Dwa wspaniałe rekordy w ciągu godziny? Cały świat patrzy na Berlin i Kopenhagę

16 września zapowiada się wyjątkowo. W dwóch europejskich stolicach dojdzie do próby bicia rekordu świata - w maratonie i na dystansie o połowę krótszym. W roli głównej wystąpi najwybitniejszy maratończyk naszych czasów, Eliud Kipchoge.

Michał Fabian
Michał Fabian
Eliud Kipchoge, zwycięża w maratonie w Berlinie w 2017 r Getty Images / Alexander Hassenstein / Na zdjęciu: Eliud Kipchoge, zwycięża w maratonie w Berlinie w 2017 r.
Niedziela, godz. 11.17 - rekord świata w maratonie. Niedziela, godz. 12.13 - rekord świata w półmaratonie. Dwa wspaniałe wyniki w ciągu niespełna godziny? O takim scenariuszu marzą organizatorzy biegów w Berlinie i Kopenhadze. 16 września oczy fanów lekkoatletyki skierowane będą właśnie na te dwie stolice.

Eliud Kipchoge to prawdziwy dominator maratonu. Nie ma w historii biegu na dystansie 42,195 km drugiego człowieka, który byłby tak regularny w osiąganiu doskonałych wyników. Przed pięcioma laty zadebiutował na tym dystansie, zwyciężając w Hamburgu. Jesienią 2013 r. przegrał w Berlinie tylko ze swoim rodakiem Wilsonem Kipsangiem. Jest to jego... jedyna porażka w maratonie. Kolejne osiem biegów kończył jako pierwszy, w tym w 2016 r. na igrzyskach olimpijskich w Rio de Janeiro. Dziewięć triumfów na dziesięć startów - niewiarygodna statystyka.

Gdyby nie ten deszcz...

Kenijczyk - bez cienia przesady - nazywany jest najlepszym maratończykiem w historii. Sławy przysporzył mu udział w wyzwaniu, które zorganizował amerykański koncern Nike. Projekt "Breaking2" miał na celu złamanie przez człowieka magicznej bariery dwóch godzin w maratonie. Kipchoge był jednym z trzech zawodników, którzy wzięli udział w eksperymencie (więcej W TYM MIEJSCU).

ZOBACZ WIDEO Sektor Gości 89. Konrad Bukowiecki: Nie będę przepraszał Anity Włodarczyk. Takich standardów nie ma nigdzie

6 maja 2017 r. na torze Monza we Włoszech, w sterylnych warunkach (optymalna temperatura, praktycznie bezwietrznie), z "armią" zmieniających się pacemakerów i jadącym przed nimi samochodem Tesla (wyświetlał bieżący wynik) gwiazdor maratonu długo trzymał się planu. Osłabł w końcówce, wpadając na metę z po 2 godzinach i 25 sekundach. Był to najlepszy rezultat w historii, ale z wyżej wymienionych powodów nie może zostać wpisany do tabel światowej federacji.

Po tym popisie biegacza z Kenii wydawało się, że kwestią czasu jest pobicie przez niego rekordu świata w maratonie. W standardowych zawodach. A jeśli poprawiać rekordy, to tylko w Berlinie. Trasa płaska jak stół, zazwyczaj sprzyjające warunki atmosferyczne, do tego doskonały doping tłumnie zgromadzonej publiczności. Od 2003 r. w stolicy Niemiec rekord świata został poprawiony aż sześciokrotnie. Od 28 września 2014 r. najlepszy wynik dzierży Dennis Kimetto z Kenii (2:02:57). Rekordzista już nigdy do niego nie nawiązał, nie był w stanie osiągnąć wysokiej formy, uskarżał się na kontuzje.

Kipchoge miał go zdetronizować we wrześniu ubiegłego roku - w biegu, jakiego świat nie widział. Oprócz niego do Berlina zaproszono dwie inne wielkie gwiazdy - Kipsanga oraz Etiopczyka Kenenisę Bekele. I prawdopodobnie próba zakończyłaby się sukcesem, gdyby nie załamanie pogody. Pech chciał, że tym razem aura w Berlinie nie dopisała. Deszcz, wiatr i śliska nawierzchnia utrudniały walkę o rekord. Kipchoge zwyciężył z czasem 2:03:32. Tym razem warunki mają sprzyjać biegaczom. Prognoza dla Berlina na najbliższą niedzielę? Słonecznie, 16-18 stopni. Eksperci są niemal zgodni: w optymalnych warunkach najlepszego Kenijczyka stać na bieg w granicach 2:02.

"Zając" zdradza taktykę

Mimo wielu sukcesów i zwiększającej się liczby zer na koncie bankowym Kipchoge zachowuje się niezwykle skromnie. Gdy dziennikarze próbowali wydusić od niego, na jaki wynik zamierza biec, odpowiedział krótko. - Jestem w dobrej formie, czuję się dobrze. Nie myślę o rekordzie świata. Skupiam się na poprawieniu życiówki, która wynosi 2:03:05. A jeśli przy okazji padnie rekord świata, to będzie dobrze - odparł Kipchoge. Podobnie mówił przed poprzednimi startami w Berlinie czy Londynie.

Rąbka tajemnicy uchylił Sammy Kitwara, który w niedzielę pobiegnie w roli pacemakera. Jest on przekonany, że rekord świata padnie. - Eliud poprawiłby go już w zeszłym roku, gdy również byłem jego zającem, ale warunki były dla nas zbyt wrogie. Nasz plan to pobiec pierwszą połowę w 61:15-61:20. Kipchoge ma nadzieję uzyskać czas w okolicach 2:02:40 - powiedział Kitwara w rozmowie z Agencją Reutera.

Organizatorzy maratonu w stolicy Niemiec postarali się o to, by Kipchoge znów miał silnych rywali - Kipsanga oraz Erytrejczyka Zersenaya Tadese, rekordzistę świata w półmaratonie. Wydaje się jednak, że faworyt toczyć będzie walkę przede wszystkim z czasem.

Jeśli Kenijczyk wygra i pobije wynik Kimetto, wróci z Berlina bogatszy o 120 tys. euro. W ojczyźnie zaś czekać będzie na niego dodatkowa nagroda - samochód Isuzu D-Max (cena waha się, w zależności od wersji, od 105 do 159 tys. zł).

Maraton w Berlinie rozpocznie się o godz. 9.15. Dwie godziny później w Kopenhadze biegacze wyruszą na trasę półmaratonu (21,0975 km). W stolicy Danii rekord świata także wisi w powietrzu. Na poprawienie wyniku wspomnianego Tadese - 58:23 w Lizbonie - czekamy już ponad osiem lat.

Atak również na "połówce"

Stawka jest bardzo mocna. Widnieje na niej aż 14 biegaczy z rekordem życiowym poniżej godziny. Za faworytów uważani są: Abraham Cheroben z Bahrajnu i Jorum Okombo z Kenii - w zeszłym roku zajęli w Kopenhadze dwa pierwsze miejsca. Życiówka Cherobena wynosi 58:40, zaś Okombo jest o osiem sekund gorsza. Czarnym koniem może być Etiopczyk Yomif Kejelcha, halowy mistrz świata z Birmingham na 3000 m. Pacemakerzy mają poprowadzić bieg na wynik w okolicach 58 minut.

Jeszcze kilka dni temu na liście startowej widnieli: Kenijczyk Erick Kiptanui (58:42) i największa gwiazda amerykańskich biegów długodystansowych Galen Rupp (59:47). Obaj jednak wycofali się z zawodów w Kopenhadze. Już wcześniej było wiadomo, że zabraknie tegorocznego mistrza świata z Walencji - Geoffreya Kamworora z Kenii.

Wszyscy czekają na rekordy świata mężczyzn, a kto wie, czy niespodzianki nie sprawią panie. Zarówno w Berlinie, jak i w Kopenhadze należy się spodziewać bardzo dobrych rezultatów. Tirunesh Dibaba zamierza rozpocząć maraton berliński w tempie, które pozwoli jej myśleć o pobiciu mającego 15 lat rekordu Pauli Radcliffe (2:15:25). Etiopka musi jednak uważać, bo zbyt szybki początek na wiosennym maratonie w Londynie skutkował wycofaniem z rywalizacji.

Natomiast w Kopenhadze z półmaratońskim rekordem Kenijki Joyciline Jepkosgei (1:04:51) spróbują zmierzyć się jej rodaczki: Joan Chelimo Melly, Ruth Chepngetich, Mary Wacera Ngugi oraz Etiopka Ababel Yeshaneh Brihane.

Czy 16 września padnie rekord świata?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×