Julia Szeremeta stanęła przed szansą zdobycia mistrzostwa świata w boksie olimpijskim. W finale w Liverpoolu zmierzyła się z Hinduską Jaismine Lamborią, która wygrała decyzją sędziów 4-1. Szeremeta, mimo kontuzji ręki, nie poddała się i walczyła do końca.
- Na pewno czuję niedosyt. Ostatnio srebro się mnie trzyma, niestety - powiedziała Szeremeta w programie "Dzień dobry TVN", nawiązując do wcześniejszych sukcesów, takich jak srebro na igrzyskach olimpijskich w Paryżu.
ZOBACZ WIDEO: Wiadomo, co dziś robi wicemistrzyni olimpijska. "To nie jest wielki biznes"
Kontuzja ręki pojawiła się podczas ćwierćfinałowej walki z Kazaszką Kariną Ibragimową. - Do tej pory nie wiem, co się wydarzyło. Jak schodziłam do narożnika, to czułam, jak rozrywa mi rękę. Boksowałam dalej, a po walce zdjęłam rękawicę i zobaczyłam, jaką mam gulę, nie mogła ruszać ręką. Trafiłam na brytyjski SOR, to nie było w moim bingu na 2025 r., nie spodziewałam się tego. Tam zrobili mi zdjęcie i powiedzieli, że mam nie walczyć, dali mi stabilizator. Gdy lekarz mówił, ze łzami w oczach zwróciłam się do trenera: "Ja będę walczyć?" - wyjaśniła Szeremeta.
Szeremeta przyznała, że musiała ukryć uraz przed lekarzami. - Miałam dzień przerwy, trenerzy i fizjoterapeuta zadbali o moją rękę. Przed ważeniem nałożyłam podkład, aby zakryć siniaka - dodała. Jej determinacja była ogromna, mimo że finał przegrała w kontrowersyjnych okolicznościach.
- Mogłam boksować bardziej zachowawczo, uważając na tę prawą rękę. Kontuzje się zdarzają, ale forma była perfekcyjna - podsumowała Szeremeta, podkreślając, jak ważny był to dla niej start.