Do 100 km biegną nogi, dalej "biegnie" głowa. Poznaj polskich "ultrasów"

To sport dla prawdziwych twardzieli, z silną psychiką. W tej dyscyplinie kobiety pokonują mężczyzn. Poznajcie tych, którym 42,195 km już nie wystarcza. Potrafią przebiec z 5-6 maratonów w ciągu doby.

Michał Fabian
Michał Fabian

Każdy ich mięsień "krzyczy", oddech staje się ciężki, na stopach pojawiają się pęcherze i rany. Organizm prosi o litość. Oni jednak nie ustają w swojej podróży. Krok po kroku, metr po metrze, okrążenie po okrążeniu. "Pochłaniają" kolejne kilometry. Pięćdziesiąt, sto, dwieście.

Choć cel mają podobny, ich twarze nie są jednakowe. Na niektórych rysuje się niewyobrażalne cierpienie. Sportowcy wyglądają tak, jakby za moment mieli wyzionąć ducha. Inni są jakby nieobecni, ze wzrokiem wbitym w jeden punkt. Jeszcze inni uśmiechnięci, tak jakby właśnie osiągnęli stan biegowej nirwany. Testują granice możliwości, pokonują bariery, o których inni nawet baliby się pomyśleć.
Dla zwykłego śmiertelnika to abstrakcja

- Pokonaj 11 km w godzinę. Niejeden już z tym ma problem. A teraz utrzymaj to tempo przez 24 godziny. Dla zwykłego śmiertelnika to abstrakcja - śmieje się August Jakubik, pełnomocnik PZLA ds. biegów ultra, legenda tego sportu.

56-latek z Rudy Śląskiej tak zobrazował wyczyn, jakiego dokonał na kwietniowych mistrzostwach świata i Europy w biegu 24-godzinnym w Turynie Paweł Szynal. Zawodnik LKS Olymp Błonie pokonał w ciągu doby 261,181 km (średnie tempo 5:29 na km), bijąc o ponad 7 km rekord Polski należący do Piotra  Sawickiego. Szynalowi wynik ten zapewnił dwa srebrne medale - MŚ i ME. Ustąpił jedynie Niemcowi Florianowi Reusowi, do którego stracił ok. 2,7 km.

Nie były to jedyne sukcesy naszej drużyny. Świetnie spisały się także panie. Patrycja Bereznowska również pobiła rekord kraju. 233,395 km dało jej wicemistrzostwo Europy indywidualnie, a do tego stanowiło ważny wkład do klasyfikacji drużynowej. Biało-Czerwone - Bereznowska, Aleksandra Niwińska i Agata Matejczuk - zdobyły srebrny medal ME i brązowy MŚ. Z Turynu nasza kadra przywiozła aż pięć "krążków", co jest najlepszym wynikiem w historii jej startów w tych zawodach.

Biegi ultra to pokonywanie dystansów większych niż maraton (42,195 km). Najczęściej mowa o 100 km albo o zawodach 24-godzinnych (ale zdarzają się także biegi 48-godzinne i dłuższe). - Ludzie patrzą na to troszeczkę dziwnie. Bieg ultra, oprócz wydolności fizycznej, "odbywa się" w głowie. Mam takie powiedzenie: do 100 km biegną nogi, a później biegnie głowa. Jeżeli zawodnik ma odpowiednią psychikę, jest w stanie zrobić wynik. To nie jest sport dla wszystkich. Człowiek z ulicy tego nie dokona. To muszą być osoby wybrane, które czują taką potrzebę i potrafią pokonać ból - opisuje w rozmowie naszym serwisem August Jakubik.

Ból każdy "ultras" zna doskonale. Nie ma zawodów, by się nie pojawił. Ten, kto chce osiągnąć sukces, musi go zaakceptować. Zaprzyjaźnić się z nim. Najlepiej polubić. W końcu - jak mawiają Amerykanie - "no pain, no gain" ("nie ma bólu, nie ma zysku").

Z bólem można sobie jeszcze radzić. Są jednak inne zagrożenia, czyhające na biegaczy ultra. Choć są to ludzie świetnie wytrenowani, to ich organizmy podczas ekstremalnego, wielogodzinnego sprawdzianu często się buntują. Problemy żołądkowe są na porządku dziennym. Zdarzają się także zasłabnięcia.

Padła, ale nie skapitulowała

Dużo na ten temat wie choćby Agata Matejczuk, która w końcowej części rywalizacji w Turynie zemdlała. - Rozstałyśmy się gdzieś przy toalecie (zawody odbywały się na 2-kilometrowej pętli - przyp. red.). Kilka kółek później spotkałam się z Olą Niwińską, która powiedziała: "Agata padła". Dla mnie "padła" oznaczało, że "osłabła", że nie ma już sił dalej biec. Dopiero po wszystkim dowiedziałam się, co się stało - tłumaczy Patrycja Bereznowska.

Matejczuk jednak ani myślała kończyć udziału w zawodach. Polki walczyły bowiem o medale w "drużynówce", liczył się każdy kilometr. - Niesamowite, jaka ona jest dzielna. Mimo że zemdlała, poderwała się do walki - chwali koleżankę Bereznowska. - Służby medyczne podały Agacie dwie kroplówki. Cukier poszedł do góry i po półgodzinnym odpoczynku ruszyła dalej. Chciała to zrobić momentalnie, ale rozsądek nakazywał chwilę odpoczynku. Zdrowie jest jednak ważniejsze jak wynik - opisuje August Jakubik.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×