Ponad dekadę temu Kowalczyk dopiero przebijała się do światowej czołówki i mogła pomarzyć o teamie z lekarzem. Problemy ze ścięgnem Achillesa sprawiły, że w styczniu 2005 roku nasza reprezentantka zastosowała lek, w którym był traktowany jako doping deksametazon. Wymierzona kara pierwotnie była surowa - dwa lata zawieszenia. Polka zaczęła się jednak odwoływać i jej argumenty uznano za słuszne, dzięki czemu zawieszenie zostało skrócone. Ostatecznie już w grudniu 2005 roku Kowalczyk biegała znowu, a od tamtej pory niezwykle uważanie sprawdza wszystkie składniki każdego leku.
Przypadek Polki jest przywoływany w skandynawskich mediach, zarówno w Szwecji, jak i Norwegii. Tamtejsi dziennikarze zastanawiają się bowiem, czy obecna sprawa Therese Johaug, u której doping również wykryto w leku, zakończy się podobnie jak ta sprzed jedenastu lat, dzięki czemu Norweżka szybko wróciłaby na trasy.
- Są dwa najgorsze rodzaje dopingu - doping krwi oraz sterydy anaboliczne. U Johaug wykryto to drugie, więc jej przypadek jest nieco gorszy niż ten u Kowalczyk. Generalnie należy jednak pamiętać, że żadna z nich nie brała niczego w celu bycia lepszą zawodniczką - powiedział Åke Andrén-Sandberg, szwedzki ekspert ds. dopingu w sporcie.
Według Sandberga znaczenie mogą mieć też inne wyniki badań u Johaug, przeprowadzone wcześniej. - Gdyby steryd trafił do organizmu drogą dożylną to byłby w nim wykrywalny nawet trzy miesiące później. Jeśli była wcześniej badana, stosunkowo niedawno, i była wtedy czysta, to można by mówić o okoliczności bardzo łagodzącej - stwierdził Sandberg.
ZOBACZ WIDEO Jerzy Engel: Taki mecz to wielka nagroda dla każdego piłkarza
Lek stosowany przez Kowalczyk jest dozwolony z okresem przygotowawczym i dopuszczony pod warunkiem zgłoszenia władzom podczas startu. Zawieszona została przez niedopatrzenie, bo Czytaj całość