Trzy razy został mistrzem świata. Później był łowcą talentów, jakiego polski żużel wcześniej nie widział

Zdjęcie okładkowe artykułu: WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Na zdjęciu: Andrzej Pogorzelski
WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Na zdjęciu: Andrzej Pogorzelski
zdjęcie autora artykułu

W dzień Wszystkich Świętych wspominamy Andrzeja Pogorzelskiego. Jako zawodnik zdobył m.in. trzy złote medale Drużynowych Mistrzostw Świata. Później w roli szkoleniowca radził sobie równie doskonale. Słynął z ciekawego podejścia do młodzieży.

Początkowo Andrzej Pogorzelski miał zostać księdzem. Tego bardzo chcieli jego rodzice. Jednak, gdy pewnego wieczoru przyłapano go w kawiarni wśród dziewczyn, to został wyrzucony z seminarium duchownego.

Nie było mu zatem dane zostać kapłanem, ale później trafił na tor żużlowy. W pierwszej fazie kariery zawodnik urodzony w Lesznie nie jeździł w lidze pod własnym imieniem i nazwiskiem, tylko jako Władysław Ryczkowski. Było to spowodowane tym, że Pogorzelski nie miał wówczas skończonych 18 lat i jednocześnie nie miał prawa jazdy, więc nie mógł startować w lidze. Ryczkowski miał jednak kontuzję, więc sztab szkoleniowy Startu Gniezno puścił w bój Pogorzelskiego pod jego nazwiskiem. W wieku 18 lat zawodnik zdał licencję żużlową w Gnieźnie. Oficjalnie w 1957 roku stał się członkiem drużyny.

Mistrz i twórca sukcesów Stali Gorzów

Po pięciu latach spędzonych w Gnieźnie Andrzej Pogorzelski rozpoczął w 1962 roku starty w barwach Stali Gorzów. Właśnie w tym klubie jego kariera rozkwitła na dobre. W 1965 roku osiągnął swoją najwyższą średnią w karierze, punktując na poziomie 2,7 pkt/bieg. W klasyfikacji najskuteczniejszych zawodników wyprzedzili go wtedy tylko: Joachim Maj (ROW Rybnik) oraz Paweł Waloszek (Śląsk Świętochłowice).

ZOBACZ WIDEO Jakub Miśkowiak: Wejdziemy do czwórki i pokażemy jacy jesteśmy silni

Pogorzelski reprezentował Stal w latach 1962-1972. W tym okresie w polskiej lidze dominował ROW, ale w 1969 roku gorzowianie zdołali pierwszy raz w historii wywalczyć tytuł drużynowych mistrzostw Polski. "Puzon" już w trakcie kariery zajął się szkoleniem młodych zawodników. Jak się później okazało, miał ogromny wpływ na dalsze losy Stali.

- Andrzej Pogorzelski zapisywał mnie do szkółki żużlowej i oczywiście był moim idolem. Wzorowałem się na nim. Był bardzo eleganckim facetem i równie elegancko zachowywał się na torze. Miał swój styl i sposób bycia. Imponowało to nam, młodym chłopakom - wspomina w rozmowie z naszym portalem Bogusław Nowak, wieloletni zawodnik Stali Gorzów.

- W latach 70-tych, gdy Stal zdobywała cztery razy z rzędu drużynowe mistrzostwo Polski, to Andrzeja już nie było w klubie. Można jednak powiedzieć, że to on stoi za tymi sukcesami. Zostawił w klubie grupę młodzieży, której przekazywał cenne wskazówki. Następnie było to przez nas poparte pracą na gorzowskim AWF-ie - dodaje Nowak.

Reprezentacyjne przygody

Trudno wyobrazić sobie sukcesy reprezentacji Polski bez Andrzeja Pogorzelskiego. Trzy razy sięgał po Drużynowe Mistrzostwo Świata (1965, 1966, 1969). Jego kariera w narodowych barwach nie była jednak do końca usłana różami. Najpierw w 1965 roku po złocie zdobytym w Kempten Pogorzelski sprowokowany przez dziennikarkę wprost cieszył się, że reprezentacja ZSRR zajęła ostatnie miejsce w zawodach. Później musiał tłumaczyć się SB, ale sprawa na szczęście ucichła.

Z kolei w 1967 roku Pogorzelski zaliczył gorszy występ w finale DMŚ w Malmoe. Główna Komisja Sportu Żużlowego uznała, że zawodnik Stali Gorzów specjalnie pojechał źle. Pogorzelski został zawieszony w prawach reprezentanta Polski.

- Miałem podczas tego finału ogromne problemy sprzętowe i nie udało mi się wywalczyć żadnego punktu. Posądzono mnie o sprzedanie się Szwedom, twierdzono, że w zamian za słabą postawę w finale dostałem w nagrodę samochód - wspominał po latach Andrzej Pogorzelski.

Jednak, gdy utytułowany zawodnik ponownie stał się potrzebny reprezentacji, to od razu przywrócono go do kadry. W 1969 roku w Rybniku odebrał trzeci złoty medal DMŚ, tym razem jako rezerwowy.

Pogorzelski nie miał szczęścia podczas występów w finałach Indywidualnych Mistrzostw Świata. Trzy razy startował na Wembley, a delikatnie mówiąc, ten tor nigdy naszym zawodnikom nie pasował. "Puzon" był jednym z wielkich, którzy nie sięgnęli po tytuł indywidualnego mistrza Polski. W latach 1964-1966 trzy razy z rzędu wywalczył brąz, w dodatku zawsze na torze w Rybniku.

Łowca talentów

- Andrzej Pogorzelski miał ciekawe podejście do zawodników. Nas młodych potrafił niejako porozdzielać ze względu na charakter, w jakiejś swojej predyspozycji. Następnie łączył zawodników starszych i młodszych. Dla przykładu nade mną pieczę sprawował właśnie Pogorzelski, ale nad Zenonem Plechem Jerzy Padewski. Starsi zawodnicy wprowadzali nas w tajniki sportu żużlowego. U nas nie było rywalizacji pokoleniowej. Andrzej łącząc w pary zawodników, stwarzał zupełnie nową wizję, inne relacje w klubie. Gdy młodsi musieli w lidze zastąpić starszych, to radzili sobie i przywozili sporą liczbę punktów. Później nastąpiła era złotej drużyny - mówi Bogusław Nowak.

W stwierdzeniu mówiącym o tym, że Andrzej Pogorzelski był prawdziwym łowcą talentów, jest wiele prawdy. W Gorzowie ukształtował karierę Bogusława Nowaka, Zenona Plecha, Jerzego Rembasa, Ryszarda Fabiszewskiego, czy też Mieczysława Woźniaka. Gdy zespół złożony m.in. z tych zawodników rządził w polskiej lidze, to Pogorzelski przyglądał się temu, jako szkoleniowiec Unii Leszno.

Do drużyny "Byków" utytułowany żużlowiec trafił w 1973 roku i przez pierwsze dwa lata pełnił funkcję jeżdżącego trenera. Następnie zakończył karierę zawodnikiem i skupił się całkowicie na szkoleniu młodzieży i prowadzeniu pierwszego zespołu. Również w Lesznie spod jego ręki "wyszło" kilku klasowych żużlowców. Do tego grona można zaliczyć m.in. Romana Jankowskiego, Mariusza Okoniewskiego, Włodzimierza Helińskiego, Ryszarda Buśkiewicza, czy też Stanisława Turka.

- Trenera Pogorzelskiego wspominam bardzo dobrze i wiele mu zawdzięczam. Można powiedzieć, że dzięki niemu rozpocząłem swoją karierę żużlową. Pracowałem z wieloma trenerami, ale wiadomo, że zawsze najmilej się wspomina tego, u którego się stawiało pierwsze kroki. Andrzej Pogorzelski był dla mnie jak starszy kolega i to, co go cechowało, to luźne podejście do młodych chłopaków - mówi nam Roman Jankowski, legenda Unii Leszno.

Historyczne medale

Z Unią Leszno Andrzej Pogorzelski dwa razy sięgnął po brąz DMP. Kilka lat po jego odejściu z klubu leszczynianie dwukrotnie wygrali ligę, opierając skład na wychowanych przez niego zawodników.

W 1980 roku legendarny żużlowiec podjął się prowadzenia beniaminka najwyższej klasy rozgrywkowej, Startu Gniezno. Doprowadził drużynę do jedynego medalu DMP w jej historii. Gnieźnianie byli rewelacją rozgrywek i ukończyli je na 3. miejscu. Liderami tamtej drużyny byli: Eugeniusz Błaszak, Leon Kujawski oraz Jan Puk.

Po odejściu z Gniezna Pogorzelski wiele zdziałał także w Toruniu. W 1983 roku pod jego wodzą Apator zdobył pierwszy w swojej historii medal DMP. Podobnie jak Start Gniezno torunianie wywalczyli brązowe "krążki". Drużyna opierała się na Wojciechu Żabiałowiczu i Janie Ząbiku, a trener Pogorzelski wykrzesał spore możliwości z takich zawodników jak: Jan Woźnicki, Tadeusz Wiśniewski, Stanisław Miedziński, Grzegorz Śniegowski.

Andrzej Pogorzelski tak już miał w zwyczaju. Wchodził do kolejnych klubów i budował w nich zupełnie nową historię. Po zakończeniu działalności szkoleniowej przez długie lata mieszkał w Gnieźnie. Odszedł od nas w 16 października 2020 roku. Jego śmierć zbiegła się prawie z czterdziestą rocznicą jedynego medalu Startu w polskiej lidze.

Cześć jego pamięci!

Cytat Andrzeja Pogorzelskiego pochodzi z książki autorstwa Wiesława Dobruszka pt. Z historii speedwaya – Drużynowe Mistrzostwa Świata (Tom I)

Czytaj także: Przechodniem byłem między Wami Rusza okres transferowy! Większość kart została rozdana wcześniej. Będą hity

Źródło artykułu:
Komentarze (1)
avatar
Penhall
1.11.2021
Zgłoś do moderacji
1
1
Odpowiedz
Wielki zawodnik a jeszcze lepszy trener