Żużel. Zagraniczne legendy PGG ROW-u Rybnik. Bracia Karlssonowie powiewem świeżości, złoty strzał z Pedersenem

Zdjęcie okładkowe artykułu: WP SportoweFakty / Katarzyna Łapczyńska / Na zdjęciu: Nicki Pedersen, Tai Woffinden
WP SportoweFakty / Katarzyna Łapczyńska / Na zdjęciu: Nicki Pedersen, Tai Woffinden
zdjęcie autora artykułu

Klub żużlowy z Rybnika w ostatnich latach rywalizował na kilku poziomach rozgrywek, przez co próżno szukać obcokrajowca, który spędziłby w tym mieście pół swojego życia. Mimo to, kilku z nich zapisało się w historii RKM-u czy też późniejszego ROW-u.

Mikael (Max) Karlsson 

Do Rybnika trafił w momencie, gdy miał jeszcze na nazwisko Karlsson. Szwed razem z rybnicką ekipą miał awansować do Ekstraligi i był zapowiedzią lepszych czasów dla sportu żużlowego w tym mieście. Był gwarantem solidnych zdobyczy punktowych, choć też z powodu obowiązującego KSM-u stanowił problem dla drużyny. Zdarzało się, że nie otrzymywał powołania na mecz, bo trener Jan Grabowski stawiał na inną koncepcję składu.

Czytaj także: Zgrupowanie kadry. Miało być spa, jest ciężka harówka

Karlsson spędził w Rybniku trzy lata i nie wywalczył awansu do Ekstraligi. Część kibiców miała mu też za złe sposób, w jaki rozstał się z drużyną po sezonie 2002. Szwed nie przyjechał wtedy na jeden z kluczowych meczów. Jedni twierdzą, że wpływ na to miały mieć zaległości finansowe klubu. Inni, że działacze sami zrezygnowali z Karlssona, bo nie wierzyli już w wywalczenie awansu do Ekstraligi.

Peter Karlsson 

Starszy z braci Karlssonów spędził w Rybniku tylko dwa lata, ale zapisał się w historii drużyny. W sezonie 1998 błyszczał na II-ligowych torach ze średnią 2,509. Cztery lata później miał poprowadzić RKM do awansu do Ekstraligi, a wraz z Mikaelem tworzył jedną z lepszych par obcokrajowców w całych rozgrywkach.

Kibice doskonale pamiętają chociażby jego sprzeczkę z kierownikiem startu podczas meczu wyjazdowego w Tarnowie w roku 2002, gdy omal nie doszło między nimi do bójki.

Nicki Pedersen

W Rybniku spędził tylko jeden sezon, ale za to jaki. W sezonie 2003 nie tylko stał się liderem RKM-u (średnia 2,508) i sprawił, że kibice mogli zapomnieć o Mikaelu Karlssonie, ale również wywalczył pierwszy w karierze tytuł mistrza świata, co było sporym zaskoczeniem, bo nikt nie uważał Duńczyka za kandydata do tytułu mistrzowskiego.

Już wtedy Pedersen dał się poznać jako krewki zawodnik. Dość powiedzieć, że podczas jednego ze spotkań w Tarnowie został wykluczony do końca trwania zawodów za to, że uderzył w tył kasku Janusza Kołodzieja. Smaczku całej sytuacji dodawało to, że tarnowskie "Jaskółki" były głównym rywalem RKM-u w walce o awans do Ekstraligi.

Wywalczenie tytułu mistrzowskiego sprawiło, że Pedersen nieco zmienił swoje żądania finansowe i było to równoznaczne z jego odejściem z Rybnika. Analizując karierę Duńczyka, nie powinno to dziwić, bo ten zmieniał kluby niczym rękawiczki.

ZOBACZ WIDEO: Bartosz Zmarzlik typował Roberta Lewandowskiego na sportowca roku w Polsce

Roman Povazhny 

Trafiał do klubu jako Rosjanin, a odchodził z niego jako Polak. Może nigdy nie był pierwszoplanową postacią, ale jego kontrakt w roku 2003 przyczynił się do upragnionego awansu RKM-u Rybnik do żużlowej elity. To właśnie on, do spółki z Rafałem Szombierskim, brał udział w gonitwie, która przypieczętowała zwycięstwo w rozgrywkach I-ligowych.

W Rybniku łącznie spędził pięć sezonów, w tym mieście znalazł swój drugi dom, za sprawą starań działaczy otrzymał nawet polskie obywatelstwo, dzięki czemu jeździł jako Polak. Pech chciał, że trafił na gorsze laty rybnickiego żużla i musiał się liczyć m.in. z ciągłymi zaległościami w wypłatach.

Mark Loram 

Po awansie rybniczan do Ekstraligi, działacze musieli znaleźć obcokrajowca, który stałby się liderem zespołu. Zwłaszcza że ówczesny regulamin pozwalał na występ tylko jednego zawodnika zagranicznego. Wybór padł na Marka Lorama, mistrza świata z roku 2000.

Czytaj także: Kontrole techniczne problemem dla zawodników

Loram uzyskał średnią 2,081 i z pewnością można było od niego oczekiwać więcej, ale nie był też głównym winowajcą tego, że przygoda RKM-u z elitą potrwała tylko rok, bo na spadek drużyny z Ekstraligi złożyło się więcej czynników. Kibicom zostało wtedy żałować jedynie tego, że działacze nie sięgnęli przed sezonem 2004 po Andreasa Jonssona, który miał wtedy sezon życia w Bydgoszczy (średnia 2,734).

Troy Batchelor

Jeśli weźmiemy pod uwagę najnowszą historię rybnickiego żużla, to Batchelor może już aspirować do miana legendy PGG ROW-u. Przed doświadczonym Australijczykiem piąty sezon w zielono-czarnych barwach, choć tak naprawdę pierwszy w ekstraligowych-realiach.

Batchelor na warunki 1. Ligi Żużlowej okazał się solidnym wzmocnieniem i zawsze stanowił o sile drużyny z Górnego Śląska. Teraz poprzeczka będzie jednak zawieszona wyżej, bo czeka go rywalizacja w PGE Ekstralidze. W niej po raz ostatni rywalizował w sezonie 2014, bo tak naprawdę trudno sprawiedliwie ocenić występ w ledwie jednym meczu w roku 2016, gdy w Rybiku zastępował kontuzjowanego kolegę z drużyny.

Źródło artykułu: