Kazimierz Górski. Historie prawdziwe i niestworzone

- To nie człowiek, to instytucja - mówił o nim Jan Tomaszewski. A trener Orest Lenczyk kiedyś dodał, jest Sokratesem piłki. Polski futbol nie miał i chyba długo nie będzie miał trenera lepszego niż Kazimierz Górski.

Szatnia Legii przed jednym z meczów, Górski jest trenerem, w pewnym momencie z marynarki wyciąga kartkę ze składem. I czyta. Pierwszy piłkarz, drugi, trzeci… w końcu odczytuje „Kolega Kakietek”. Cisza. Kolega Kakietek. Cisza. W końcu Paweł Janas mówi: - Trenerze, ale Zbyszek Kakietek od trzech lat gra w Motorze Lublin. – Och, przepraszam. Wziąłem nie tę marynarkę…

To tylko jedna z historii na jego temat. Ponoć wymyślona, ale jemu wcale nie przeszkadzało, że ludzie robią z niego bohatera anegdot stworzonych i niestworzonych. Miał w sobie ten luz, nie był zadufany. Uważał, że wszystko jest dla ludzi. A wszystko to było wino, kobiety i śpiew. Także dla piłkarzy. Ale z umiarem i w odpowiednim czasie. No i zawodnicy go uwielbiali. Nie byli zakonnikami i on to doskonale wiedział.

Polską reprezentację samodzielnie prowadził przez sześć lat. Obrodziło wtedy sukcesami. Mistrzostwo olimpijskie w 1972 roku, trzecie miejsce w mistrzostwach świata w 1974 roku, wicemistrzostwo olimpijskie w 1976 roku – oto zdobycze pana Kazimierza. Pracował z wielkimi piłkarzami, ale dla kadry większość z nich odkrył właśnie on. Taki Jan Tomaszewski nie byłby tym słynnym bramkarzem, gdyby nie urodzony we Lwowie trener.

Zmarł w 2006 roku.

Gdyby żył, 2 marca 2016 roku skończyłby 95 lat.

Jacek Stańczyk
Montaż: Łukasz Głowacki

< Przejdź na wp.pl