Skórnicki o Pedersenie. "To nieprawda, że daliśmy sobie po mordzie"

- Nicki Pedersen, jak tylko pojawiał się w parku maszyn, to już był pod prądem. Jego mecz trwał dłużej niż dwie godziny. Wiele spięć z jego udziałem brało się ze złamanych obietnic. Nie lubił, jak ktoś nie dotrzymuje słowa - mówi Adam Skórnicki.

Dariusz Ostafiński
Dariusz Ostafiński
Nicki Pedersen WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: Nicki Pedersen

Nicki Pedersen jest symbolem brutalnej jazdy i torowego chamstwa. Adam Skórnicki, który był przez dwa i pół roku menedżerem Duńczyka w Fogo Unii Leszno, przekonuje że wiele akcji zawodnika było prowokowanych przez otoczenie.

- Nicki nie lubił, jak ktoś nie dotrzymuje słowa - wyjaśnia Skórnicki. - Jeśli mówiono mu, że tor będzie polewany z helikoptera, to tak miało być. Oczekiwał, że słowa, nawet najbardziej absurdalne, będą przekute w czyny. Jeśli tak się nie działo, to wybuchał. Oczywiście zdarzało się, że robił coś głupiego, bo taki ma charakter, bo w trakcie meczu jest naładowany. Sam pamiętam, że nie zdążyłem go złapać za rękę i doszło do jego starcia z menedżerem Get Well Toruń Jackiem Gajewskim. To jednak moja wina. Czułem, że do tego dojdzie i nie dopilnowałem Nickiego.

Skórnicki zwraca uwagę, że Pedersena można jednak okiełznać, uczynić mniej wybuchowym, i wkomponować go w zespół. - Wielkich zawodników trzeba umiejętnie prowadzić - mówi Skórnicki. - W Fogo Unii miałem kilku zawodników o bardzo dużych aspiracjach i każdy z nich zwracał uwagę na to, ile im poświęcam czasu. Jakby stali ze stoperem i liczyli, a potem zastanawiali się, dlaczego z tym menedżer rozmawiał kwadrans, a ze mną tylko trzy minuty. Dlatego trzeba uważać, żeby nikt nie czuł, że inni są faworyzowani. Nicki też musi czuć, że jest równie ważny, jak wszyscy.

Były menedżer Fogo Unii odniósł się też do zamieszania z udziałem jego i Pedersena w ostatnim meczu rundy zasadniczej poprzedniego sezonu. Nicki przyjechał na zawody na zaproszenie działaczy, ale menedżer nie widział go w składzie i postawił na swoim. Wtedy panowie nie szczędzili sobie ostrych słów. Poszła nawet plotka, że doszło między nimi do bójki, że dali sobie po razie. - Też to słyszałem, ale zapewniam, że się nie pobiliśmy, że nie daliśmy sobie po mordzie - wyjaśnia Skórnicki. - Był wtedy niesmak, ale porozmawialiśmy sobie w cztery oczy i parę spraw wyjaśniliśmy. W świat poszła wersja zmanipulowana. Więcej nie powiem, bo może kiedyś książkę napiszę.

Skórnicki mimo, że jego współpraca z Pedersenem w Lesznie zakończyła się zgrzytem ma o nim bardzo dobre zdanie. - Kiedy on pojawiał się w parku maszyn to już był pod prądem. Jego mecz trwał dłużej niż dwie godziny. Na torze angażował się bez reszty i to było dużą wartością. Przez kibiców naszych rywali nigdy nie był kochany, ale na szczęście miał swoją Helene. U każdego jest czas na miłość, każdy z nas musi mieć taką osobę, do której będzie mógł wrócić, która go akceptuje i kocha takim, jaki jest. Żużel normalny nie jest, dlatego zawodnicy potrzebują normalności w życiu, choć trudno im się do niej dostosować – kończy Skórnicki.


ZOBACZ WIDEO Marek Cieślak i Jarosław Hampel nie czytają wypowiedzi Roberta Dowhana. Tak jest lepiej


Czy Skórnicki dobrze wykorzystał potencjał Pedersena prowadząc Fogo Unię?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×