PAP / Leszek Szymański / Na zdjęciu: Czesław Michniewicz

"Szantaż emocjonalny". Smutna prawda o Michniewiczu (OPINIA)

Dariusz Tuzimek

Mecz z Chile był wykonaniu Biało-czerwonych słabiutki. I nie zmienia tej oceny wynik uratowany tuż przed końcem spotkania. Wszyscy wiemy, że nie było dobrze. Czesław Michniewicz też to wie, choć robi dobrą minę do złej gry.

Patrząc na to, co się dzieje na boisku przy Łazienkowskiej, trudno było nie odnieść wrażenia, że drużyna jest słabo przygotowana do takiej imprezy jak mistrzostwa świata. To oczywiście może być złudne, bo przecież w Warszawie nie zagrali najlepsi, a ci, którzy zagrali, musieli uważać, żeby nie doznać kontuzji. No i był to mecz o pietruszkę, liczy się tylko mundial. Znam te wszystkie argumenty.

A jednak trudno mi zaakceptować, że reprezentacja Polski gra futbol prymitywny: długą piłką z obrony do napastników, z pominięciem linii pomocy, bez budowania akcji. Jak to jest, że w reprezentacji naszych zawodników piłka parzy, choć przecież w klubach ich nie parzy?

I nie chodzi jedynie o Roberta Lewandowskiego czy Piotra Zielińskiego. Bo w piłkę potrafią grać Matty Cash, Nicola Zalewski, Przemysław Frankowski, Jakub Kamiński, Sebastian Szymański, Bartosz Bereszyński, Karol Świderski czy Michał Skóraś. Im wszystkim "sprzęt" nie przeszkadza. Nawet Kamil Grosicki woli mieć piłkę przy nodze, niż za nią biegać. Więc to nie jest tak, jak nam próbuje wcisnąć swoją - do bólu pragmatyczną - narrację selekcjoner: że to jest drużyna deficytów, trzeba się bronić i grać z kontry, bo inaczej nie umiemy.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Neymar błysnął geniuszem. Zrobił to jako jedyny 

Michniewicz to "autobusiarz": stawia przegubowca we własnym polu karnym i liczy na kontry. Zawsze tak chciał grać, bez względu na potencjał drużyny, jaką prowadził. Czy to była młodzieżówka, czy Legia, czy teraz pierwsza reprezentacja. Michniewicz pod tym względem jest przewidywalny do zanudzenia. Tak jak zagrał z Chile, tak samo będzie chciał grać z Meksykiem: podwójna garda i kontra. Już to słychać w jego zapowiedziach ("Meksykanie będą lepszą wersją Chile" a "Argentyna pięć razy szybszym Meksykiem"). 

Na konferencji pomeczowej selekcjoner brnął w taką właśnie narrację. - Wiedzieliśmy, że będą mieli przewagę pod względem technicznym, ale my byliśmy dobrze zorganizowani. Poza tym liczy się wynik. Gdybym teraz powiedział wam, że lecę do Kataru, by grać ładną piłkę, to nie wpuścilibyście mnie do samolotu. Chyba wszyscy chcecie wyjść z grupy. Nie jest tak? - przekonywał dziennikarzy, że inaczej się grać nie da.

Reprezentacja Polski ma się bronić i grać z kontry
Nie kupuję tego szantażu emocjonalnego. Tak jak nie zgadzam się z tezą, że Polacy byli tak świetnie zorganizowani. Broniliśmy - szczególnie w pierwszej połowie - słabo, a to, że nie straciliśmy gola, to zasługa przede wszystkim tego, że Chile nie miało w składzie kogoś takiego jak Krzysztof Piątek. On ma niesamowity instynkt, który bardzo doceniam, ale liczenie, że zawsze mu piłka spadnie pod nogi jest jednak mocno ryzykowne. Ten wynik na Łazienkowskiej wcale nie musiał się zgadzać, nie ma co mydlić kibicom oczu.

Obejrzałem wczorajszy mecz Meksyku (1:2) ze Szwecją. Nasi grupowi rywale zasłużenie przegrali i widać, że nadal są pogrążeni w największym od lat kryzysie. To na pewno nie jest ten Meksyk, który zawsze na mistrzostwach świata wychodził z grupy. Drużyna pozbawiona w ostatniej chwili kontuzjowanego Jesusa Corony nie jest żadnym gigantem, nie kupujmy tej siermiężnej propagandy Michniewicza

Bardzo przeciętna Szwecja, którą przecież wyeliminowaliśmy w barażu, poradziła sobie z chaotycznym Meksykiem zwykłym poukładaniem taktycznym i konsekwencją. Tak, trener Gerardo Martino ma zespół żywiołowy, dobry technicznie, ale też nieumiejący bronić przy stałych fragmentach gry. I to kompletnie. Powinniśmy im w ten sposób strzelić ze dwa gole. Zaufanie do selekcjonera jest w Meksyku bardzo ograniczone. Ta drużyna nie przekonuje.

No tak, ale tu dochodzimy do tego, że i reprezentacja Polski była nieprzekonująca na Łazienkowskiej. Oczywiście też zespół z Lewandowskim, Zielińskim, Cashem, Bielikiem i Zalewskim będzie o co najmniej połowę silniejszy, ale problem jest z tą drugą częścią drużyny. Jeśli gdzieś się potwierdza to myślenie Michniewicza o deficytach, to właśnie w przypadku tych piłkarzy, którzy ostatnio mało grali. To ich właśnie piłka parzy.

Bardzo złe wrażenie zrobił Jan Bednarek, Kamil Glik był niepewny, Grzegorz Krychowiak praktycznie nieobecny, a Szymon Żurkowski chaotyczny i bez czucia piłki. Ale ten ostatni - rozjechany po meczu z Chile przez media na placek - to jednak piłkarz z potencjałem.

Czesław Michniewicz wprowadził Polskę do MŚ 2022
Z Meksykiem zagra za niego Bielik (o ile tylko będzie zdrowy), ale mobilność i dynamika Żurkowskiego jest nie do przecenienia. Szczególnie w sytuacji, w której obok niego gra zawodnik tak nieruchawy jak Krychowiak. Żurkowski biega za niego i za siebie. A że ma kłopoty techniczne? No zawsze miał niestety. A teraz jeszcze brakuje mu ogrania.

Starą prawdą jest, że ci, którzy grają mało w klubie, powinni w reprezentacji też grać mało. To nie jest tak, że święci garnki lepią. Że zawsze muszą grać Bednarek, Glik czy Krychowiak. Jakuba Kiwiora kilka miesięcy temu mało który kibic w ogóle kojarzył. Dziś to nasz najlepszy stoper. Jego przykład pokazuje, że nie można być zakładnikiem nazwisk, bo one nie grają. Tylko trzeba mieć wystarczająco dużo odwagi, żeby "nazwiska" sadzać na ławce, a nie wstawiać do składu.

Na szczęście meczu z Chile, który nas zmiażdżył wizualnie i statystycznie (zaledwie 34 procent posiadania piłki, liczba podań 215:730 na korzyść rywali), nie wolno brać jako miarodajnego. Na mundialu reprezentacja będzie wyglądać lepiej, bo nasi piłkarze mają po prostu dużo większy potencjał. Potrafili to pokazać choćby w zremisowanym 2:2 meczu z Holandią w Rotterdamie. Gorzej dla Michniewicza, że ten potencjał udawało mu się wyzwolić z kadry tak rzadko.

Dariusz Tuzimek
Wszystkie mecze obejrzysz na TVP 1 w Pilocie WP (link sponsorowany)

< Przejdź na wp.pl