Kiedyś wiązano z nim duże nadzieje. Czasu nie cofnie, ale dziś inaczej pokierowałby karierą

Jego największym sukcesem w karierze był brąz Młodzieżowych Indywidualnych Mistrzostw Polski. Przez większą część żużlowej kariery zdobywał punkty dla macierzystego klubu z Grudziądza. Teraz Piotr Markuszewski chciałby wrócić do żużla w roli trenera.

Kamil Tecław
Kamil Tecław
Zdjęcie z meczu Kuntersztyn-Roleski Grudziądz - Apator-Netia Toruń z 1999 roku PAP / Wojtek Szabelski / Zdjęcie z meczu Kuntersztyn-Roleski Grudziądz - Apator-Netia Toruń z 1999 roku

Piotr Markuszewski to jedna z ikon grudziądzkiego sportu żużlowego. Punkty dla GKM-u zdobywał przez 11 sezonów (1991-1998, 2000-2001, 2003). Z byłym zawodnikiem rozmawialiśmy o planach na przyszłość, jego ligowych startach w żółto-niebieskich barwach i wspomnieniach z żużlowych torów.  

WP SportoweFakty: Próżno szukać pana nazwiska w żużlowym środowisku. Czym obecnie zajmuje się Piotr Markuszewski?

Piotr Markuszewski: Obecnie pracuję. Generalnie na miejscu, ale czasem trzeba też wyjechać. Zajmuję się działalnością budowlaną i rolniczą, więc w tym kierunku poszedłem. Trzeba zarabiać pieniądze na życie i nie patrzeć wstecz, tylko żyć, zajmować się rodziną i tak to wygląda.

Do pracy w żużlu pana nie ciągnie? Pamiętam, że jak rozmawialiśmy w październiku 2013 roku, to myślał pan o kursie trenerskim.

ZOBACZ WIDEO Marek Cieślak i Jarosław Hampel nie czytają wypowiedzi Roberta Dowhana. Tak jest lepiej

- Był wtedy akurat taki okres, kiedy nie zdążyłem się zapisać na ten kurs. Być może w tym roku go zrobię, bo z tego co wiem jest on organizowany w Lubiczu. Zarówno na trenera, jak i instruktora sportu żużlowego. W każdym razie, jeżeli kurs dojdzie do skutku, to zamierzam do niego przystąpić i postaram się go ukończyć.

Kibice w Grudziądzu darzą pana ogromnym szacunkiem i sympatią. Najchętniej widzieliby pana w roli trenera młodzieży GKM-u Grudziądz. Co pan na to?

- Bardzo mnie to cieszy. Szacunek mam też do nich i działa to w dwie strony. Mogę powiedzieć, że chciałbym pracować w tym kierunku i przekazać tę wiedzę, którą udało mi się zdobyć podczas jazdy na żużlu. Wszystko nie zależy jednak tylko ode mnie, bo dogadać muszą się dwie strony.

Z inicjatywy grudziądzkiego klubu pojawiły się jakieś rozmowy w tym kierunku?

- W zeszłym roku rozmawiałem z panem Arkadiuszem Tuszkowskim i panem Zdzisławem Cichorackim, ale póki co wybrali taką opcję, że trenerem młodzieżowców będzie obecny mechanik klubowy, Jerzy Budzeń. Pomagać ma mu szkoleniowiec pierwszej drużyny, Robert Kempiński.

W 2013 roku grudziądzcy kibice ujrzeli pana ponownie na torze przy okazji turnieju o Puchar Prezydenta Grudziądza. Wcześniej odbył pan kilka treningów. To był ostatni kontakt z żużlowym motocyklem?

- Tak. Wtedy ostatni raz wsiadłem na motocykl. Były takie momenty, że parę razy sobie gdzieś potrenowałem. Ale to wyłącznie dla siebie. Ten bieg pokazowy podczas turnieju był ostatnim kontaktem z motocyklem. Fajnie zostało to wtedy wszystko zorganizowane i dziękuję prezesom klubu łącznie z wszystkimi organizatorami za zaproszenie.

1 kwietnia 1991 roku. Ten dzień będzie pan pamiętał zapewne do końca życia.

- Pierwszy mecz sezonu z drużyną z Poznania i mój debiut w lidze. Miałem chyba więcej upadków, niż punktów.

A cztery lata później przeżył pan wspaniałe zawody w Rzeszowie, zdobywając brązowy medal Młodzieżowych Indywidualnych Mistrzostw Polski. Jak wspomina pan ten dzień?

- Pamiętam doskonale te zawody, bo tego się nie zapomina. Wydaje mi się z perspektywy czasu, że mogłem tam wypaść jeszcze lepiej. Miałem dodatkowy bieg o drugie miejsce z Piotrem Protasiewiczem. Chcieliśmy coś razem z mechanikiem polepszyć w sprzęcie. Postawiliśmy na jego pomysł, ale ostatecznie przegrałem. Złości nie było, ale niedosyt jakiś pojawił się na pewno. Cieszyłem się jednak z medalu i liczby zdobytych punktów. Nie ważne, czy było to złoto, srebro lub brąz. Radość była też podwójna, bo zdobyłem ten medal jako wychowanek GKM-u.

Zdobywał pan punkty dla GKM-u w historycznych czasach klubu. Mając u boku dwóch mistrzów Billy'ego Hamilla i Roberta Dadosa łatwiej było o skuteczność w rozgrywkach ligowych? Mając świadomość, że pociągną drużynę i pokierują resztę na odpowiednie tory?

- Bywało ciężko. W czasach kiedy punkty dla GKM-u zdobywali Billy i Robert, to ciągnęli ten wynik i zdobywali ich najwięcej. Sezon 1996 nie był w moim wykonaniu udany, ale przy Billym było dużo mobilizacji i nauki. Sporo rzeczy nam tłumaczył. Dysponował zupełnie innym sprzętem i był to na pewno super spędzony czas.

Robert Dados - złoty chłopak GKM-u. Ambitny, waleczny zawodnik o nieskazitelnym talencie w białym kevlarze. W pewnym momencie jednak coś się popsuło. Gdzie pana zdaniem doszedłby w swojej karierze ś.p. Robert, gdyby podjął inne decyzje w swojej sportowej karierze?

- Na pewno dużo z Robertem przeżyliśmy. Wszystko zaczęło się od tragicznego wypadku na motorze w Grudziądzu. Wydaje mi się, że gdyby dalej jeździł dla GKM-u po tym jak doszedł do siebie, to zupełnie inaczej by się to wszystko potoczyło. Przenosiny do Wrocławia nie wpłynęły dobrze na jego psychikę i rozwój kariery. Wiemy, że zrobił dla grudziądzkiego klubu bardzo wiele i niech tak zostanie. Kibice mają w pamięci, jak dobrym i walecznym był zawodnikiem.

GKM w tamtejszych czasach to jednak nie tylko Hamill i Dados. Skarżyński, Kempiński, Żurawski, czy też właśnie pan. Super paczka chłopaków z Grudziądza. Nie do pomyślenia w obecnych czasach.

- Teraz dominuje armia zaciężna. Poszło to wszystko w zupełnie innym kierunku. Pieniądze, komercja i nic więcej się nie liczy. Kiedyś wyglądało to inaczej. Były mniejsze pieniądze, ale drużyny były zgrane, bardziej takie rodzinne. Może pojawiały się jakieś kłótnie, ale rozmawialiśmy ze sobą i każdy starał sobie wzajemnie pomagać.

Warto spojrzeć w tym kontekście chociażby na przykład Artura Mroczki, który lekko mówiąc w nie najlepszych relacjach rozstał się z GKM-em. Szkoda, że nie przywdziewa barw macierzystego klubu?

- Nie śledziłem za bardzo kariery Artura Mroczki, ale to trochę dziwna sytuacja, że wychowanek, chłopak z Grudziądza, nie może się dogadać z własnym klubem i zdobywać dla niego punktów. Z tego co pamiętam, to bardzo dobrze jeździł. Ma dobre starty. Może nie jest aż tak waleczny na dystansie, ale jak wygra start, to już tego prowadzenia nie oddaje.

Na następnej stronie Piotr Markuszewski m.in. wyjawił dlaczego odszedł do rywala zza miedzy - Apatora Toruń, opowiedział czy teraz inaczej pokierowałby swoją karierą, a także wypowiedział się na temat szans MRGARDEN GKM-u w PGE Ekstralidze.

Czy Piotr Markuszewski powinien zająć się szkoleniem młodzieży w Grudziądzu?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×