- Miałam dwie polskie i jedną zagraniczną kontrolę. Dopiero po nich mogli mi zdjąć z konta czerwoną kartkę. Swoją drogą, nastąpiło to pięć minut przed kwalifikacjami do sprintu, bo ktoś nie przesłał protokołów do FIS. Idę na śniadanie, a w komputerze ciągle widzę, że jestem zawieszona. Dzwonię więc do PZN, bo nie wiem co robić. Przecież jeśli pobiegnę, to ktoś może się przyczepić, że nie miałam prawa. Konsultowałam się nawet z prawnikiem zajmującym się taką tematyką. Pobiegłam, ale o tym, że mogę wiedział przed startem tylko mój narzeczony. Przekazał mi tę wiadomość po eliminacjach - powiedziała Marek w rozmowie z Przeglądem Sportowym.
Celem polskiej biegaczki jest teraz start na igrzyskach w Soczi.
Źródło: Przegląd Sportowy.