Żużel. Jak oni to zrobili. Artur Bogińczuk zdobył złoto i zniknął. Najbardziej przypadkowy mistrz Polski

Zdjęcie okładkowe artykułu: Materiały prasowe / Na zdjęciu: żużlowiec podczas startu
Materiały prasowe / Na zdjęciu: żużlowiec podczas startu
zdjęcie autora artykułu

Jeśli w sezonie 2002 zawodnik z Wrocławia miał sięgnąć po tytuł mistrza Polski juniorów, to kandydatem numer jeden był Krzysztof Słaboń. Tymczasem złoto zdobył Artur Bogińczuk. Później słuch po nim zaginął.

W tym artykule dowiesz się o:

Artur Bogińczuk nie obrazi się za stwierdzenie, że nigdy nie należał do najlepszych juniorów w Polsce. Wystarczy spojrzeć na jego średnią biegową z sezonu 2002 - w barwach ówczesnego Atlasa Wrocław uzyskał ledwie 0,833 pkt. na wyścig. Liderem tej formacji w Atlasie był w tamtym okresie Krzysztof Słaboń (śr. biegowa 1,522).

Tyle że to Bogińczuk zapisał się w historii jako mistrz Polski juniorów. W finale rozgrywanym na torze w Lesznie zdobył 13 punktów. Tylko w pierwszym wyścigu znalazł pogromcę. Potem był poza zasięgiem rywali.

Jak na ironię, w tym pierwszym biegu startował na pożyczonym motocyklu. Skorzystał ze sprzętu Piotra Barona, który miał być znacznie lepszy. Nie był. Jako że w debiutanckim wyścigu w maszynie Barona pękła rama, musiał wrócić do własnej.

ZOBACZ WIDEO PGE Ekstraliga 2020: Wielcy Speedwaya - Leigh Adams

Już sama obecność Bogińczuka w finale była zaskoczeniem. W tamtym okresie nie startował on bowiem regularnie w lidze, przez co w półfinałach miał być tylko rezerwowym. Kontuzja wyeliminowała jednak Łukasza Jankowskiego z jazdy w eliminacjach w Częstochowie, wrocławianin skorzystał z danej mu szansy.

- Los chciał, że zdobyłem złoto - komentował przed laty w "Gazecie Wyborczej" Bogińczuk, bo jeszcze przed finałem w Lesznie wisiało nad nim widmo kary. Zawodnik zdecydował się na samowolny wyjazd z Robertem Dadosem na mecz do Szwecji, przez co opuścił trening we Wrocławiu. To rozzłościło trenera Marka Cieślaka i prezesa Andrzeja Ruskę. Zwłaszcza że wtedy sporo mówiło się już o niesubordynacji Dadosa. Działacze bali się, że sprowadzi on młodzieżowca na złą drogę.

Gdyby Bogińczuk został zawieszony w prawach zawodnika, do Leszna mógłby się wybrać co najwyżej w roli kibica. - Prezes Rusko zapewnił mnie jednak, że tego nie zrobi. Przeprosiłem już działaczy klubu, trenera. I trener te przeprosiny przyjął - opowiadał Bogińczuk w 2002 roku "Wyborczej".

Razem z Bogińczukiem na podium mistrzostw Polski juniorów w roku 2002 stanęli Jarosław Hampel i Janusz Kołodziej, którzy później sięgali po tytuły mistrzowskie wśród seniorów, startowali w Grand Prix, stanowili o sile polskiej reprezentacji. Wrocławianin o takich sukcesach mógł tylko pomarzyć.

Jeszcze po wygranej w Lesznie mówiło się, że Bogińczuk powinien był dostawać więcej okazji do jazdy w lidze. Tak się stało w roku 2003, w którym po raz ostatni startował on w gronie młodzieżowców. Jego wyniki zamiast się poprawić, pogorszyły się. Średnia biegowa Bogińczuka spadła do poziomu 0,600. To zadecydowało o jego losie. O tym, że jako senior nie zrobił już kariery i musiał poszukać innego zajęcia. Tytułu mistrza Polski jednak nikt mu nie odbierze.

Czytaj także: Stal Gorzów podniosła się po dwóch ciosach ROW nie straci miejskich pieniędzy

Źródło artykułu: