Spełniło się moje marzenie o najlepszym trenerze na świecie - rozmowa z Pauliną Maciuszek, polską biegaczką narciarską

Paulina Maciuszek jest zadowolona z przygotowań do zimy. W rozmowie z portalem SportoweFakty.pl mówi m.in. o ćwiczeniach z Ivanem Hudacem i o dobrym duszku obecnym na treningach kadry - Petrze Majdić.

Daniel Ludwiński
Daniel Ludwiński

Daniel Ludwiński: W najbliższym czasie rozpoczyna się kolejny sezon i nowa edycja Pucharu Świata. Za tobą miesiące przygotowań i zgrupowań. Czy jesteś zadowolona z ich przebiegu?

Paulina Maciuszek: Tak, na pewno jestem z nich zadowolona. Oczywiście nie mogę jednak popadać w samozachwyt, czego trener bardzo pilnuje i krytykuje jeśli jesteśmy na treningu za wesołe. Okres przygotowawczy był dla mnie ciężki, gdyż miałam długą przerwę od lutego i mojego wypadku w Novym Meście. Miałam już zresztą zupełnie inne plany na życie, nie przypuszczałam, że wszystko tak się odwróci, że będzie nowy trener, że będę dalej trenowała. Wtedy spełniło się jednak moje marzenie o najlepszym trenerze na świecie. Myślę, że okres przygotowawczy przebiegł dobrze. Drobne kontuzje po drodze się zdarzały, ale nie wykluczały mnie one z treningu. W porządku nie jest tylko z moim kolanem, bo czeka mnie operacja, jednak ból jest największy w trakcie treningów np. skocznościowych, wtedy muszę robić inne ćwiczenia, również na skoczność, ale nieco inne. Teraz już jednak nie skaczemy, tylko biegamy i trzeba wytrzymać.

Wspomniałaś o nowym trenerze, którym został Ivan Hudac, były szkoleniowiec Petry Majdić. Jak wyglądają treningi pod jego wodzą? Czy są nowe ćwiczenia, jakich nie było wcześniej, czy zwiększyła się ich intensywność?

- Na pewno tak, teraz jest większa. Trener wyprowadził wiele szybkich i intensywnych treningów. Przyznam się szczerze, że pierwszy raz zdarzyło się, że prowadzący mnie trener zmęczył mnie tak, że padłam na szczycie wzniesienia, teraz stało się tak nieraz. Myślę, że te treningi zaowocują w zimie, że teraz będę padała na mecie (śmiech).

W sporcie nie brak różnych trenerów, niektórzy są surowi, inni pozostają ze swymi zawodnikami niemalże na stopie koleżeńskiej. Jaki jest dla was Ivan Hudac?

- Kiedy trzeba jest surowy, kiedy trzeba jest superpedagogiem, a kiedy trzeba - dobrym przyjacielem. Może nie można nazwać tego jeszcze przyjaźnią, ale cały czas budujemy tę więź w grupie między nami wszystkimi. On na pewno jest dobrym trenerem i dobrym człowiekiem. Wszystkie w kadrze jesteśmy dobrej myśli.

Zarówno ty jak i inne biegaczki podkreślałyście ostatnio atmosferę w drużynie. Można mówić, że powstał prawdziwy zespół?

- Oj tak, trener wprowadził w pełni rodzinną atmosferę. Gdy na początku okresu przygotowawczego miałyśmy także lżejsze treningi czy dni wolne to trener zabierał nas na kawę, siedzieliśmy wszyscy razem i dyskutowaliśmy. Spajało nas to w jedną rodzinę, a o to w tym wszystkim chodzi, żeby być razem.

Życiową partnerką Hudaca jest wspomniana Petra Majdić. Podobno była obecna na niektórych zgrupowaniach, czy miała więc okazję z wami potrenować?

- Petra strasznie nas wspiera psychicznie, jest takim dobrym duszkiem w naszej grupie. Jeździ z nami, na najcięższych treningach stoi na podbiegu, wspiera nas. Była też z nami na marszobiegach czy na crossie, ale dla niej to były ćwiczenia dla siebie, swoje sportowe marzenia już spełniła i teraz cieszy się życiem.

Rok temu chwaliłaś sobie współpracę także z Andrzejem Kupczykiem, trenerem kadry bobsleistów, którzy przed pewien czas miał okazję pracować również z wami. Czy w tym roku znów was trenował?

- Niestety nie, trener Andrzej Kupczyk już z nami nie współpracuje. Bardzo serdecznie tą drogą go pozdrawiam i dziękuję za to, co dla nas zrobił. Mam nadzieję, że jego grupa bobsleistów pokaże na co ją stać w Soczi i że tam się spotkamy.

Z pewnością masz za sobą przeprowadzone jak co roku badania wydolnościowe. Czy jesteś zadowolona z ich wyników?

- Badania były przeprowadzone, jednak tym razem w po raz pierwszy w Katowicach. Sposób przeprowadzania tych badań znacznie odbiega od badań, które w poprzednich latach były wykonywane w Warszawie. Dopiero w przyszłym roku będzie więc można je porównywać.

Justyna Kowalczyk powiedziała, że w nowym sezonie będzie startowała praktycznie we wszystkich zawodach Pucharu Świata i opuści tylko sprinty w Quebecu. Jakie są twoje plany jeśli chodzi o liczbę startów?

- Myślę, że więcej na ten temat będzie w stanie powiedzieć mój trener. Rozmawiał z osobna z każdą z nas, w tym ze mną, i każdą z nas widzi w innych zawodach. Każda z nas jest inna i choć w sztafecie będziemy biegać oczywiście wszystkie razem, to jednak starty indywidualne trener traktuje inaczej. Dla każdej z nas dobierze starty tak, że wyciągnie z nas maksimum możliwości. Ja wolę dłuższe dystanse - dziesięć kilometrów, piętnaście. Na początek będzie Gaellivare, tam są zwariowane trasy, zakręt na zakręcie. Potem Kuusamo i trasy, które bardzo lubię. Są ciężkie, nie brak długich podbiegów.

W lutym przyjdzie czas na mistrzostwa świata w Val di Fiemme, najważniejsze zawody w sezonie. Myślisz już o tej imprezie? Jak czujesz się na tamtejszych trasach?

- Na razie nie skupiam się jeszcze na tym, co będzie w lutym w Val di Fiemme. Myślę teraz o pierwszych startach i o początku sezonu. Trasy w Val di Fiemme jednak lubię, są tam długie odcinki, bezpieczne, idealnie pode mnie, jest gdzie pobiegać. Mam więc nadzieję, że powalczę.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×