Piąte miejsce sprinterskiej sztafety - podsumowanie środowych startów Polaków w Soczi
W środę polscy kibice największe nadzieje wiązali ze startem Justyny Kowalczyk i Sylwii Jaśkowiec w sprincie drużynowej. Polska sztafeta spisała się na miarę oczekiwań.
Dla Justyny Kowalczyk był to drugi w karierze start w sprincie drużynowym i pierwszy, w którym startowała w jednej parze z Sylwią Jaśkowiec. Obie zawodniczki pokazały się z dobrej strony. Kowalczyk pokazała, że jest w wysokiej formie, a Jaśkowiec dobrze radziła sobie w "klasyku", mimo że preferuje start techniką dowolną. Młodsza z Polek biegnąć na swoich odcinkach nie traciła wiele do bardziej utytułowanych rywalek. Z kolei Kowalczyk, która w technice klasycznej czuje się jak ryba w wodzie, na pętlach liczących 1,3 km odrabiała cenne sekundy.
W półfinale Kowalczyk na ostatniej zmianie wyprowadziła polską sztafetę z piątego miejsca na drugie. Pozycja ta była premiowana awansem do finału, gdzie biało-czerwone mogły sprawić niespodziankę. Polki dobrze biegły i ostatecznie rywalizację zakończyły na wysokim, piątym miejscu. Nasze reprezentantki uległy jedynie Norweżkom, Finkom, Szwedkom i Niemkom. - Zadowolona jestem z pierwszej zmiany, kiedy złapałam kontakt z konkurentkami. Na drugiej robiłam co mogłam, a na trzeciej to już żywioł. Po kwalifikacjach miałam obraz tego, co nas czeka w finale. Gdzieś tam czułam zapach medalu, informacje, które otrzymywałam na trasie były krzepiące, ale w pewnym momencie człowiek już nie może, a sekundy uciekają. To najbardziej rozczarowujące po biegu - mówiła po biegu Jaśkowiec.
Zadowolona ze swojego biegu była Kowalczyk, która potwierdziła, że jest w wysokiej formie i może być jedną z faworytek biegu na 30 kilometrów stylem dowolnym. - ie. - Nie jestem nadczłowiekiem, naprawdę. Jakby pozbierać moje czasy z tych wszystkich biegów to jestem pewna, że z drugą wygrałam z pół minuty, albo i lepiej. Mówiąc z drugą mam na myśli najlepsze Norweżki, Finki. Na koniec wiedziałam już, że nie dam rady, choć podjęłam walkę - powiedziała Kowalczyk w rozmowie z reporterem TVP.
Pozytywnych emocji kibicom dostarczyły polskie biathlonistki. W środę na trasach w ośrodku narciarskim Laura rozegrana została sztafeta mieszana, w której nasza reprezentacja nie miała szans odegrać kluczowej roli. Wszystko z powodu dyspozycji biathlonistów, którzy od kilku lat należą do grona najsłabszych w tej dyscyplinie sportu. Na dwóch pierwszych zmianach biegły Krystyna Pałka i Magdalena Gwizdoń, który pokazały się z bardzo dobrej strony. Gwizdoń swoją zmianę ukończyła na 4. miejscu. Panowie nie zdołali się dostosować do poziomu reprezentowane przez ich koleżanki i polska sztafeta sklasyfikowana została na 14. lokacie.
Dobra dyspozycja biathlonistek może napawać optymizmem przed piątkowym biegiem sztafetowym kobiet. - W końcu czuję, że zaczęłam biegać, a nie tylko się przemieszczać i walczyć z samą sobą. Mój organizm wreszcie się przystosował i nie mam już tak dużego zakwaszenia mięśni w trakcie zawodów, jak na początku zmagań - powiedziała Pałka.
W środę zaprezentowały się również dwie reprezentantki Polski rywalizujące w snowboardowym slalomie gigancie równoległym. Zarówno Aleksandra Król, jak i Karolina Sztokfisz odpadły w pierwszej fazie eliminacyjnej. Z kolei w biegu na 5000 metrów panczenistek startowała Katarzyna Woźniak. Polka sklasyfikowana została na 15. pozycji.
Jesteśmy na Facebooku, dołącz do nas.