia, a jego fatalna decyzja z 21 maja 1986 roku to w dużym stopniu pokłosie wydarzeń, które miały miejsce dużo wcześniej.

Ziemowit Ochapski
Ziemowit Ochapski

Halifax to niewiele ponad osiemdziesięciotysięczne miasto położone w angielskim hrabstwie West Yorkshire, około pół godziny drogi samochodem na południowy zachód od Leeds. Niegdyś znajdował się tam jeden z największych ośrodków przemysłu włókienniczego, lecz dziś po olbrzymiej fabryce Dean Clough pozostało jedynie wspomnienie i budynki zagospodarowane przez różne firmy, restauracje, galerie sztuki, a także teatr. Jeśli chodzi o sport, dumą miasta są rugbyści Halifax R.L.F.C. Piłkarze błąkają się natomiast po niższych klasach rozgrywkowych, a słynny klub żużlowy Halifax Dukes w 1986 roku został przeniesiony do pobliskiego Bradford i jedenaście lat później przestał istnieć.

28 marca 1961 roku w Halifax na świat przyszedł Kenneth Malcolm Carter, dla którego speedway stał się sposobem na życie. Rodzina Carterów zamieszkiwała przy Elisabeth Street, gdzie przeniosła się z pobliskiego Elland. Ojciec chłopaka, Mal, pracował jako monter urządzeń energetycznych, a matka, Christine, opiekowała się domem oraz dziećmi, czyli Kennym i jego dwoma młodszymi braćmi: Alanem i Malcolmem. Wkrótce cała familia przeniosła się na wieś, do niedalekiego Ovenden, gdzie ojciec rodu prowadził już swój własny biznes.

Mal zajmował się sprzedażą używanych samochodów, a także był dilerem motocykli marki Suzuki. Z tego powodu jego najstarszy syn niemal od kołyski miał kontakt z jednośladami. Pierwszą maszynę o pojemności 50cc otrzymał od taty w wieku zaledwie sześciu lat. - Miał nad nim doskonałą kontrolę, więc niedługo później sprezentowałem mu specjalnie skrojoną pod niego 80-kę - opowiada Mal. - Wstąpił do młodzieżowego stowarzyszenia motocyklowego i czynił niesamowite postępy. Gdy kupiłem mu crossową Yamahę 100cc, też nie zwolnił tempa. W ciągu ośmiu tygodni przeskoczył z juniorów do seniorów i był tak dobry, że mógł skutecznie rywalizować ze sporo starszymi. Ci nie mogli pogodzić się z tym, że taki młodziak im podskakuje i często stosowali różnie nieczyste sztuczki podczas wyścigów. Wtedy też zdecydowałem, że pójdziemy w innym kierunku. Moim celem było uczynić z niego lokalnego bohatera, a do tego najlepiej nadawał się żużel, bo tam dało się na tym jeszcze zarobić. Kupiłem więc motocykl i tak oto ruszyła karuzela.

ZOBACZ WIDEO Martin Vaculik: TOP-8 celem na Grand Prix
Kenny od zawsze uwielbiał motocykle, a gdy miał dziewięć lat stały się one dla niego niemal wszystkim, bo o niczym innym nie potrafił już myśleć. W październiku 1970 roku chłopiec otrzymał od życia potężny cios prosto w serce. Jego mama, Christine, miała wypadek samochodowy, w wyniku którego została sparaliżowana od szyi w dół. Podróżujący z nią najmłodszy z rodziny, czteroletni Malcolm, odniósł jeszcze cięższe obrażenia i nie przeżył nawet doby. Minął rok zanim Pani Carter wróciła do domu, ale to wcale nie sprawiło, że Kenny i Alan poczuli się lepiej, bowiem Mal nie sprostał całej sytuacji i szybko wyprowadził się na dopiero co kupioną farmę w Barkisland. Niedługo później para wzięła rozwód, a głowa najstarszego z synów pełna była czarnych myśli, których młodzieniec nie lubił jednak uzewnętrzniać.

Pasja Kenny'ego Cartera do motocykli nie wzięła się znikąd, gdyż odziedziczył ją po ojcu, który angażował się w motoryzację nie tylko od strony biznesowej. Mal najpierw był lokalną gwiazdką wyścigów po asfalcie, a następnie sponsorował legendarnego Rona Haslama - dwukrotnego mistrza świata. Mężczyzna interesował się też żużlem i dobrze znał Erica Boothroyda - kapitana, a później promotora klubu Halifax Dukes. Po licznych namowach działacz w końcu dał się przekonać do wyprawy na tor motocrossowy, by ujrzeć Kenny'ego w akcji. - Ciągle powtarzał: "Zobaczysz, on jest genialny!" - wspomina Boothroyd. - Gdy przybyłem na miejsce, młody śmigał już trochę i zaliczył jedną glebę. "Wracaj na motocykl i pokaż Ericowi na co cię stać!", wrzeszczał Mal, ale chłopakowi wyraźnie coś dolegało i pokazywał, że chyba złamał nadgarstek. Jego ojciec to typ człowieka, którego ciężko zadowolić.

Choć Mal Carter odszedł od żony w najtrudniejszym momencie życia, to w ramach ugody rozwodowej zostawił jej dom, a o synach zawsze pamiętał i starał się ich wspierać. Sparaliżowana kobieta ułożyła sobie życie na nowo z Davidem Woodem, który wcześniej zawodowo się nią opiekował. Ten związek również nie był usłany różami, ale chłopcy Christine mieli dobry kontakt z mężczyzną i cieszyli się chociaż chwilowym szczęściem matki, za którą skoczyliby w ogień. Podobnie zresztą zachowywali się na swoich motocyklach. Kenny z motocrossu próbował przejść do żużla, natomiast Alan poszedł w ślady ojca i wylądował na ścigaczu.

Dziś niewielu żużlowych adeptów marzy o podpisaniu kontraktu z jakimkolwiek brytyjskim klubem. Obecnie najlepsze pieniądze zarabia się w Polsce, a Wielka Brytania najczęściej służy jedynie za trampolinę prowadzącą do kraju nad Wisłą. W połowie lat siedemdziesiątych było jednak zupełnie na odwrót. Reprezentacja Zjednoczonego Królestwa w latach 1971-1977 aż sześciokrotnie sięgała po złoty medal drużynowych mistrzostw świata i każdy z młodzieńców stawiających pierwsze kroki w speedwayu śnił o pójściu w ślady Petera Collinsa, Malcolma Simmonsa, Dave'a Jessupa, Johna Louisa czy Raya Wilsona. Ojciec Kenny'ego Cartera dostrzegał w swoim synu wielki potencjał i dlatego w końcu udało mu się namówić Erica Boothroyda, żeby pozwolił chłopakowi objechać kilka kółek na The Shay, gdzie na co dzień śmigali żużlowcy Halifax Dukes.

Ścienny Kalendarz Żużlowy na 2017 roku już dostępny! Kup teraz!

- Prace na torze rozpoczynałem zawsze w poniedziałek po południu, gdyż domowe mecze odjeżdżaliśmy w sobotę - opowiada ówczesny włodarz Dukes. - W końcu więc uległem namowom Mala i pozwoliłem Kenny'emu poćwiczyć przed 14:00. Carter senior poprosił mnie wtedy jeszcze, żebym wpuścił na tor również Rona Haslama, a ja nie zaprotestowałem. Młody nie radził sobie najgorzej, ale Haslam zdecydowanie lepiej panował nad motocyklem i z nich dwóch postawiłbym wtedy na niego. Tydzień później jednak Mal poprosił mnie o jeszcze jeden trening. Nie wiem, gdzie ten chłopak był przez te siedem dni i co robił, ale zaprezentował się o sto procent lepiej niż za pierwszym razem.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×