Żużel po amerykańsku

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Bracia Moran, Bruce Penhall, Sam Ermolenko i Billy Hamill - tych jeźdźców zna cały żużlowy świat, a bez nich historia amerykańskiego speedwaya byłaby o wiele uboższa. Obecnie jedynym liczącym się zawodnikiem zza oceanu jest Greg Hancock, który nieubłaganie zbliża się do czterdziestki. Przeciętny obserwator widzi więc, że speedway w Stanach Zjednoczonych chyli się ku upadowi. Nic z tych rzeczy, proszę państwa.

W tym artykule dowiesz się o:

Kolebką amerykańskiego żużla jest Kalifornia. Na południe od Los Angeles położone jest hrabstwo Orange, w skład którego wchodzą 34 miasta, w tym Costa Mesa. 116 tysięcy mieszkańców oraz gospodarka opierająca się głównie na handlu i usługach sprawia, że miasto to na pierwszy rzut oka nie różni się zbytnio od wielu sobie podobnych na terenie USA. Pierwsze wrażenie jednak nie zawsze jest odzwierciedleniem prawdy. W 1969 roku w Costa Mesa oddano do użytku tor żużlowy, który do dziś jest areną zmagań śmiałków na maszynach bez hamulców. I, wbrew pozorom, nie przypomina on obiektu Wandy Kraków przed pracami remontowymi.

Zawody żużlowe na torze w Costa Mesa

Shawn McConnell, Bobby Schwartz i Mike Faria przed wielu laty należeli do chłopaków, o których momentami było głośno. W końcu jednak słuch o nich zaginął, a większość ludzi nie siedzących aż tak głęboko w "branży" była w stu procentach przekonana, że zakończyli oni swoje żużlowe kariery. Teoria całkiem logiczna ze względu na metryki wyżej wymienionych panów, ale jak widać, nie tylko Andrzej Huszcza był w stanie zabawiać publikę po pięćdziesiątce. Cała trójka śmiga bowiem na torze w Costa Mesa w cyklu turniejów, które odbywają się tam rokrocznie od maja do października.

Tak się jeździ w USA - fragment turnieju Harley Night z 22. sierpnia

Półfinał turnieju o Puchar Jacka Milne'a (15. sierpnia), czyli jazda w pięciu

Amerykanie słyną z tego, że w niektórych dyscyplinach sportowych ustalają trochę inne reguły niż te panujące na pozostałej części globu. Większe lodowiska w NHL oraz wyżej zawieszone kosze i bardziej oddalona linia rzutów za 3 punkty w NBA, to tylko wierzchołek góry lodowej. Speedway w USA również nieco różni się od tego, który znamy z Leszna, Torunia, Zielonej Góry, czy nawet Coventry i Norrkoeping. Owal w Costa Mesa jest ultrakrótki i ma zaledwie 185 jardów (niecałe 170 metrów) długości. Wyścigi na tym torze są jednak niezwykle emocjonujące ze względu na jego sporą szerokość - 33 stopy (ok. 10 metrów) na prostych oraz 48 stóp (ok. 14,5 metra) na łukach. Gonitwy na Orange County Fair and Event Center bardzo często odbywają się w aż pięcioosobowych składach. W USA obowiązuje również skomplikowany system kar i wykluczeń, który nadaje rywalizacji dodatkowego smaczku. Nie ma to jak wystartować 20 jardów za kolegami, mając świadomość, że punkty nie są liczone podwójnie.

Anglia się chowa

Greg Hancock, Billy Hamill czy Sam Ermolenko to profesjonaliści w każdym calu. Motocykle oraz USA kojarzą się jednak z wielkim luzem i chyba właśnie przez to luźne podejście amerykańskich chłopaków do speedwaya, wyżej wymienieni nie doczekali się jeszcze swoich następców. Żużel w Costa Mesa to jeden wielki piknik. Za 15 dolarów dostaje się bilet oraz program, a na miejscu czeka gastronomiczne imperium, z którego grzechem byłoby nie skorzystać. Jeźdźcy w parkingu są totalnie wyluzowani, chętnie rozmawiają z fanami i rozdają autografy - widać, że jazda sprawia im ogromną przyjemność i jest całym ich życiem. I że tak naprawdę nie liczy się wynik, a dobra zabawa.

W Ameryce nie ma również miejsca na nudę. Zawody żużlowe łączone są z wyścigami sidecarów lub popisami zawodników uprawiających freestyle motocross. Niespełna 9 tysięcy miejsc siedzących na Orange County Fair and Event Center bardzo często jest niemal w stu procentach zajętych, a ludzie nie przejmują się tym, że nie są to imprezy rangi mistrzostw świata, tylko zmagania lokalnych matadorów. W Costa Mesa liczy się to, że Billy Janniro i Charlie Venegas powalczą z bardzo starą gwardią, i że będzie show. Greg Hancock i Ricky Wells wpadają do Orange County tylko od czasu do czasu i zawsze jest wokół nich wiele szumu, ponieważ klasa tych żużlowców jest tam powszechnie znana.

Mike Faria nie stresuje się przed startem

Warto również wspomnieć, że Costa Mesa nie jest jedynym miejscem w Kalifornii, które żyje żużlem. Cykle zawodów na maszynach bez hamulców z powodzeniem rozgrywane są w Auburn, Victorville oraz Industry, a jeźdźcy znani z hrabstwa Orange bardzo chętnie odwiedzają tamtejsze areny, z których najciekawiej prezentuje się zadaszony obiekt w tym ostatnim mieście. Pozostaje liczyć na to, że z czasem popularność speedwaya w Kalifornii wzrośnie do tego stopnia, że doczekamy się turnieju Grand Prix w Los Angeles. To byłoby dopiero show!

Specjalne podziękowania dla Costa Mesa Speedway za udostępnienie zdjęć i filmów.

Źródło artykułu: