Lin Yu-Ting, która na igrzyskach olimpijskich zdobyła złoty medal po wygraniu finału z Julią Szeremetą, miała reprezentować Tajwan na mistrzostwach świata w boksie w Liverpoolu. Ostatecznie do Wielkiej Brytanii nie dotarła.
Tajwańska Centralna Agencja Informacyjna informowała, że wyniki obowiązkowych testów płci zostały wysłane do władz World Boxing, ale żadna odpowiedź nie nadeszła. Zdziwiony tym komunikatem był m.in. trener Polek, który przyznał, że procedura wyglądała zupełnie inaczej.
ZOBACZ WIDEO: Wiadomo, co dziś robi wicemistrzyni olimpijska. "To nie jest wielki biznes"
- Jakie wysyłanie badań?! Tu nie wysyła się żadnych badań! Trzeba było je przywieźć i w dzień weryfikacji pokazać służbom World Boxing. Tak zrobiły nasze dziewczyny i zostały zatwierdzone do turnieju - powiedział Tomasz Dylak w rozmowie z TVP Sport przed rozpoczęciem mistrzostw.
Tymczasem tajwański minister sportu, Li Yang, zapewnił, że podejmie wszelkie możliwe działania, aby wesprzeć swoją pięściarkę. - Już w zeszłym tygodniu spotkaliśmy się z zawodniczką i jej trenerem, aby omówić sytuację. Będziemy kontynuować rozmowy z międzynarodowymi organizacjami, aby zapewnić jej sprawiedliwe traktowanie - zapewnił Li Yang cytowany przez miejscową Centralną Agencję Informacyjną.
To nie pierwszy raz, gdy Lin Yu-Ting napotyka na problemy związane z testami płci. W 2023 r. wraz z inną zawodniczką - Imane Khelif - została wykluczona z mistrzostw świata organizowanych jeszcze przez Międzynarodową Federację Boksu. Decyzję tę skrytykował Międzynarodowy Komitet Olimpijski ze względu na brak naukowych podstaw i dopuścił obie zawodniczki do igrzysk olimpijskich.
W związku z kontrowersjami wokół Międzynarodowej Federacji Boksu we wrześniu mistrzostwa świata zorganizował inny podmiot - uznany przez MKOl - World Boxing, który wprowadził nowe zasady dotyczące obowiązkowych testów płci dla wszystkich zawodniczek.
W Liverpoolu Szeremeta ponownie dotarła do finału, w którym tym razem uległa Jaismine Lamborii.