MŚ 2014: Ryzykowna zmiana Rezende opłaciła się
Gdyby nie wejście na parkiet Bruno Rezende w meczu Brazylia-Kuba, wynik rewanżu za finał MŚ 2010 mógłby wyglądać inaczej. - Kazałem mu tylko uważać na dłoń - mówił po spotkaniu trener Kanarkowych.
Jeżeli wielka Brazylia, broniąca tytułu mistrza świata, zdobywa w pierwszym secie spotkania z Kubą tylko sześć punktów atakiem i popełnia niezliczoną liczbę pomyłek, to znak, że dzieje się coś niespotykanego. Kubańczycy, w szeregach których brylował atakujący Javier Jimenez mieli realną szansę na rewanż za przegrany finał mistrzostw świata sprzed czterech lat, lecz jej nie wykorzystali. - Towarzyszy nam presja, co czasem sprawia, że zaczynamy swoje spotkania nieco słabiej, poza tym odczuwamy już zmęczenie po tylu spotkaniach w tak krótkim czasie. Udało nam się jednak pokonać wymagającego rywala. Po pierwszym, przegranym secie poprawił się nasz system gry w obronie, poza tym w końcu zdobywaliśmy punkty atakiem. Zmiana rozgrywającego miała wpływ na nasza grę, ale nie była jedynym czynnikiem, który przyczynił się do jej poprawy. Bruno jest ważnym ogniwem zespołu, ale wygrała cała drużyna, która potrafiła podnieść się po porażce i zmusić rywala do popełniania błędów - tak tłumaczył słabszą postawę swojej drużyny i przyczyny zwycięstwa Luiz Felipe Fonteles.
Znany polskim kibicom przyjmujący zmienił w drugim secie kiepsko spisującego się Ricardo Lucarellego i znacznie poprawił statystyki swojej ekipy w ofensywie (54 proc. skuteczności, najlepiej w zespole), poza tym trafne okazały się inne roszady dokonane przez Bernardo Rezende. - Kubańczycy rozpoczęli od agresywnych, celnych serwisów, które postawiły nas w trudnym położeniu. Popełnialiśmy błędy, które nie pozwalały nam utrzymać piłki w grze i właściwie kontrolować tempa naszych akcji. Musieliśmy odwrócić sytuację i zmusić młodą drużynę rywala do popełniania błędów. Każdy krok w tym kierunku był częścią większego procesu: wszedł Bruno, Vissotto dał dobrą zmianę, podobnie jak Lipe. Gdy grasz w tak długim turnieju, nie możesz ograniczać się do jednej szóstki graczy, potrzeba dwunastu, czternastu zawodników, by mieć szansę na zachowanie jakości na dłuższym dystansie - tłumaczył trener Brazylii na pomeczowej konferencji.
Co ciekawe, w poprawie zdrowia jednego z najlepszych rozgrywających świata wyraźnie pomogli... koreańscy lekarze. Jak dowiedział się portal Globo, szkoleniowiec Brazylii porozumiał się po wygranym spotkaniu z azjatyckim zespołem z trenerem Kiwonem Parkiem, dzięki czemu jego syn przeszedł w sobotę zabieg akupunktury wykonany przez doktora Sangchula Ha, fizjoterapeutę koreańskiej kadry siatkarzy. "Koreańskie igły" o które prosił Bernardinho po sobotnim meczu, mają pomóc Bruno w szybszym odzyskaniu sprawności dłoni. - Niech to będzie przykład na to, że rywalami należy być tylko na parkiecie! Jestem pod wrażeniem koreańskiej wspaniałomyślności - dziękował Bruno Rezende za pośrednictwem social media.